„Kiedy po raz pierwszy z chłopakiem uprawialiśmy seks oralny, w pewnym momencie on odsunął się od mojej waginy i wyjął z ust długi włos łonowy. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Facet zaś sprawiał wrażenie, jakby go to w ogóle nie ruszyło”.
Taki wpis znalazłam, przeglądając w sieci artykuły dotyczące woskowania bikini. Okazuje się, że wzrost włosów łonowych i ich posiadanie mogą być dla niektórych nie lada traumą, stąd nagła potrzeba ich usuwania. Wytwarzaniu potrzeb – jak zawsze – pomagają media, prezentując sposoby na kreatywne rzeźbienie w futrze, trąbiąc o zaletach depilacji oraz czyniąc aktorki, modelki czy inne celebrytki ambasadorkami gładkiego „mymłona”. Paradoksalnie, w dzisiejszych czasach skrajną aletrntatywą jest te włosy mieć, ale najlepiej w stylu ogrodów angielskich, czyli dzikości kontrolowanej.
Pod artykułem dotyczącym sesji autorstwa Paoli Kudacki z udziałem Crystal Renn w 25 Magazine, natknęłam się na komentarz, że tak bujnie owłosione łono, jakie prezentuje modelka, to nie kwalifikuje się do niczego innego, jak tylko wyrazy współczucia. Dlaczego? Bo to, co ma włosy, śmierdzi. Jak się przegrzewa (bo w futrach to zawsze gorąco) – też śmierdzi. No, ręce po cycki opadają. Śmierdzi to, czego się nie myje – jak się nie umyje głowy, to też śmierdzi. Chyba, że chodzi o naturalny intymny zapach? A zapach genitaliów, jasne, jest specyficzny, ale nigdy nie łączyłabym go z tym, czy ktoś „tam na dole” ma pełny busz, pas startowy czy jest ogolony na zero. Jedno pozostaje pewne – cipka w dyskursie publicznym nie szokuje tak bardzo, jak owłosiona cipka wpisana w ten dyskurs.
Włos w zupie, na muszli klozetowej czy w odpływie umywalki jest abiektem, elementem wywołującym obrzydzenie. Włos łonowy w zębach winien więc urastać do rangi katastrofy. Nieraz słyszałam opinie, że lizanie owłosionej waginy to przy okazji nitkowanie zębów oraz łowienie pamiątek wydłubywanych dnia następnego. Takie deklaracje może wygłosić tylko ktoś, kto ostatni raz waginę miał na wysokości wzroku, kiedy przeciskał się przez kanał rodny. Podczas seksu oralnego (a tyczy się to i cunnilingus, i fellatio) różne niespodzianki się zdarzają, prawda? Co się wtedy robi? Wyciąga i upuszcza na prześcieradło lub podłogę, żeby nie przeszkadzało, i działa dalej. Niech pierwszy wyjdzie przed szereg ten, kto przez dwadzieścia cztery godziny po akcie wciąż nie czuł, że ma włos w ustach. A jak już wyjdzie, to niech się wstydzi, że zębów wystarczająco często i dokładnie nie szoruje. Rozumiem, niespodziewany obcy włos w talerzu, ale jak już osiągasz z kimś taki poziom intymności, że pchasz mu się z twarzą do genitaliów, to po co się tak krygować, że obrzydliwie i cofka na miejscu?
Nie chodzi mi o ekstremum, które co bardziej gorliwi próbowaliby narzucać: skoro babka chce mieć owłosione łono, to niech przestanie też golić pachy i nogi, bo żyletki i brzytwy to narzędzia patriarchatu. Zapominają o jednym – włosy łonowe są o tyle inne, że bardziej zbliżone do tego, co łączymy z seksem i seksualnością. Narzucanie doboru takiej czy innej intymnej fryzury to pośrednie próby formatowania czyjejś seksualności. To, że ja czuję się najlepiej wygolona na zero czy zapuszczona do granic możliwości, jest wyłącznie moją prywatną preferencją i jako taką należy ją uszanować. Zatem: jak babka sobie chce mieć, tak niech ma. Jak lubi eksperymentować z zabiegami fryzjerskimi – też jej brocha. Dosłownie i w przenośni.
Sama jestem zdania, że cipki brodate czy ogolone zawsze przy pierwszym zwiedzaniu (Terytorium Wulwa ze stolicą w Clitorii, populacja: 1) są ekscytujące. To założenie opiera się na zasadzie, że coś jest fajne nie dlatego, jakie jest, ale dlatego, że TAM jest. Przynajmniej ja zawsze jestem podekscytowana, kiedy widzę lub robię coś po raz pierwszy, a wiem, że może mi się spodobać. Jak się więc już się tak zdarzy, że ktoś przede mną łaskawie swe gacie ściągnie, to naprawdę, nie skupiam się na wróżeniu z kędziorów czy ogólnej ocenie dizajnu łona. Mam zwyczajną radochę z rozpakowanego prezentu, takie „pokaż, kotku, co masz w środku”. I nigdy nie zdarzyło mi się, żeby druga strona była targana bardziej przeżyciami estetycznymi niż ciekawością.
