Dlaczego goniąc za orgazmem lub konkretnym typem orgazmu, tak naprawdę skazujesz się na orgazmiczną porażkę?
Orgazm to przyjemna rzecz i zapytana o kwestie związane ze szczytowaniem, z pewnością odpowiem, że lepiej mieć orgazm niż go nie mieć. Nie zmienia to faktu, że kiedy czytam wiadomości od osób, które desperacko chcą doświadczyć orgazmu (lub jakiegoś konkretnego typu), nierzadko zderzając się z ich żalem, frustracją czy zniechęceniem, myślę sobie, że w kwestii szczytowania jako społeczeństwo powinniśmy jednak nieco wyluzować.
Presja psuje zabawę
Seks, choć nie powinien, bardzo często wiąże się jakimś rodzajem presji – z presją, by zacząć go uprawiać, presją, by uprawiać go „wystarczająco” często, a wreszcie – presją, by doświadczać orgazmu, najlepiej jak najczęściej. Czy sprzyja to naszemu życiu seksualnemu? Oczywiście, że nie! Wystarczy przypomnieć sobie sytuację, w których czuło się jakąkolwiek presję seksualną, np.: „kiedy wreszczie to zrobimy” i towarzyszące jej uczucia. Założę się, że raczej nie było wśród nich entuzjastycznej chęci zrobienia tego.
Problem w tym, że w przypadku orgazmu najczęściej występują dwa rodzaje presji: nakładana przez siebie („Muszę mieć orgazm”, „Czy dojście nie zajmuje mi zbyt dużo czasu?”) oraz przez osobę, z którą uprawia się seks („Jej/jego/ich orgazm to potwierdzenie moich umiejętności seksualnych”).
I choć powody stojące za niemożnością doświadczenia orgazmu są różne, bardzo często problem ze szczytowaniem deklarują osoby, które wiedzą, że są orgazmiczne, bo np. szczytują w wyniku zabaw solo czy konkretnych rodzajów stymulacji.
Orgazmiczna dysproporcja, czyli: szczytowanie ma zły PR
Bardzo często zjawisko orgazmu występuje jako miernik satysfacjonującego życia seksualnego. Tylko właśnie – liczba orgazmów może mieć się nijak do jakości uprawianego seksu czy ogólnej satysfakcji z niego. Seksualność bazująca na orgazmie pomija inne aspekty życia seksualnego, które dla wielu osób mogą być bardziej istotne. Bo ludzie decydują się na seks z różnych powodów, a chęć doświadczenia orgazmu jest po prostu jednym z nich.
Jakiś czas temu w mediach zaczęto mówić o orgasm gap – znacznej dysproporcji w orgazmach między mężczyznami a uprawiającymi z nimi seks kobietami. I choć ogólny przekaz był pozytywny, bo dawał tymże kobietom prawo do dążenia do orgazmu i wyrażania chęci jego przeżycia, odnoszę wrażenie, że wytworzył przy okazji przymus szczytowania (o kolejnym konflikcie między płciami już nie wspominając) i trochę ugryzł nas tym samym w tyłek. Orgazm nie był przedstawiany jako całkiem przyjemna możliwość – dla każdej uprawiającej seks osoby, niezależnie od płci – ale konieczność, coś, bez czego seks się nie liczy. I świetnie, że zaczęliśmy rozmawiać o seksie w kontekście orgazmów dla każdego, ale jestem przekonana, że cały problem tkwi w tym, że czasem łatwiej rozmawiać o jakimś ogólnym zjawisku dotyczącym seksu niż „naszym seksie”, który dzielimy z innymi osobami.
Temat podchwyciły nie tylko magazyny czy portale internetowe. Wiele marek wciąż wykorzystuje fenomen orgasm gap do promowania produkowanych przez siebie gadżetów erotycznych, próbując przekonać, że tam, gdzie ciało nie może, lepiej posłać wibrator. No, właśnie nie. Wibratory są fajne, ale nie zastąpią pogadania z osobą partnerską o orgazmie i jego roli w naszym życiu seksualnym.
Skup się na przyjemności, nie na orgazmie
Orgazm to zjawisko zarówno fizjologiczne, jak i psychiczne, potrzebuje więc odpowiedniej stymulacji, ale przede wszystkim odpowiedniego stanu mentalnego. I nawet jeżeli w okolicach genitaliów dzieją się rzeczy adekwatne dla doświadczenia orgazmu, gonitwa myśli: „Czy dojdę”, „Czy nie zajmuje mi to za dużo czasu?”, „Kiedy wreszcie będę mieć ten konkretny orgazm?” tylko je oddala.
Pisałam swojego czasu o praktyce zwanej karezza, czyli seksie bez celu. Udowadnia ona, że równie rozkoszna może być intymna sesja pieszczot, podczas której jest się „tu i teraz”, a nie na torze wyścigowym, czuje się bezpiecznie i wszystkimi zmysłami doświadcza ciała drugiej osoby.
Choć mogę doradzać, jakich zabawek użyć, w jakie pozycje seksualne ułożyć ciało czy zaproponować inne, potencjalnie ułatwiające szczytowanie sex-hacki, to tak naprawdę największa zmiana powinna zadziać się w samym podejściu do orgazmu. Odrzucenie dążenia do osiągnięcia czegokolwiek w seksie może sprawić, że w łóżku i poza nim zaczną dziać się rzeczy niezwykłe.
