Coś, co dziewczynki mają, a chłopców to nie dotyczy – spacer wstydu.
Wczesne weekendowe przedpołudnie, wieczorowa sukienka, buty dzierżone w dłoni razem z modną kopertówką, włosy w nieładzie, makijaż również. Chciałoby się takiej wysyczeć w twarz: wiem, co robiłaś minionej nocy. Specjalność amerykańskich produkcji, czasem widywana w o poranku w pięknym kraju nad Wisłą – to właśnie walk of shame oraz kolejny powód do slut-shamingu. I choć sama używałam tego określenia w żartach (głównie z samej siebie lub w gronie znajomych), dopiero niedawno przyszło mi do głowy, jak bardzo genderowe jest to zjawisko.
Mężczyźni nie doświadczają spaceru wstydu. Dlaczego dotyczy on tylko babek – można wymienić co najmniej kilka powodów. Po pierwsze: po kobiecie od razu widać, że danego poranka po najwidoczniej udanych łowach w klubie, obudziła się w nieznajomym łóżku z nieco bardziej znajomym facetem. W pośpiechu szukała rozrzuconych po podłodze ubrań i bielizny, po czym wymknęła się, by zacząć swą długą i wstydliwą drogę do domu. Dobrze, jak ma na taksówkę. Jeżeli zostaje jej transport publiczny albo autonogi – zaczynają się schody.
Dziewczyny po prostu mają inny dress code na takie wyjścia, więc ubranie niepasujące do kontekstu (być może jest niedziela, a dzwony biją na sumę) mówi samo za siebie. Dodatkowo – konceptualna fryzura i to, co zostało ze smoky eyes. Gdzie ona się tak potargała, przecież nie podczas joggingu w parku? Facet, rzecz jasna, mógłby wyjść rozczochrany, w krzywo zapiętej koszuli i idę o zakład, że wzbudziłby mniejsze zainteresowanie wśród przechodniów niż kobieta w koktajlowej kiecce. Panom wizerunkowe niechlujstwo się wybacza. Po drugie: społeczeństwo jest bardziej skore oceniać takie cechy, jak moralność, inteligencja czy domniemana „łatwość”, patrząc na strój właśnie. Jeżeli więc dziewczyna ma na sobie coś, co może uchodzić za seksowne, nota wydaje się oczywista. Po dołożeniu do zestawu faktu uprawiania niezobowiązującego seksu – ideał, boska istota, sięga bruku. Nawet jeżeli dziewczyna nocowała u koleżanki, przechodnie będą skłonniejsi domniemywać, że koleżanka w rzeczywistości była kolegą. Dlatego kobieta, która odbywa swój spacer wstydu musi mieć zakłopotaną minę, bo wybryki jej były wysoce nieprzystojne.
Po trzecie: nie muszę chyba dodawać, że mężczyzna może mieć tyle seksualnych podbojów, ile sobie wymarzy, albo na ile pozwalają mu jego warunki. I mało kto odważy się powiedzieć złe słowo czy nazwać go zużytym towarem drugiej kategorii, jeżeli ma na swoim koncie dwucyfrową liczbę doświadczeń. Kobieta powinna czuć się zawstydzona faktem odbywania przygód na jedną noc, bo przecież nie-zboczone kobiety uprawiają seks tylko z miłości, po ślubie i przy zgaszonym świetle.
Zakłada się również, że babka po nocy z ledwo poznanym facetem winna się czuć wobec niego na tyle niezręcznie, że nie powinna liczyć na poranną kawę, tylko kopa w tyłek. Zręcznie było przecież razem wskoczyć do łóżka, a już niezręcznie byłoby zapytać „jak masz na imię?” czy o liczbę rodzeństwa. W ogóle najlepiej, jakby wyszła zanim rzeczony partner się obudzi, bo po co robić kwas. Niech myśli chłopak, że wszystko, co się zdarzyło, było tylko pięknym mokrym snem.
Kolejno: dziewczyna powinna też poważnie zastanowić się, dlaczego zdecydowała się na taki krok i czy na pewno była to dobra decyzja. Przecież powiedzenie, że facet ją podniecał nie jest wystarczające. Musiała być pijana albo jest nieskomplikowana z natury. Ewentualnie partner był rasowym graczem i zwyczajnie nie mogła się oprzeć. Powinna się też zastanawiać, czego oczekuje. Bo jeżeli nie oczekuje kolejnego wspólnego wyjścia i pikników w maju, znaczy to, że jest zepsuta.
Podwójny standard jest bardziej niż oczywisty: facet po aktywnej nocy wraca jak zwycięzca, kobieta – jak przegrana.
