Orgazmiczna Medytacja (OM) | Przewodnik sceptyczki

Orgazmiczna Medytacja (OM) | Przewodnik sceptyczki

Orgazmiczna medytacja – praktyka poprawiająca relację z własnym ciałem i seksualnością czy… problematyczny kult?

Przewodnik sceptyczki to cykl, w którym krytycznie przyglądam się okołoseksualnym trendom oraz stylom życia, nie będąc bezpośrednio związaną z żadnym z nich.

Ostrzeżenie dotyczące treści: w artykule pojawiają się fragmenty dot. nadużyć seksualnych oraz samobójstwa.

Kiedy kilka lat temu mieszkałam w Londynie, wydarzenia związane z promowaniem OM, czyli Orgazmicznej Medytacji, wyrastały jak grzyby po deszczu. Zazwyczaj były to darmowe lub bardzo tanie spotkania, zahaczające tematyką o seksualność, intymność, relacje. Niektóre z nich miały też charakter wydarzeń medialnych, podczas których zaproszone dziennikarki (głównie kierowano je do kobiet) mogły przekonać się na własnych łechtaczkach, czym Orgazmiczna Medytacja jest*.

* Obecnie podczas wydarzeń zrezygnowano z ćwiczeń w parach, ograniczając się wyłącznie do prezentacji praktyki przez osoby prowadzące spotkanie. Co mogło być tego przyczyną? Dowiesz się w dalszej części tego artykułu.

Orgazmiczna Medytacja – na czym polega?

Orgazmiczna Medytacja została „wynaleziona” przez firmę OneTaste i najprościej rzecz ujmując jest to masowanie czyjejś (lub własnej) łechtaczki przy użyciu konkretnej techniki przez 15 minut, przy jednoczesnym skupianiu seksualnej uwagi do wewnątrz.

Do prawidłowej sesji OM, potrzeba dwóch osób dorosłych (jednej z wulwą), zgody, a także: koca lub maty, co najmniej 3 poduszek, lubrykantu, ręcznika, party lateksowych lub nitrylowych rękawiczek i stopera.

Podział ról jest jasny: jedna osoba masuje, druga jest masowana. Osoba masowana musi zdjąć dolną część ubrania oraz bieliznę i położyć się wygodnie z rozchylonymi nogami. Osoba masująca siada u jej boku na wysokości talii, przekładając jedną nogę nad jej brzuchem, a drugą układa wygodnie tak, aby umożliwić sobie dostęp do wulwy osoby masowanej.

Po włożeniu rękawiczki i pokryciu palców lubrykantem może przystąpić do 15-minutowego gładzenia clitoris palcem wskazującym, kciukiem odsuwając kapturek łechtaczki. Podczas OM można komunikować się, prosząc np. o zmianę tempa, jednak komunikacja musi być prosta, aby nie wybijać osoby masowanej z rytmu. Żadne inne działanie – pocałunki, wsuwanie palców do pochwy czy odwzajemnianie pieszczot – jest niedozwolone.

Celem Orgazmicznej medytacji nie jest bynajmniej doświadczenie orgazmu, choć może on wystąpić, a intencjonalny kontakt z clitoris i własnym wnętrzem, a także świadoma obecność.

Pełny opis techniki i pozycji jest dostępny tutaj.

Orgazmiczna Medytacja – pozytywne aspekty

Jeżeli przełożyć zasady porządkujące doświadczanie Orgazmicznej Medytacji na życie seksualne, czyli: poczucie bezpieczeństwa, brak skupienia na celu, nieoczekiwanie niczego w zamian i intymność, to jest to całkiem niezły przepis na udany seks. Może poza jedną cechą – zaleceniem, aby praktyka za każdym razem odbywała się tak samo. W końcu różnorodność to przyprawa życia!

Wiele osób, odkrywając rytuał OM, odkrywa przy okazji, jak mało uwagi poświęca sobie, swojej seksualności, a w relacjach seksualnych – jak mało uwagi łechtaczka otrzymuje podczas partnerowanych zabaw. Dlatego przeprowadzona we własnym zakresie sesja Orgazmicznej Medytacji, może otwierać na nowe doświadczenia i praktyki, które w efekcie zwiększają ogólną satysfakcję seksualną.

Orgazmiczna Medytacja może więc być bardzo intymnym przeżyciem, poprawiającym komunikację z drugą osobą, ponieważ wymaga bycia tu i teraz. Uczy też otrzymywania przyjemności, przy okazji niwelując poczucie, że zajmuje się zbyt dużo czasu drugiej osobie (określona struktura i ramy mogą okazać się pomocne, aby nauczyć się zajmowania przestrzeni i czasu w seksie).

Sesja OM solo pozwala zaś wyciszyć się, zwolnić tempo i zaprzyjaźnić z własnym ciałem, co też może przyczynić się do ogólnej poprawy samopoczucia osoby, która praktykuje Orgazmiczną Medytację w pojedynkę.

Orgazmiczna medytacja – kwestie problematyczne

Ktokolwiek wziął udział w jednym z otwartych wydarzeń promujących Orgazmiczną Medytację wie, że spotkania te mają charakter sprzedażowy. Osoby uczestniczące są zachęcane do otwierania się, mówienia o sobie i swoich doświadczeniach seksualnych czy związanych np. z randkowaniem, co bardzo często wyłapywane jest przez prowadzących i wykorzystywane, aby sprzedać kurs, czyli dalsze stopnie orgazmicznego wtajemniczenia.

