O nienawiści kobiet do własnego gatunku

O nienawiści kobiet do własnego gatunku

Moja koleżanka, zaczynając kolejną pracę, po pierwszym dniu oświadczyła, że jej szef jest szalenie przystojny, ale jest pewna, że będzie pierwszym, który nie zechce jej uwodzić (albo i molestować), bo ma piękną, a na dodatek ciężarną dziewczynę.

O znajomej pisałam już wcześniej, w kontekście obwiniania „tej drugiej” za zdradę partnera. Rzeczywiście, miała epizod z zajętym, dzieciatym facetem. Czas pokazał, że nie tylko z jednym. Pamiętam, jak którejś nocy, niedługo po rozpoczęciu nowego etapu życia (wygnaniu zeń rzeczonego dzieciatego), zadzwoniła do mnie, pytając, co robię. Leżałam sobie wtedy wygodnie w łóżku i za chwilę miałam iść spać. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nic szczególnie absorbującego. Zapytała czy nie chciałabym odstrzelić się i pójść z nią, jej nowym szefem oraz jego przyjacielem gdzieś w miasto, „spróbować nowych rzeczy”.

– E, nie, cycki mnie bolą, więc dzięki – odparłam.

Jej towarzysze przysłuchiwali się naszej rozmowie, więc dopytywała mnie, jakby kompletnie nie zrozumiała, co mówię. Uwielbiam takie sytuacje, mogę je przeciągać w nieskończoność.

– Co się stało? Nie dosłyszałam…

– Bolą mnie cycki – nie ustępowałam.

– Możesz powtórzyć?

– No, dobra. Mam sraczkę.

– Aaaa, boli cię brzuch? I twój chłopak się tobą nie zajmuje? – udawane współczucie w jej głosie było godne jakiejś aktorskiej nagrody. Tonyego, na przykład – Pamiętaj, że jak poczujesz się lepiej, możesz do nas dołączyć. Zadzwoń, to powiemy ci, gdzie jesteśmy.

Nazajutrz okazało się, że ominęła mnie kokainowa imprezka z morzem szampana w drogim hotelu z dwojgiem starszych mężczyzn i wynajętej prostytutki. Ech, ja to zawsze przepuszczę okazję na dobry rock’n’roll.

Ale to jeszcze nie był ten szef – ten akurat miał żonę i dwie córki, i czasem zabierał moją koleżankę do hotelu czy swojego biura, żeby zgłębiać z nią tajniki żeńskiej ejakulacji. Potem nie chciał jej płacić i robił sceny zazdrości o współpracowników płci męskiej, z którymi stykała się podczas zmian. Dziewczyna z pracy odeszła.

Gdy znalazła sobie inne zajęcie, odetchnęła z ulgą, że nowy przełożony, mając ciężarną partnerkę, nie pozwoli sobie na żadne amory. Cieszyła się, że w nowym miejscu jest dobra atmosfera. Aż któregoś razu pędem zaczęła zbierać się z naszego spotkania, mówiąc, że ma randkę. Nic nie wspomniała, że się z kimś umówiła, więc byłam ciekawa, o co chodzi. Spytałam, z kim ta randka.

– Nie mogę ci powiedzieć, bo będziesz mnie oceniać – wydukała.

– Zawsze cię oceniam, nic cię przed tym nie uchroni. Wal.

– Z moim nowym szefem…

I w tym momencie poczułam złość. Postawiłam się na miejscu tej opuchniętej, ciężarnej dziewczyny z hemoroidami i innymi przyjemnościami stanu błogosławionego, i zwyczajnie się na moją znajomą wkurzyłam. Zapytałam, czy nie robi na niej wrażenia, że facet jest w związku z kobietą, która wkrótce urodzi jego dziecko.

To nie moja ciąża i nie moja dziewczyna – odparła tylko.

Wyszłam z tego spotkania prędzej niż ona, która się spieszyła. W głowie kłębiły się trujące myśli. Przecież sama, w swojej szlachetnej naturze, nie pozwoliłabym komukolwiek zdradzać ze mną drugiej osoby, gdybym wiedziała, jaka jest sytuacja matrymonialna adoratora. Pomyślałam o tych wszystkich emocjach, które towarzyszyłyby mi (proszę zwrócić uwagę na tryb przypuszczający), gdybym dowiedziała się, że ojciec dziecka, które wkrótce urodzę, przyprawia mi rogi, gdy sama w domu siedziałam wśród swoich ciążowych gazów i ze skórą pooraną rozstępami. Stanęłam w butach kobiety, której nawet nie znam i przyglądałam się nieswojemu związkowi. Otrzeźwienie przyszło dosłownie po minucie.

