Pornografia często przedstawiana jest jako siła destrukcyjna dla związków, seksualności, młodych umysłów, dużo rzadziej – jako narzędzie, które może służyć nauce lub… terapii.
Wiecie, ile miałam lat, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z treściami o charakterze pornograficznym? Dziewięć. I to w czasach, kiedy internet nie był standardowym wyposażeniem każdego domu, a pornografię konsumowało się na bardziej analogowych nośnikach. Dlatego jestem całkowicie pewna, że nikogo, kogo porno ciekawi, nie uchronimy przed obcowaniem z tego typu materiałami.
Nie możemy też zaprzeczyć, że pornografia stała się alternatywą dla wielkiej nieobecnej, czyli edukacji seksualnej. Ośmielę się nawet stwierdzić, że przy pierwszym kontakcie nie sięgamy po porno po to, żeby się podniecić, ale po to, żeby po prostu zobaczyć, jak ludzie uprawiają seks, jak wygląda nagie ciało osoby płci przeciwnej lub tej samej. I nie ma się co specjalnie dziwić, skoro człowiek to z natury zwierzę ciekawskie i patrzące.
Pornografia jako pedagogia
Porno może być doskonałym narzędziem edukacyjnym. Tylko właśnie – nie każde porno. Z pewnością nie to, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, bo jest ogólnodostępne, dobrze wypozycjonowane w wyszukiwarkach i przede wszystkim… darmowe.
Z własnego doświadczenia wiem, że gdy tylko wspomni się o pornografii w kontekście edukacji i młodych ludzi (poniżej 18 roku życia) w roli konsumentów, zaczyna się jakaś zbiorowa histeria. Zaczyna się też panika wokół potencjalnego puszczania pornoli w klasie, konsekwencji prawnych, seksualizacji. Co dziwne, takie larum nie podnosi się, gdy dzieciakom na religii, a czasem i na WDŻ, puszczają „Niemy krzyk”, najlepiej rok w rok, aby nie zapomniały. Najwidoczniej przekłamany film o aborcji jest z jakiegoś powodu lepszy. Przyznam szczerze, choć ze smutkiem, że specjalnie się tą paniką nie dziwię, skoro odkrycie, że partner/ka ogląda porno okazuje się dla niektórych życiową tragedią, a co dopiero dowiedzenie się, że robi to latorośl lub że mogłaby to robić młodzież, która później przeistoczy się w konsumujących porno dorosłych.
Jasne, nie można pokazywać pornografii osobom, które sobie tego nie życzą i o tym mówi też Kodeks Karny. Mówi też o tym, że takich treści nie można udostępniać osobie poniżej 18 roku życia, co w kontekście wieku przyzwolenia na seks (15 lat) robi się całkiem ciekawe. Skoro pornografia jest „tylko dla dorosłych”, to co dzieje się w ciągu tych 3 lat, o których prawodawstwo już nie wspomina? Serio, nie wydaje mi się, żeby kogokolwiek ostrzeżenie „od 18 lat” kiedykolwiek powstrzymało przed wejściem na stronę porno.
Jeżeli każdy z nas miałby jakiekolwiek doświadczenia seksualne przed pierwszym kontaktem z mainstreamową pornografią, pewnie stwierdzilibyśmy, że to, co na ekranie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Co więcej, pewnie ta dziwna fantazja na ekranie by nas nawet trochę bawiła. Niestety, w realnym świecie jest całkowicie odwrotnie. Młodzi ludzie wchodzą w świat pornografii bez jakiegokolwiek aparatu krytycznego, a ich jedyną wiedzą na temat porno jest to, że muszą je konsumować tak, aby rodzice się nie dowiedzieli… I to nie jest ich wina, w końcu o pornografii nikt z nimi nie rozmawia. Skąd więc mają wiedzieć, że można inaczej, można lepiej i że mogą w porno znaleźć coś więcej niż chwilową podnietę. Że jest porno, które przedstawia seks takim, jaki może się zdarzyć. I jest to ważne nie tylko z perspektywy osób hetero, ale również, a może i przede wszystkim, queer (w tym punkcie shout out dla Crash Pad Series). Tak, seksualność nie hetero- i nie cis-normatywna rzadko jest prezentowana nie tylko w mediach masowych, ale i w pornografii, a jeżeli już zdarza się prezentować coś spoza heteryckiego spektrum, to bardzo często wiąże się do z uprzedmiotowieniem tejże seksualności. A pornografia ma tę cechę, że jako jedyne źródło informacji i wiedzy o ludzkiej seksualności, jakoś nam tę naszą własną seksualność oraz seksualne oczekiwania kształtuje.
