Ty to nie tylko twoje ciało. A właśnie negatywny obraz ciała najczęściej stoi na drodze do budowania satysfakcjonującej intymnej relacji z drugą osobą. Bo jak komukolwiek może podobać się to, co sprawia, że sama najchętniej porozbijałabyś wszystkie lustra?
Właśnie – lustra. Częściej wrogowie niż przyjaciele. Myślę, że większość z nas nieraz obserwowała własne odbicie, skupiając uwagę jedynie na tych dwóch, trzech elementach, które nie są tak idealne, jakbyśmy chciały. Cóż, twoja percepcja staje się twoją rzeczywistością. Niezwykle trafne w przypadku ciała, prawda? Nieraz pewnie widziałaś ludzi, którzy byli jedynie swoimi brzuchami, nosami, odstającymi uszami i to blokowało ich w kontaktach towarzyskich czy intymnych. Obsesyjne myślenie o własnym byciu nieidealnym w zasadzie przyćmiewa wszystko inne, co jest wartościowe w danym człowieku.
Wraz z nastaniem Nowego Roku naszła mnie refleksja dotycząca tego, jak wiele robi się postanowień dotyczących zmiany aparycji. Nie pomagają tutaj magazyny czy portale internetowe, które chcą swoich czytelników i użytkowników w tych planach wesprzeć, proponując zabiegi, diety, zestawy treningowe, ćwiczenia motywacyjne. A jak to się kończy po kilku miesiącach? Frustracją wywołaną faktem, że znów nie dotrzymało się danego sobie przyrzeczenia. Zupełnie jakby zmiana wyglądu miała nagle zmienić całe nastawienie do świata i sprawić, że staniemy się lepsi lub przestaniemy psuć innym krajobraz swoim niedopasowaniem względem pięknych ludzi.
Intymności w relacji nie sprzyja strach przed wrażeniem, jakie wywołujemy swoim wyglądem. Bycie z kimś blisko jawi się wówczas jako sytuacja zagrożenia, bo jak można czuć się bezpiecznie, odsłoniwszy zupełnie to, co powoduje zawstydzenie. Niezależnie czy jest to niedowaga, krzywe nogi, a może po prostu starzejące się ciało, negatywny obraz samej siebie zwyczajnie nie pozwala budować intymności przynajmniej w dwóch wymiarach: fizycznym i emocjonalnym. W aspekcie fizycznym następuje nie tylko unikanie bliskości i dotyku (lub zabranianie dotykania poszczególnych części ciała). To także decydowanie się na współżycie tylko pod kołdrą, przy zgaszonym świetle lub zostawiwszy na sobie niektóre części garderoby, niechęć do eksperymentowania z pozycjami czy zabawkami. Słowem, wszystko to, co odbiega jakoś od sytuacji już przepracowanych, w których wiemy, jak się zachować lub ułożyć, by prezentować się jak najmniej odrażająco. W efekcie seks jest mało satysfakcjonujący.
Negatywny obraz ciała nie pozwala również budować bliskości emocjonalnej. Tak długo, jak starasz się ukrywać to, co w twoim ciele wstydliwe, nakręcasz spiralę myśli, że nikt, absolutnie nikt nie może tego zobaczyć, dotknąć lub… zaakceptować. Tym samym hamujesz i ukrywasz swoje żądze, blokując tym samym rozwój swojej seksualności.
Jak więc czujesz się, gdy jesteś kompletnie nago? Stajesz dumnie przed lustrem, a może unikasz spoglądania na własne odbicie? Czy po seksie drogę z łóżka do łazienki pokonujesz z prędkością światła, kroczysz dumnie, a może idziesz normalnie, uprzednio owinąwszy się szczelnie kocem? Właśnie, czas powiedzieć zupełnie otwarcie: osoba, z którą w tym łóżku wylądowałaś, naprawdę jest przekonana o twojej atrakcyjności, chce cię dotykać i oglądać nago. Ciebie – nie twoją niepewność.
Nieraz pewnie twoim udziałem stawał się efekt tzw. „zmrożonej dotykiem”. Partner/ka przesuwał/a dłonią po twoim ciele, gdy nagle, dotknięta w miejsce, które jest przechowalnią twoich kompleksów, zamierałaś lub po prostu odsuwałaś jego/jej rękę. Moja drobna koleżanka przekonana o tym, że jej wystające kości nie mogą się nikomu podobać, wręcz zasłaniała się rękami, gdy tylko znalazła się obok swojego partnera kompletnie naga. Jej kompleks tkwił w kościach biodrowych i żebrach. Czas spojrzeć prawdzie w oczy: ten drugi ktoś wcale nie dotyka cię, sprawdzając, jakie to duże/krzywe/pryszczate, ale właśnie dlatego, że chce. Spotkawszy taką reakcję, każdy zastanawiałby się, co robi źle.
Rozmowa z partnerem/partnerką (czasem nawet w gronie koleżeńskim) paradoksalnie może uczynić rzeczy gorszymi. Ktoś, kto zaczyna cię przekonywać, że to, czego nie lubisz jest naprawdę piękne bywa zazwyczaj frustrująca. Zastanawiasz się, jakim cudem dobrałaś sobie na towarzysza/towarzyszkę życia osobę ślepą, a na dodatek bez gustu. Czas wreszcie pogodzić się z tym, że naprawdę nie jesteś wyłącznie swoim zewnętrzem. Jesteś kombinacją osobowości, uczuć, emocji i pasji, a im bardziej docenisz te cechy, tym lepiej zaczniesz czuć się z samą sobą, zrozumiawszy, że masz do zaoferowania dużo więcej niż tylko powłokę. I to będzie pierwszy krok do akceptacji własnej fizyczności.
Inni truciciele myśli, na których warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim ocenianie innych ludzi, by chwilowo czuć się lepiej z samą sobą. Ten bardziej kościsty czy otyły ktoś nie będzie obok ciebie w sytuacji intymnej, byś mogła dokonać korzystnego dla siebie porównania. Poza tym pogódź się z myślą, że mało kto jest chodzącym Photoshopem – sztab grafików poprawia urodę prezentowanych w magazynach osób – i dlaczego właściwie miałabyś chcieć im dorównać własną fizycznością? Ich prezencja to rzeczywiście element narzędzia pracy, na które składają się inne umiejętności czy talenty. I nigdy nie bądź „zbyt” (szara, gruba, chuda, piegowata), żeby coś zrobić – po prostu zacznij działać i rób to, na co masz ochotę! Bo nie jesteś tylko swoim ciałem.
[grafika wpisu – Mary Sterk]
Komentarze zamknięte.
Mar
2 sierpnia 2013 at 16:14Święta racja, potrzebowałam takiej diagnozy. Teraz muszę z nią coś zrobić. Najlepiej od razy zacząć pracować nad zlikwidowaniem poczucia bycia 'nie do zaakceptowania’. Tylko że to nie jest proste.
Nat
2 sierpnia 2013 at 17:33Trzymam za Ciebie kciuki!