„Cabaret Desire” – przyspieszony kurs obsługi kobiet

„Cabaret Desire” – przyspieszony kurs obsługi kobiet

„Męczy mnie przymus ciągłego definiowania się na nowo. Słodka czy gorzka? Biała czy czarna? Przyjaciółka czy kochanka? Mężczyzna czy kobieta? Dominująca czy submisywna? Święta czy zdzira? Pieprzyć wszystko, co ma na celu metkowanie i klasyfikowanie”.

Powyższy cytat z Cabaret Desire jest nie tylko fragmentem opowieści snutej przez jedną z bohaterek, ale chyba najpełniej oddaje to, czym są produkcje Eriki Lust. Jej filmów po prostu nie da się jednoznacznie sklasyfikować jako pornografii czy erotyki – sama zazwyczaj odbieram je jako coś pomiędzy, co mimo wszystko wyśmienicie pełni swoją funkcję: podnieca, jednocześnie dostarczając mi niesamowitych przeżyć estetycznych i… muzycznych.

Obraz 11

Filmowy kabaret odsyła widzów do pierwotnej funkcji kabaretu, który był miejscem (nie zaś typem widowiska) o bardzo intymnym charakterze. Szło się do niego spędzić wieczór w lekko dusznej, piwnicznej atmosferze, siedząc wygodnie na sofach i w fotelach oraz sącząc wino czy inne napoje wyskokowe. Kabarety przyciągały wszelkiej maści artystów, którzy nie tylko biernie chłonęli atmosferę tych miejsc, ale przede wszystkim tworzyli ją, występując – atmosferę zakazanych, społecznie nieakceptowalnych podniet. Cabaret Desire, który zobrazowany jest jako salon na poły literacki, na poły storytellerski, otwiera ciekawa choreografia męskiego tancerza na rurze, przetykana przygotowaniami gospodarzy do rozpoczynającego się wieczoru. I już od samego początku wiem, że będzie to doświadczenie z Eriką inne niż poprzednie.

Obraz 12

Gospodarze Kabaretu Pożądanie opowiadają (lub czytają) gościom historie przesycone erotyką i przenoszące ich do świata bohaterów opowieści. Finał pierwszej z nich – miłosnego trójkąta kobiety, która ma słabość do Alex i Aleksa – dziewczyny i faceta o tym samym imieniu – jest dużo bardziej „życiowy” niż mógłby się tego spodziewać widz wychowany na tradycyjnej pornografii. Bohaterka mówi: „W idealnym świecie ta konfrontacja zakończyłaby się radosnym pieprzeniem w trójkącie. Nawet przeszło mi przez myśl, że mogłabym to zaproponować, ale…”. No właśnie, „ale” – Lust nie czuje potrzeby epatowania radosnymi, kończącymi się „amerykańsko” historiami. I bardzo dobrze.

Obraz 4

Właśnie fabuły w Cabaret Desire zasługują na uwagę, bo ich konstrukcję zdecydowanie można porównać do stosunku (tak, tak!). Mamy tu doskonałą grę wstępną polegającą na przedstawieniu bohaterów (w trzech na cztery przypadki mówiących jako „ja”), po czym część „zasadniczą” – łóżkową, zaś na samym końcu wyciszenie, prezentowane jako finał historii występujących postaci.

Obraz 10

Film Eriki Lust można więc potraktować jako przyspieszony kurs obsługi kobiet, które:

1. Potrzebują uwodzenia. Może ono trwać cały dzień, kilka godzin, albo i kilka minut przed samą konsumpcją – musi jednak mieć miejsce. Przykład: „Jesteś taka piękna, mądra i uwielbiam cię”, po czym buzi w rączkę, w czółko i w czubek głowy. Po dziesięciu minutach powtórzyć i tak do oporu*.

2. Obchodzi własna przyjemność, więc skupienie się na odpowiednim „rozgrzaniu” partnerki jest wysoce wskazane. Jej orgazm najpierw i te sprawy…

3. Czerpią radość z otrzymywania, ale także z dawania przyjemności. Dwoje samolubów w jednym łóżku to prawdziwa tragedia. Nawet tylko jeden samolub nie wróży dobrze.

4. Wiedzą, jak funkcjonują genitalia, więc nie trzeba im tego pokazywać w trzyminutowych sekwencjach i na całej wielkości ekranu.

Obraz 9

No właśnie, w Cabaret Desire nie uświadczysz anatomicznych zbliżeń penisów czy wagin. Właściwie pod tym względem produkcję można by równie dobrze uznać za trochę odważniejszy erotyk ze ścieżką dźwiękową lepszą niż brzdąkanie na syntezatorze i dużo piękniejszymi ujęciami, choć nie obywa się bez montażowych wpadek, ale te akurat bardzo u Eriki Lust lubię, bo jestem łowcą „dokrętek” i wszelkich zgrzytów i widocznych szwów.

Mogłabym rozpisywać się o fenomenie kobiecego porno i tego, jak bardzo podoba mi się dobór aktorów, z którymi pod względem przeciętności urody i naturalności (a dobranie kogoś takiego „jak ja”, czyli formy pomiędzy miss a pasztetem jest sztuką!) każdy widz mógłby się utożsamiać, ale tego nie zrobię. Gdyby zaproponowano mi udział w takiej produkcji, też bym się nie zgodziła (ale plan zdjęciowy chętnie bym popodglądała). Powiem więc tylko, że Cabaret Lust zdecydowanie wskoczył na szczyt mojej osobistej listy ulubionych „różowych produkcji” dla kobiet i par.

A na sam koniec czas na wielkie wyznanie: od kiedy odkryłam Erikę Lust, nie sięgam już po mainstreamową pornografię. Serio.

* Metoda „zdobywania” mnie by mój partner, gdy zażądałam bycia uwodzoną przez całe popołudnie.

[grafiki: screeny z Cabaret Desire]