Cechy pornografii o walorach edukacyjnych:
– akty seksualne, które mogą zdarzyć się w prawdziwym życiu i z udziałem osób o różnych typach cielesności;
– prezentuje różne tożsamości, w tym płciowe i seksualne;
– osoby, które aktywnie komunikują, czego chciałyby doświadczyć oraz wyrażają entuzjastyczne przyzwolenie;
– prezentowane są różne warianty uprawiania bezpiecznego seksu (np. prezerwatywy, femidomy, maski oralne, rękawiczki, outercourse);
– przyjemność i orgazmy dystrybuowane są po równo;
– seks przedstawiany jest nie jako mechaniczna kopulacja, ale akt, który wymaga zaangażowania emocjonalnego i zainteresowania drugą osobą.
Chciałabym, żeby taka pornografia była szeroko dostępna i żeby to właśnie z nią młodzi ludzie mieli styczność, jeżeli już szukają jakichś materiałów edukacyjnych w kwestii seksualności. Wiem jednak, jak wiele przeszkód stoi na drodze do dobrej pornografii – od przeszkody finansowej zaczynając. W końcu dobra, etyczna pornografia nie jest darmowa. Za to, że nie wyskakują obok niej reklamy o „napalonych mamuśkach z sąsiedztwa, które szukają małego fiuta” (swoją drogą to bardzo interesujące, na ile sposobów mainstreamowe strony porno próbują przekonać swoich odwiedzających, że są zdesperowanymi dewiantami) trzeba zapłacić. I choć bardzo często jest to koszt tak niski, jak 3 duże kawy z popularnej sieciówki na miesiąc, to młodzi ludzie nie mają ani takich środków, ani kart kredytowych, aby móc za tę pornografię zapłacić. Łatwiej jest też poprosić opiekunów o pieniądze na tę nieszczęsną kawę, niż na porno. Inna rzecz, że młodzi, jak i starsi, bardzo często nie mają wyrobionego nawyku płacenia za rozrywkę lub kulturę, ale to zupełnie inna historia.
Porno jako terapia
Na pytanie, jak interweniować w kwestii konsumowania pornografii, świetnie odpowiada ten film wyprodukowany przez The School of Life: „Jeżeli widzimy, że ktoś odżywia się źle, nie mówimy mu, aby przestał jeść w ogóle. Pomagamy mu ulepszyć dietę”.
Uwaga: kolejny akapit odnosi się do inicjatywy, która została zakończona, a opisywane materiały na chwilę obecną nie są już dostępne:
Głównym postulatem tego klipu jest uczynienie dobrej pornografii dostępnej na szeroką skalę, co robi też The School of Life, promując własną pornografię, która trochę przypomina fotostory znane ze starych pornograficznych magazynów, ale dostępne online jako Porn As Therapy. Co jest terapeutycznego w tej inicjatywie? Przede wszystkim próba przezwyciężenia izolacji związanej z konsumowaniem porno, które angażuje wyłącznie zmysł wzroku, nie odwołując się do takich elementów, jak emocjonalność, uczucia, wyobraźnia. To, na czym skupia się Porn As Therapy, to normalizowanie znaczenia pornografii dla zdrowego życia seksualnego oraz prezentowanie – w formie pornograficznych historyjek – tego, jak ludzie zmagają się z własnymi przekonaniami, codziennością i jak te czynniki wpływają na ich seks oraz doświadczanie intymności.