Na koniec drobna dygresja. Zaobserwowałam, że trendy we fryzjerstwie łonowym są całkiem podobne do tego, co się akurat lansuje się w przypadku brwi – kiedy nastały czasy pełnego woskowania bikini, kobiety nosiły cieniusieńkie linie włosków nad oczami (czasami wyłącznie narysowane kredką). Bardzo dyskretna sugestia. Obecnie – kiedy szersza brew powróciła do łask, powróciło w glorii i chwale łonowe futerko. I teraz zamiast sugerować partnerkom golenie się praktycznie do zera, mężczyźni i kobiety zabiegają o zapuszczanie. Takie z nas podatne zwierzątka…
Bo zapuszczanie ogólnie pobudza kreatywność, jak w przypadku pejzaży Allana Tegera:
I pas startowy inaczej:
Komentarze zamknięte.
Anonim
3 maja 2013 at 20:37Dobry tekst! Oby jak najwięcej takich. Kiedy przeglądam fora kobiece, na których poruszana jest ta kwestia, to zawsze zadaję sobie pytanie ” Dlaczego tak intymna sfera nie jest sprawą tylko konkretnej osoby, czy pary ale sprawą PUBLICZNĄ” Od kobiet ŻĄDA SIĘ aby goliły łono, bo jak nie to są paskudnymi kocmołuchami- bez maski gazowej nie podchodź po prostu.
Ja osobiście preferuję owłosienie, jego brak sprawia mi ból i generalnie sprawia problemy. Czasem nachodzi mnie fantazja na jakiś wzorek. Czasem golę się na zero, bo wiem że mojemu chłopakowi to sprawi przyjemność, robię mu prezencik z jakiejś okazji albo bez. Wtedy irytujące swędzenie i konieczność przemywania wodą utlenioną, kojarzą mi się z miłymi seksualnymi chwilami. Ale hola hola! Jak mi ktoś każe dokonać takiej ingerencji, to odbieram to mniej więcej na tym poziomie, co próbę gwałtu.
tiruriru
16 września 2012 at 07:02hehe, a ja widziałam niedawno zestawienie męskich fryzur (na głowie :P) z kobiecymi w kroczu – dość przekonujące ;) „włoska robota” w ogóle: e?
a jeśli chodzi o fryzurę „tam na dole” – nie wiem, o co chodzi z depilacją tego miejsca. Ostatnio nawet usłyszałam od faceta, że brak włosów łonowych wprawia go w zakłopotanie – kobieta sugeruje, że jest „dziewczynką”. Jeśli chodzi o mnie: nie golę, nie zapuszczam – strzygę :)
Nat
16 września 2012 at 12:41Czytałam wypowiedź faceta odnośnie mitu „dziewczynki” i według tego pana to interpretacja, którą narzucają głównie babki. Całość była utrzymana w tonie – kobieto, masz rozwinięte ciało – piersi, biodra, pośladki i nie ma mowy, żebym pomylił cię z podlotkiem. Zawsze, kiedy mam do czynienia z zupełnie wygolonym łonem, pasem startowym czy innymi wzorkami, wiem, że kobieta czuje się pewnie ze swoją waginą, może lubi się trochę nieprzyzwoicie zabawić, ale nigdy nie pomyślałbym, że właśnie skończyła zajęcia w szkole.
Agata
12 września 2012 at 17:46Masz wiele racji:) faktycznie jest cos w tym temacie z brwiami i synchronizacja na dole:) ja mimo wszystko pozostane wierna pasowi startowemu na dole i gęsteszym brwiom… Na górze:). Fakt faktem ze zdarza sie ze u faceta tak bujnosc ” nie trąca” jak u kobiety ale ” o gustach sie nie dyskutuje..” gratuluje Ci poczucia humoru i luźnego podejscia do tematow:) jak dla mnie super!!!!
Nat
4 września 2012 at 20:30Nick, a komu odpowiadasz? Dziewczynie z forum internetowego, którą cytowałam? Jako humanistka podpowiem Ci też, że moja dziedzina zapożyczyła wiele terminów dotyczących oryginalnie przedmiotów ścisłych. Ale ogólnie – dziękuję za cenną uwagę.
nick
3 września 2012 at 18:07sluchaj, skoro Twoja fryzura intymna to Twoja sprawa, a ktos probuje „formatowac” (jako inz informatyk podpowiem Ci ze odpowiednie slowo to formować, nie formatować!). to moze odpusc sobie relacje z tym oto osobnikiem? wśród facetów jest cala masa preferencji, jedni wola owlosione, inni przyciete, inni na 0. jedni wola wydatny srom, inni mniej widoczny…
ps. z wlasnego doswiadczenia powiem Ci ze jezeli poczuje cos (cos wiekszego) do kobiety i dojdziemy do relacji intymnych to przelewam moc uczucia na ulubienie jej (takze jej okolic intymnych).