Przecież to nie moja znajoma jest winna, a ja, zupełnie niesprawiedliwie, najwięcej własnej frustracji skierowałam ku niej. Tak łatwo było mi być bezbronną ofiarą, że nawet sprawcy szukałam gdzie indziej. Przecież to facet w tym układzie jest dupkiem. To on skacze w bok. To, że kobieta, z którą zdradza, jest akurat moją koleżanką (która nie szuka stałego związku, bo woli wieść żywot donżuanki) nie ma nic do rzeczy – ot, kwestia zbiegu okoliczności. Ona w końcu wyświadcza tej ciężarnej dziewczynie przysługę. Niech zabierze go z jej życia czym prędzej, bez obaw, że ją samą zdradzi, przecież i tak nie jest wielką fanką budowania związków. Wykryta zdrada, jasne, zaboli cholernie i emocjonalnie też nie będzie lekko. Ale przynajmniej głęboko wierzę w to, że ta druga (a może właściwie „ta pierwsza”) będzie na tyle mądra i silna, żeby z godnością pozbyć się ze swego życia felernego samca.

Tak oto dowiedziałam się, jak wielkim wrogiem własnego gatunku mogę stać się w momencie, gdy pojawia się afekt. I, stwierdzam raczej ze smutkiem niż ulgą, że nie ja jedna. Cóż, nie jestem ideałem. Nikt nie jest. Przyznaję się do winy upupienia faceta i myślenia o nim jako o istocie bezwolnej, ulegającej najniższym popędom, nie potrafiącej opierać się zalotom kusicielki. Przez moment myślałam o drugiej, niewinnej w tym układzie kobiecie, jak o wrogu. Mam nadzieję więcej nie stracić trzeźwości oceny sytuacji. Rzeczywiście: to nie jej ciąża, nie jej dziewczyna i nie jej wybór, żeby świadomie zrobić coś, co tę kobietę zrani.

Niemniej jednak o przebieg i rezultat randki z przyszłym ojcem już nie spytałam…

[grafika wpisu via]

Komentarze zamknięte.
  1. aga

    9 sierpnia 2013 at 03:10

    Ale nie przesadzajmy z tolerancją! Masz pełne prawo winić koleżankę za skrajny brak empatii. Nawet jeśli nie dotyczy to bezpośrednio Ciebie. Brak empatii to nie kolor włosów, za to można kogoś mocno znielubić bez wyrzutów sumienia ;)

  2. Madzia

    3 lipca 2013 at 00:14

    Nie zgodzę się , co do tego, że w opisywanej przez Ciebie sytuacji tylko facet jest winien. Bo winien jest jedynie temu, że robi świństwo swojej dziewczynie. Ale koleżanka, o której piszesz jest według mnie co najmniej niemądra. Przyczynia się do świństwa. I to świadomie. Nie mam nic przeciwko znajomości dla seksu. Ale czy przypadkiem nie można takiego układu zawrzeć z wolnym mężczyzną? Poza tym, u bohaterki tekstu problem pojawia się notorycznie – szef + dziecko. Z psychologicznego punktu widzenia jest to spory problem ;)

    • Nat

      3 lipca 2013 at 00:36

      Też bym miała coś do powiedzenia o „wzorcu” tutaj, ale nie chcę uprawiać Freuda by Wikipedia… To, że ja bym nie chciała, by ktoś zdradzał innego człowieka ze mną, nie oznacza, że inni muszą mieć skrupuły, mogą być mniej empatyczni, bardziej skoncentrowani na sobie. Wszystko zależy od człowieka. A tak na dobrą sprawę czym się dziewczyna przyczynia? Może po prostu, po facebookowej inwigilacji, jest świadoma, że partnerka faceta istnieje. Gdyby to była jakakolwiek inna osoba, która nie wiedziała o ciężarnej kobiecie, czy wina faceta byłaby mniejsza?

    • Kociłapka.

      6 listopada 2013 at 02:38

      Moim zdaniem trzeba być do cna zdezelowanym wewnętrznie żeby się pchać w takie rzeczy dlatego wystrzegam się takich ludzi (a jeśli dziewczyna wie o tym, że facet ma ciężarną partnerkę to już w ogóle). Nie umiem ich lubić, a tym bardziej szanować. I bez noża do nich nie podchodzę.

      Zrobiłam raz taki błąd. I życie odpłaciło mi się w dokładnie taki sam sposób. Miałam okazję spojrzeć jak to jest z dwóch stron. W morzu jest tyle ryb, że zawsze jakaś się znajdzie jeśli się szuka przygodnego seksu, a przynajmniej sumienie jest czyste, że nie ja zniszczę tej dziewczynie psychiki.

      Równie dobrze tym, że coś jest „nie moje” można usprawiedliwić każde zezwierzęcenie. Od zwykłego nieoddawania pożyczonych pieniędzy po morderstwo.