Porno jako terapia uczy, że nie musimy czuć się źle z pornografią tylko dlatego, że jej obraz w dzisiejszych czasach jest raczej mało czarowny. Pomaga swoim użytkownikom zrozumieć, że można być jednocześnie inteligentną, szanowaną, jak i seksualną osobą. I choć produkcje Porn As Therapy są zupełnie inne od tego, do czego przywykliśmy jako konsumenci ruchomych obrazów, myślę, że warto spróbować przyjrzeć się tym materiałom raz czy drugi. W szczególności, że dostępne są online całkowicie za darmo.
Nie chodzi mi o porno w klasie
Oglądanie pornografii jest dla wielu z nas czynnością intymną, tak samo, jak masturbacja i seks. I choć kontekst jej prezentowania w znaczący sposób wpływa na odbiór (oglądałam to samo porno w sali kinowej i w domu – w kinie udało mi się nie zmoczyć siedzenia), wiem, że oglądanie filmu w większej grupie lub wśród rówieśników może nie być zbyt ciekawym przeżyciem, bo polega zarówno na obserwowaniu akcji na ekranie, jak i siebie nawzajem. Ale jestem całkowicie za tym, aby uczynić dobre porno dostępnym i przekształcić je w porno pierwszego kontaktu i pierwszego wyboru. Jak? Tu właśnie leży wyzwanie. Można wykupić abonament na strony z dobrym, etycznym porno i udostępnić swoje dane logowania osobie, która będzie miała ochotę z danej strony skorzystać. Można mieć w domowej płytotece DVD z etyczną pornografią. Można wskazywać alternatywy, na przykład Porn As Therapy. Jest jednak coś, co zdecydowanie trzeba zrobić – zacząć dostosowaną do wieku dysusję o porno (materiały pomocnicze znajdują się między innymi na stronie Eriki Lust, The Porn Conversation).
Ukrywanie i brak kontroli nad konsumowanymi treściami o charakterze erotycznym naprawdę przynosi więcej szkody niż pożytku. A postępu technologicznego już nie cofniemy, powinniśmy więc spróbować jakoś go oswoić.
Z okazji Black Friday Crash Pad Series oferuje zniżkę na swoje produkcje. Kod na 15% rabatu to „FEELTHELOVE” ważny jest do 30 listopada 2016.
Komentarze zamknięte.
Pingback:
:)
3 grudnia 2016 at 16:31Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby u których w domu o seksie się rozmawiało normalnie. U mnie nie. Mama i babcia wspomniały coś, że z wiekiem chłopcy (no bo dziewczyny nie) mogą zacząć wymagać „dowodów miłości” i to grozi CIĄŻĄ, zero komentarza o zabezpieczeniu o chorobach o aspekcie emocjonalnym. Seks to niestety temat tabu, nie potrafimy o nim mówić nie przekazujemy dzieciom prawidłowych nazw na części ciała. Nikt nie powie małemu chłopcu, że ma penisa i małej dziewczynce, że ma waginę. Znajomy mówił mi kiedyś, że w czasie ustnej odpowiedzi z biologi w technikum padło pytanie do dorosłego już w zasadzie człowieka -do czego służy łechtaczka. Odpowiedź zwaliła z nóg -No w to się pakuje.
Co się cholera pakuje..? Zakupy można pakować do bagażnika. Nie mam na myśli oczywiście tego w jaki sposób dwoje świadomych ludzi mruczy sobie do uszka ;) Bardziej chodzi o brak wiedzy i wstyd wynikający z poprawnego nazewnictwa. O seksie zwykle słyszę w trzech kategoriach wulgarnej/prześmiewczej, o fuuu, nie mów głośno bo nie wypada. Kiedyś gdzieś obiło mi się o uszy, że seks się uprawia a nie o nim mówi. No tak fuck logic, a potem na forach babskich zażenowane kobiety pytają jak powiedzieć mu, że oczekuje tego czy tamtego. Mnie też nie było łatwo mówić, ale przyszedł taki jeden i mnie nauczył ;) Na prawdę jeśli przesiąknie się jakimś nawykiem bywa trudno, ale otwarta rozmowa nie jest nie możliwa. Doczekaliśmy dziwnych czasów łatwiej nam się przed kimś rozebrać niż powiedzieć mu/ jej czego chcemy w łóżku.
Patryk
25 listopada 2016 at 20:23A ja chciałbym, że pornobiznes w naszym kraju działał prężnie i był opłacalny, żebym mógł wyżyć z grania w filmach porno.