W pierwszych latach promowania OM zachęcano osoby uczestniczące do wypróbowywania tej praktyki po krótkim wprowadzeniu. Kobiety biorące udział w wydarzeniu mogły zakosztować masażu łechtaczki z rąk nieznajomych mężczyzn. Choć miało to być działanie dobrowolne, prowadzący manipulowali uczestniczkami, sugerując, że te, które nie mają ochoty na praktyczną medytację, nie są „wystarczająco oświecone”.

Zdarzały się w związku z tym sytuacje, w których dochodziło do nadużyć. Taką sytuację opisała m.in. brytyjska seksdziennikarka, Alix Fox, wspominając, że mężczyzna, z którym była podczas wydarzenia w parze, zasugerował, że skoro widział jej genitalia, może opowiedzieć o tym w internecie (artykuł).

Obecnie zajęcia wprowadzające do Orgazmicznej Medytacji nie obejmują już ćwiczeń w parach, jedynie prezentację przez osoby prowadzące. Czy OneTaste jest odpowiedzialne za intencje ludzi, którzy przychodzą na takie spotkania? Nie. Znając jednak kulturę i społeczności, w których wiele osób ma skomplikowaną relację z seksem i seksualnością, można było zapobiec problematycznym lub po prostu niekomfortowym sytuacjom, nie uwzględniając w programie wydarzenia elementu praktyki w parach. Zwłaszcza, że na samym początku zachęcano do praktyki między kobietami a mężczyznami, czyli w dynamice, która wciąż bazuje na nierówności.

Nadużycia miały miejsce nie tylko wśród osób uczestniczących, ale też w ramach samej firmy – osoby związane z OneTaste opisywały np. zmuszanie do seksu między pracownikami/pracownicami w ramach poszerzania orgazmicznego potencjału, przypisywanie ludziom „seksualnych menedżerów” na dany tydzień i inne niekonsensualne praktyki (źródło).

Równie problematyczna jest kwestia promocji. Na stronie Institute of OM wśród rekomendacji pojawiają się m.in. deklaracje, że Orgazmiczna medytacja wyleczyła kogoś z myśli samobójczych, a kogoś innego z „uzależnienia od pornografii„. Posługiwanie się tego typu deklaracjami, aby sprzedać jakikolwiek produkt/styl życia jest zwyczajnie nieetyczne i może wprowadzać w błąd ludzi, którzy na co dzień doświadczają cierpienia.

Ach, no i osoby związane z OM nie cierpią gadżetów erotycznych i pornografii, strasząc, że uniemożliwiają one pełne doświadczanie swojej seksualności.

Ostatnie słowo sceptyczki

Mnie samej atmosfera wydarzenia promującego OM nie zainspirowała do wejścia w świat Orgazmicznej Medytacji, nie brałam też udziału w części praktycznej. Sama historia OneTaste pokazuje, że z czegoś tak prostego, jak masaż łechtaczki, można zrobić komercyjny produkt, który kupią tysiące ludzi na całym świecie. I to mnie w jakiś, niekoniecznie pozytywny, sposób fascynuje.

Wprowadzenie OM do rytmu dnia może wydawać się pozytywnym działaniem. Zastanawia mnie jednak, jak oddzielić działanie od stojącej za nim korporacji? I czy rzeczywiście potrzebujemy tak sztywnej struktury, aby ulepszyć relację i kontakt z własnymi ciałami? A może wystarczy, że damy sobie pozwolenie, aby w sposób nieseksualny, intencjonalnie dotykać własnych łechtaczek i wulw, tak budując więź z samymi sobą?

Uważasz ten artykuł za interesujący?

okładka wpisu: Ava Sol via Unsplash

Komentarze zamknięte.
  1. Przemek

    22 czerwca 2021 at 16:17

    Dzień dobry. Link do opisu techniki nie działa.

    • Nx

      22 czerwca 2021 at 21:16

      Rzeczywiście, poprzednio podlinkowana strona wygasła. Teraz link powinien działać.

  2. gbbg

    15 kwietnia 2020 at 21:13

    Nie wiem co myśleć na temat samego zjawiska OM, ale podczas czytania naszła mnie taka myśl, że dziś manipulacje typu „jeśli nie chcesz *wstaw dowolną formę seksu*, to nie jesteś wystarczająco oświecona/otwarta/akceptująca/nie kochasz mnie tak jak powinnaś/itp” to chyba najczęstsza forma przemocy seksualnej, która nie ogranicza się do związków, ale jak widać, nawet na „sekspozytywnych” warsztatach można jej doświadczyć. Coś gdzieś poszło nie tak.

    • Nx

      22 kwietnia 2020 at 16:58

      Trudno mi powiedzieć, czy najczęstsza, ale z pewnością spotykana w wielu relacjach. Zresztą poruszam też ten temat w najnowszym odcinku podcastu o tzw. blokadach seksualnych.

      Niestety, to nasza kultura, w której seks ma taką pozycję, jaką ma, stwarza pole do tego typu nadużyć. Kiedy ludzie nie mają wiedzy i poczucia sprawczości w tej dziedzinie, dużo łatwiej o tego typu nadużycia i manipulacje.

      Byłabym nawet skłonna stwierdzić, że niektóre osoby, uciekając się do manipulacji, mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że naruszają czyjeś granice, bo np. powtarzają frazy usłyszane w jakiejś grupie, której filozofię uznają za prawdę objawioną.