Strach przed zobowiązaniem

Strach przed zobowiązaniem

Jak przezwyciężyć lęk przed lubieniem kogoś bardziej niż ten ktoś będzie lubił mnie? Jak wpuścić kogoś na swoje terytorium? Lęk przed odrzuceniem, pokazaniem miękkiego brzuszka czy złamaniem serca to wyłącznie… inne nazwy strachu przed zobowiązaniem.

Jedni boją się utraty własnej niezależności, wpuszczenia intruza na swój teren lub tego, że zostaną wciągnięci w związek na wyłączność, wrobieni w „chodzenie” szybciej niż będą na to gotowi. Jeszcze innych przeraża perspektywa, że jak się przywiążą, to drugie odejdzie i zostawi ich z krwawiącym sercem.

Znam ludzi (kobiety i mężczyzn), którzy umawiają się nie z tymi, którzy naprawdę ich pociągają, ale z wszelkiego rodzaju zastępczakami. Mniej atrakcyjnymi, mniej oczytanymi, z kompletnie innej ligi czy kategorii wagowej, ale wpatrzonych w nich niczym w obrazki. Wybierają takich partnerów/partnerki, którzy będą im wdzięczni za odrobinę czasu i uwagi, będących wobec nich takimi, jakimi oni sami boją się stać – bezbronnymi, bezwarunkowo przywiązanymi, zależnymi. Nie mogę ich winić. W końcu doświadczanie takiego rodzaju uwagi pompuje ich ego i poczucie własnej wartości. I daje pewność, że to oni skończą relację, gdy już im się dana osoba znudzi.

Wiem, że każde z nich chciałoby być doceniane, kochane i rozumiane, jednak ze strachu przed odrzuceniem nie dopuszczają do siebie tych, którzy mogliby im to zapewnić. Jasne – prowadzą ciekawe, niezależne życie, flirtują, uprawiają seks, ale wszystko to na tyle bezpiecznie, by móc wypisać się z tego układu w dowolnej chwili. Rozdają swoje numery telefonu wyłącznie po to, by w przyszłości zapewnić sobie jednorazowy seks z dostawą do domu. Są singlami, nie tylko dlatego, że tak jest wygodnie i fajnie. Są singlami, bo to zapewnia im przewagę nad przeciwnikiem.

Nie chcą angażować się bardziej niż robi to druga strona. Boją się stracić kontrolę nad własnym życiem i emocjami. Dzięki temu tkwią w systemie przyjaciół z bonusem i przygód bez zobowiązań, świecie letnich uczuć.

Perspektywa zaangażowania się uruchamia cały proces samoobrony, każe nakładać maskę najbardziej męskiego z mężczyzn lub najbardziej kobiecej z kobiet. Wyzwolonych i pogardzających tymi, z którymi sypiają, choć w głębi siebie chcieliby dawać i otrzymywać sympatię lub miłość.

Strach przed zobowiązaniem pojawia się również u osób będących w związkach, na przykład w przełomowym momencie zamieszkania razem czy zaręczyn. Wówczas partnerzy zamiast ofiarowywać siebie i czerpać z relacji, bezustannie walczą i to nie na słowa. Ktoś czuje się wykorzystany albo wrobiony, ewentualnie bezbronny wobec drugiego. Zakładają ochronne pancerze, nie mówią o uczuciach i własnych lękach, komunikując drugiemu: „wcale cię nie potrzebuję” i tym samym nigdy nie opuszczają gardy.

Przezwyciężenie takiego lęku to nie metamorfoza w weekend. To niełatwy proces wymagający czasu. Poniższe wskazówki są dla tych, którzy chcą wyzbyć się strachu przed zobowiązaniem i wejść w poważną, długoterminową relację, jednocześnie nie zatracając się i doświadczając pozytywnych uczuć i emocji:

1. Przestań się okłamywać. Zastanów się przez chwilę, czego pragniesz naprawdę, a do czego próbujesz siebie przekonać? Czy bezustannie porównujesz życie znajomych w parach do własnego singielstwa i rachunek wychodzi zawsze na twoją korzyść, bo oni muszą godzić się na kompromisy albo robić wszystko razem? Co właściwie ich związki oznaczają dla ciebie? To, jak osoby funkcjonują w układach „na wyłączność” jest kwestią indywidualną i gdyby im takie przywiązanie nie odpowiadało, nie decydowaliby się na nie. Owszem, istnieje społeczna presja wchodzenia w związki, wyobrażenie, jak powinny wyglądać i funkcjonować. Nie ma jednak uniwersalnego przepisu na bycie z kimś. Znalezienie kogoś odpowiedniego to wyzwanie, ale warto je podjąć, zamiast tylko głosić na prawo i lewo: „kocham być singlem”, gdy jest to tylko półprawda. Wejście w związek i zaangażowanie się to nie coś, co zdarza się „ot, tak”.

2. Nie rozdawaj swoich wizytówek i numeru telefonu tym, do których nawet nie zamierzasz oddzwonić. Nie dawaj fałszywej nadziei, to zwykły brak szacunku do drugiego człowieka. Co daje ci pompowanie ego uwielbieniem, które widzisz w czyichś oczach, choć w rzeczywistości pogardzasz tą osobą? W końcu daje się nabrać na tę kreację, którą oferujesz, nie dostrzegając tego, kim naprawdę jesteś. Czerpanie satysfakcji z łamania serc wyłącznie dlatego, że któregoś dnia ktoś zrobił (lub może zrobić) to tobie nie jest zdrowe – przede wszystkim dla ciebie. Ci odrzuceni jakoś się wyliżą, prawdopodobnie wejdą w relacje z ludźmi, którzy będą ich traktować tak, jak na to zasłużyli, gdy tobie pozostanie wyłącznie ocenianie ich z daleka. W samotności.

3. Zajmij się sobą. Jedz warzywa, czytaj ciekawe książki, oglądaj inspirujące filmy (albo ogłupiające filmy). Rozpieszczaj się własnym kosztem, nie cudzym. Rozwijaj pasje. Rób coś, co sprawia ci radość. Kiedy wreszcie spotkasz osobę, która będzie dla ciebie odpowiednia, zamiast usprawniać mechanizmy samoobronne, zaoferujesz jej spełnioną/spełnionego siebie, kreatywną i fascynującą jednostkę, która ma do dania dużo więcej niż tylko wypracowaną normę własnych stu procent kobiecości czy męskości.

4. Uświadom sobie, że to czy inni zaakceptują cię, czy odrzucą, nie zmieni tego, kim jesteś. Człowieka mającego swoje hobby, zajęcia, wykształcenie oraz pracę. Jeżeli zajmuje cię kwestia „co pomyślą inni?”, pielęgnowanie własnego poletka sprawi, że łatwiej odpuścisz, zniesiesz krytykę i uświadomisz sobie, że to normalne, iż nie jesteś w stanie zadowolić wszystkich. Sam/a jesteś swoim najsurowszym sędzią, więc przyjmij dobrą radę: oceniaj w sobie tylko to, co naprawdę możesz zmienić lub kontrolować.

[grafika wpisu – Juliette]