Nellie Bly
25 listopada 2016 at 16:14Czasem Cię czytam i płaczę nad tym, że takich tekstów nie ma w mainstreamowych mediach :(
Nat
25 listopada 2016 at 16:27Całe szczęście internety są bardzo demokratyczne :) Nie ukrywam, że hciałabym, aby tego holistyczne podejście do tematu seksualności, jakie sama staram się tu prezentować, było szerzej reprezentowane. Czuję jednak, że coś się rusza w temacie, więc może za jakiś czas to, co niszowe w rzeczywistości staje się mainstreamem. Uszy do góry! Póki co, zawsze możesz udostępniać teksty osobom, które być może ich na ten moment potrzebują ;)
ZaSzybki
25 listopada 2016 at 16:00Ja też dość wcześnie miałem kontakt z porno, myślę że mogłem mieć jakieś 11-12 lat (oglądaliśmy filmik z kilkoma kolegami, ja byłem najmłodszy). Nikt o porno (raz matka znalazła jakąś stronę w historii i usłyszeliśmy – mam dwóch braci – że mamy takich stron nie oglądać), czy o seksie ze mną nie rozmawiał, niestety. Później ukrywałem się z tym jak mogłem, masturbowałem się przy porno, ale zawsze chciałem skończyć jak najszybciej. Przez to wyrobiłem sobie nawyk masturbacyjny i kiedy doszło do pierwszego seksu trwał on… jakieś kilka ruchów :-) (wyłączając grę wstępną). Kolejne przygody kończyły się podobnie (na szczescie mam krótki okres refrakcji). Teraz odstawiłem porno całkowicie i staram się ćwiczyć jak najdłuższą masturbację, żeby pozbyć się tego nawyku. Napisałem o tym, żeby inni dowiedzieli się jakie mogą być konsekwencje z pozoru nieszkodliwych przyzwyczajeń.
Nat
25 listopada 2016 at 16:04Dziękuję Ci za ten komentarz. Zaznaczyłeś bardzo ważny problem – nawyk masturbacyjny. Właśnie o sposobach na przełamywanie go jest bardzo ciekawy wpis na blogu Kinky Winky: https://www.kinkywinky.pl/blog/poradnik/gadzety-erotyczne-dla-mezczyzn.html
ZaSzybki
25 listopada 2016 at 22:39Przeczytałem ten wpis. I tak, metoda ze zwalnianiem tempa (ew. zatrzymywaniem się) w trakcie masturbacji (i nie tylko) pomaga. W tekście było też kilka słów o mięśniach dna miednicy i tutaj mam radę. Jeśli masz problem z przedwczesnym wytryskiem (lub Twój partner) i jednocześnie masz silne erekcje, mocne ejakulacje, to ćwiczenia wzmacniające te mięśnie prawdopodobnie nie są dla Ciebie. To właśnie napięcie w tych rejonach, spowodowane brakiem równowagi między poszczególnymi partiami mięśni (ang. tense pelvic floor), prowadzi do szybkiego finału. Tutaj potrzebne jest rozluźnienie, a można to osiągnąć przez rozciąganie (pelvic floor streches) albo/i odwrotne kegle (reverse kegels). Podam tylko jako przykład, że po 2-3 miesiącach ćwiczeń, taki masturbacyjny trening z siedmiu minut zamienił się w godzinę (z dwoma kilkunasto sekundowymi przerwami, pierwsza po 30 min). Nie ma to proporcjonalnego przełożenia na długość stosunku, ale wszystko małymi kroczkami. Wolę ćwiczenia od łykania tabletek w wieku dwudziestu kilku lat.
Życzę powodzenia i wytrwałości.
ZaSzybki
25 listopada 2016 at 16:10Oczywiście mój komentarz nie ma na celu demonizowania porno. To nie broń zabija tylko czlowiek!
ppp
22 czerwca 2019 at 22:10Ja też Ci dziękuję za ten komentarz. Myślę, że tysiące mężczyzn ma podobnie, ale wmawiają sobie i swoim parter(k)om, że nic się przecież nie dzieje. Super widzieć kogoś świadomego :)