Proszę, dziękuję, przepraszam – słowa, które trzeba rozrzucić po podłodze wokół łóżka, razem z bawełnianą bielizną i skarpetami frote.
Po seksie najszybciej osusza mi waginę wysapane przez kochanka „dziękuję”. To „dziękuję” zawsze jakoś nie pasuje mi do kontekstu, bo z domu wyniosłam przekonanie, że dziękuje się na przykład za wspólny posiłek czy miło spędzony czas. Seks, choć niewątpliwie przyjemny, jest jednak w jakiś sposób wypłukany z uprzejmości – umówmy się, wzajemne ugniatanie, dyszenie, pocenie się i wymiana płynów ustrojowych nie są specjalnie eleganckie, więc jakiekolwiek zasady savoir-vivre należy zostawić za drzwiami sypialni.
Na „proszenie o seks” też mam wewnętrzną alergię, bo kojarzy mi się z tymi złymi, oziębłymi kobietami, które wiecznie tych proszących chłopów odtrącają. Poważnie, w każdym niemal artykule dotyczącym zaniku pożycia małżeńskiego czy związkowego, jako przykład podaje się właśnie podobną sytuację. Że kiedy pan prosi, to pani się w swojej flanelowej piżamie tyłkiem ku niemu obraca i bynajmniej nie w celu zachęty, coby sobie nieco tego tyłka uszczknął.
Przyjmuję jednak, że całe przedsięwzięcie zachęcania do seksu wypaliło, więc było się razem w łóżku, wydawało się komendy typu „trochę bardziej w prawo” i po skonsumowanym akcie wypadałoby coś powiedzieć. Tylko z niejasnych przyczyn zamiast ewentualnego komentarza do tego, co zaszło albo uduchowionego milczenia, partnerzy decydują się na święto dziękczynienia. Ja tam po stokroć wolę, żeby taki dał mi buzi, klepnął w tyłek i zostawił w spokoju. Jak jestem w nastroju, to mogę dać się poprzytulać – ewentualnie. Chociaż niejedną z moich koleżanek takie rozmaślone „dziękuję” rozczula, ale to ich sprawa, są po prostu normalnymi kobietami, a ja jestem zboczona. Nie zmienia to faktu, że co najmniej dwóch mężczyzn musiałam oduczyć mówienia „dziękuję” – choć nie wiem, czy bardziej przemówiły do nich moje argumenty, czy rechot. Bo po tym „dziękuję” brakuje mi tylko: „ile się należy?”.
Podziękować to też jakby powiedzieć „niczego więcej się nie spodziewaj”. Zupełnie, jakby zapowiadała się całkiem niezła orgietka, a partner po otrzymanym oralu zapiąłby spodnie, włos przeczesał palcami i wyszedł z domu, uprzednio ograniczając się do wymiany uprzejmości nie w postaci minety (żeby tylko!), a właśnie owego magicznego słowa.
Proszę, pouprawiajmy seks, dziękuję, żeś dała się przelecieć, przepraszam, żem cię swym członkiem splugawił. Mało pobudzający schemat. Zupełnie, jak „całuję rączki” i „rzucam się do stópek”. Trąci wąsem i meblościanką Halina, jak nic. Poza tym seks to transakcja wymienna – jak pan pani, tak pani panu (czy pan panu albo pani pani), więc z reguły obie strony są kwita. Ależ proszę i przepraszam, że nie doszłam – chciałoby się odpowiedzieć.
Komentarze zamknięte.
Ja
26 grudnia 2015 at 20:39Proszę, pouprawiajmy seks, dziękuję, żeś dała się przelecieć, przepraszam, żem cię swym członkiem splugawił. – niesamowicie bezbłędne. Śmiałam się bardzo:)
Eileen
25 maja 2015 at 00:41Nigdy nie myślałam o tym w taki sposób… Mówienie „Dziękuję” w takiej sytuacji wydaje mi się miłe, perwersyjne i zabawne :)
enterka
26 listopada 2012 at 11:40no dobrze – dziękować nie. A czy rozmawiać? a jesli tak – jak? Jakich określeń uzywać? Tych które mamy, czyli raczej wulgarnych (mówię o okreslaniu kobiecości raczej niż męskości) czy wymyslać własne? A moze nie rozmawiać wcale?
Nat
26 listopada 2012 at 11:54Oczywiście, że rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać! Język to sprawa niezwykle indywidualna, sama jestem zdania, że każda para wypracowuje sobie własną seks-lingwistykę, która obojgu odpowiada. Jedni wolą zdrobniale, inni wulgarnie, jeszcze inni „medycznie” i to jest w porządku. Nie mam gotowej recepty na to, jak inni powinni określać własne narządy. Jednak zastanówmy się – wyciągasz rękę i czym ona jest? Jest ręką. Nie „kikutkiem”, nie „chwytaczką”, nie czymkolwiek innym – dlaczego więc wagina miałaby nosić inne imię? Czy nazwana „różą” pachniałaby inaczej? Jest tak samo ciałem, jego częścią, jak każdy inny element – nos, ramię i stopa. Ja, mając do dyspozycji „waginę” i „penisa”, czuję się zupełnie komfortowo!
Terranova
29 listopada 2012 at 09:24Rozmawiac! :) A co do wymyslania – czemu nie? Mozna wymyslac wlasne ;) Choc wiele ladnych wymyslili juz inni, wiec mozna tez cos podpatrzec ;)
Polecam!
http://kobiecosc.info/kobiece-sprawy/jak-rozmawiac-o-kobiecosci/
astra
11 września 2012 at 11:52„nick” a jakie dziękowanie jest do przyjęcia, a jakie nie ? Bo jak dla mnie artykuł nie jest zbyt dużym uogólnieniem. Mowa jest tylko o seksie. Jeżeli partner/partnerka/mąż/żona czy ktokolwiek inny jest romantyczny i po seksie chce Ci dziękować „za to, że jesteś” i takie tam… to ok… ale tu mowa była wyraźnie o dziękowaniu za seks. Mi się kojarzy takie dziękowanie identycznie jak autorce „Ile się należy?”
nick
11 września 2012 at 10:14To chyba zależy kto i jak Ci dziękuje. Za duże uogólnienie w tym artykule jak dla mnie…
tiruriru
11 września 2012 at 07:26hehe, dziękuję po seksie jest zboczone! ;)
a
11 września 2012 at 07:19Takie życie. I nie jesteś zboczona, jesteś NORMALNA. I błagam nie zostań damskim Kominkiem czy zwał jak zwał Segrittą, błagam nie bądź idź pod komercję…bo dobrze się Ciebie czyta ;)
:)
11 września 2012 at 00:39nie jesteś zboczona :). ja jeszcze się z uprzejmościami po(na szczęście) nie spotkałam… ale też bym rechotała.
:)
11 września 2012 at 00:40pomyłka – miałam być kobietą