Najdziwniejszą rzeczą, jaką wyprodukowano dla regularnych wstydospacerowiczek, a którą namierzyłam w internecie, jest specjalny zestaw zawierający okulary przeciwsłoneczne, japonki, tunikę, chusteczki do demakijażu, szczoteczkę do zębów oraz karteczkę z przesłaniem „zadzwoń do mnie!” lub „nie dzwoń nigdy więcej!”. A, jest też torba na wszystkie dowody zbrodni popełnionej minionej nocy i bransoletka dowodząca wspieranie akcji walki z rakiem piersi. Jedyne 35 dolarów. Fajnie, że producenci chcą wspierać różową wstążeczkę, ale dlaczego, u licha, chcą, by kobiety czuły się zażenowane faktem, że uprawiają seks i może – uwaga – go lubią? „Świat nie musi wiedzieć, co właśnie zrobiłaś” – takie hasło przewodzi kampanii reklamowej zestawu. Życie nie ma jednak nic wspólnego z amerykańskim akademikiem, gdzie wracające do siebie dziewczę o poranku pożegna dwuszereg klaszczących mieszkańców, więc dlaczego nakręcać spiralę slut-shamingu? Świat się może dowie, a może się pomyli, dlaczego miałabym się nim przejmować?
Sama idea produktu ma nieść kobietom wyzwolenie, ale jest ono jakieś kulawe. Przede wszystkim – wyzwolenie to też noszenie takich ubrań, jakich się chce o każdej porze dnia i nocy i posyłanie uroczych uśmiechów tym, którzy usilnie chcą patrzeć spod byka na sunącą trotuarem niewiastę w brokacie. Nawet jeżeli sukienka, którą dziewczyna ma na sobie, mogłaby uchodzić za zdzirowatą w kontekście niedzielnego poranka.
Nie przypominam sobie, żebym sama doświadczyła spaceru wstydu w całej jego okazałości. Pewnie dlatego, że głównie miewałam przyszłych spacerowiczów u siebie albo jeździłam samochodem czy rowerem. A może dlatego, że po niezobowiązującym seksie nie czuję się pusta w środku czy samej sobie obca, jak życzyliby sobie niektórzy? Don’t rain on my parade! Według mnie wyjście w miasto i popełnienie kilku dyskusyjnych decyzji to też jakieś doświadczenie, z którego można wyciągnąć wnioski, w co lepiej się nie pakować w przyszłości. Nauczmy się zamieniać spacer wstydu w paradę dumy! (chyba, że kac nie pozwala…)
Komentarze zamknięte.
Wiedżma
14 października 2015 at 22:13zgadzam się z OPRatorem – nigdy nawet przez moment nie przyszło mi do głowy że powinnam się rano czuć zawstydzona albo zmieszana, to, co tu czytam to dla mnie bardzo abstrakcyjna nowość :) do tego nie wiem czy miałam po prostu szczęście ale nigdy nie poczułam nawet jednego potępiającego spojrzenia na sobie ^^ może kwestia wracania z głową w chmurach? ;)
Nat
15 października 2015 at 14:43I bardzo prawidłowo!
Pingback:
Kinga
16 lutego 2013 at 18:04;) http://www.youtube.com/watch?v=OiUchttUNtE
Nat
16 lutego 2013 at 21:43Dokładnie – „hot ass mass”!
OPRator
12 stycznia 2013 at 20:12Odnośnie do tego podwójnego standardu, to jednak jest w dużej części tylko 'mit założycielski’, już nawet nie definiujący wroga, ale go tworzący. Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek taką negatywną ocenę wyzwolonej kobiety usłyszał inaczej, niż cytat w wypowiedziach tych walczących o równe traktowanie. Słynne wyroki wskazujące winę, zepsucie kobiety, zawsze pojawiają się tylko w relacjach, włożone w usta tych 'złych’. Na ile jestem w stanie ocenić świadomość ludzi otaczających mnie, a o których światopoglądzie mógłbym coś tam powiedzieć, to większość z nich wydaje się mieć kompletnie w d… to co mogła poprzednią nocą, robić idąca ulicą obca kobieta. Jeśli kobieta idąca ulicą czuje się jak na jakimś nagim spacerze wstydu, to bardziej prawdopodobne wydaje mi się wytłumaczenie, że sama mogłaby mieć problem z oceną swojego położenia i niedawnych decyzji, co narzuciło jej jakieś takie nadinterpretacje.
dessum
2 października 2012 at 11:07może gdzieś w małych miejscowościach panie z odleżynami od poduszek, na których leżą w oknach, złośliwie komentują ów walk of shame… chociaż powinny wiedzieć, że ich wnuczki już dawno na pobliskiej dyskotece do rana pracowały pośladkami…
reszta społeczeństwa też już chyba nie ma z tym kłopotu…
nick
1 października 2012 at 15:11Facet po udanym seksie powinien rano zrobić kawę i odwieźć do domu… :)
paula
1 października 2012 at 11:23Nawet prze moment nie czułam się nigdy zawstydzona wracając. Wręcz przeciwnie: czułam się radosna, seksowna z wypiekami na twarzy i tajemniczym uśmiechem. Jakoś eyeliner na policzku nigdy mi w tym nie przeszkadzał. A że się gapili? Męska połowa tramwaju zawsze posyłała mi porozumiewawcze [przyjazne]spojrzenia. :)