Lubisz moje artykuły?
okładka wpisu: Amy Shamblen via Unsplash
Komentarze zamknięte.
Patrycja
9 kwietnia 2019 at 02:39Super, że piszesz o tym, że trzeba w tej kwestii wyluzować i dać sobie prawo do nieosiągania orgazmu. Nie ma nic gorszego, niż presja psychiczna w łóżku. Parę razy zdarzyło mi się wyrzucić z łóżka (i z życia) facetów, którzy mieli pretensje o to, że z nimi nie szczytuję. Tylko widzę inne niebezpieczeństwo – jeśli na podstawie swoich dotychczasowych doświadczeń dochodzimy do wniosku „nie mogę doświadczać orgazmu w trakcie seksu takiego a takiego”, to być może na dobre zamykamy sobie do tego orgazmu drogę. I właśnie wtedy zamykamy się w schemacie. A warto byłoby – na luzie, bez spiny – zastanowić się, dlaczego tak jest i czy możemy coś zrobić, żeby to zmienić. Bo może tak się przyzwyczaiłam do masturbacji albo do gadżetów, że pobudza mnie tylko ten rodzaj stymulacji i moje ciało „zamknęło się” na inne bodźce? A może pracuję w stresie po 12 godzin dziennie i nie jestem w stanie tego stresu zostawić za drzwiami sypialni? A może – nie bójmy się tego mówić! – mam słabego partnera, któremu nie starcza techniki ani kondycji (albo rozmiaru), żeby mnie doprowadzić do orgazmu? (tak zupełnie prywatnie, subiektywnie i bez dowodów obstawiam, że to może być przyczyna braku orgazmu u wielu kobiet z naszej kultury ;) Oczywiście, z jednej strony trzeba akceptować swoje słabości i niedoskonałości, ale z drugiej warto zadać sobie pytanie, czy zrobiłam wszystko, żeby dać sobie szansę na rozwój w danej dziedzinie (oczywiście, jeśli chcę się rozwijać). Ja przez długi czas byłam przekonana, że nie jestem w stanie osiągnąć orgazmu tylko pod wpływem penetracji. Zaakceptowałam to i dałam sobie do tego prawo. Ale jednocześnie dałam też sobie prawo do nadziei, że to jednak kiedyś nastąpi, i do poszukiwań. Okazało się, że wystarczyła jedna sesja masażu tantrycznego, żeby moje ciało nauczyło się, że „tamtędy” też można osiągać rozkosz. Do tego doszła lepsza selekcja partnerów. Teraz mam orgazm za orgazmem i czasami zapominam, że mam coś takiego, jak łechtaczka. Każda kobieta jest inna… ale nie zamykajmy sobie z góry drogi stwierdzeniem, że „nie mogę” ;)
Talia
5 kwietnia 2019 at 12:00Mój partner cierpiał na zaburzenia erekcji z przyczyn kardiologicznych i psychicznych. Nasz związek niejednokrotnie był przez to na włosku. Kochaliśmy się, ale czasami frustracja brała górę. I moja, i jego samoocena znacznie spadła. Dopiero gdy oboje odpuściliśmy i postanowiliśmy się skupić na tym, żeby po prostu być blisko, cieszyć się sobą i nie ulegać erekcyjno-penetracyjnej presji, wszystko uległo zmianie. Oczywiście, na lepsze. W końcu udało się stworzyć bezpieczną i komfortową atnosferę. Jest coraz lepiej. Po dawnym problemie nie ma już śladu. A teraz nawet doceniam to, co nas spotkało, bo oprócz seksu opierającego sis na penetracji opanowaliśmy dobrze grę wstępną, seks manualny i oralny. Orgazm jest ważny i warto się starać, aby obie strony doświadczały go jak najczęściej, ale presja zdecydowanie temu nie sprzyja.
Nx
5 kwietnia 2019 at 15:05Dziękuję za komentarz! Bardzo mi przykro, że właśnie w takich okolicznościach musiało dojść do zmiany Waszego życia seksualnego, ale widzę, że dziś masz to tego pozytywne podejście. Tak trzymać!
Mk
5 kwietnia 2019 at 00:27Gonimy za tym bo to nie fair że facet dochodzi A my nie. Odsetek kobiet bez orgazmu jest duzi wiekszy niz mezczyzn wiec bede sie trzymać przy tym że powinniśmy próbować.
Nx
5 kwietnia 2019 at 09:34Wiesz co? Kiedyś miałam podobne podejśćie – że to „nie fair”. Ale każdy ponosi odpowiedzialność za swój orgazm. Jeśli nie mogę doświadczyć go w trakcie seksu penetracyjnego, tylko poprzez stymulację manualną lub oralną, albo z ulubionym wibratorem, mówię o tym drugiej osobie i włączamy daną aktywność do naszego seksu. Problem w tym, że wielu ludzi ma wpojony konkretny schemat seksu i z tego schematu stara się wycisnąć coś, co zwyczajnie może się nie wydarzyć, bo nie ma tam stymulacji adekwatnej dla ich ciała i tego, jak doświadczają orgazmu.