Dlaczego ten sam jogurt o właściwościach przeczyszczających musi być sprzedawany w czarnym opakowaniu, by sięgnął po niego mężczyzna? Bo femofobia istnieje i ma się dobrze.
Femofobia (czasem nazywana też femifobią) to męski lęk przed „byciem jak kobieta”, który dotyczy bardzo wielu aspektów życia mężczyzn – od sposobów zachowania aż po produkty, po które sięgają.
Nie tylko jogurt – rzeczy, które on może (nareszcie) kupić
Kilka miesięcy temu, oglądając Shark Tank, program dla osób szukających inwestorów dla swoich biznesów, dowiedziałam się, że istnieje coś takiego, jak Dude Wipes – nawilżane chusteczki dla kolesi. Nadające się nawet, jak powiedzieli młodzi antreprenerzy, dla „twojego małego, śmierdzącego kolesia, mamo”. Potem w lokalnej drogerii zauważyłam obcinacz do paznokci „for him”, wiszący tuż obok genderowo neutralnego obcinacza. Nieco później były chusteczki higieniczne (co mężczyźni mają z tą obsesją wycierania?!) w „rozmiarze męskim”, a wreszcie stworzona przez Buzz Feed lista rzeczy, które mężczyźni wreszcie mogą kupić, bo opatrzono je naklejką „for men”. Spoiler alert: to między innymi świeczki zapachowe (mandle), pasta do zębów i szampon dla zwierząt. „Wreszcie on będzie mógł po męsku wyszorować swojego yorka” – pomyślałam, ale chyba najlepiej podsumowała to moja znajoma w komentarzu na Facebooku: „Panowie, ostrożnie z tym testosteronowym rumiankiem”. Bo tak, wśród produktów na liście Buzz Feed jest też herbata dla mężczyzn.
O ile w kwestii produktów femofobia jawi się jako niewinna śmiesznostka, marketingowy trik na przyciągnięcie męskiego konsumenta do „niemęskich” dóbr, tak w wielu sferach życia, które nas dotyczą, jest to problem bardzo serio. Femofobi mają bowiem tendencję do pakowania się w sytuacje, które bezpośrednio zagrażają ich życiu lub zdrowiu, takie jak szybkie prowadzenie samochodu, ale też ignorowanie bólu. Czasem trudno tendencje femofobiczne zauważyć, w końcu objawia się też w tak subtelnych zachowaniach, jak niechęć do picia przez słomkę (ssanie jest niemęskie), lizania lodów (z jakiegoś powodu też może być niemęskie), zamawiania kolorowych koktajli, czy stosunku do kobiet (szacunek oparty wyłącznie o oklepane frazy o nie biciu nawet kwiatkiem i całowaniu w rękę).
Femofobia i przemoc
Fobie rzadko kiedy są racjonalne, ale ich pielęgnowanie może mieć poważne konsekwencje. Bo femofobia obecna jest w naszej kulturze od setek lat i znajduje swoje odzwierciedlenie w kontaktach między mężczyznami. Konkretnie – w aktach przemocy wobec tych, którzy wydają się w jakikolwiek sposób zniewieściali, niezdolni do udowodnienia swojej męskości. Tak, już dzieciaki na etapie podwórka wymierzają sprawiedliwość za babskie zachowania.
Femofobia i homofobia
Dan Savage, amerykański podcaster, działacz na rzecz ruchu LGBTQ i ekspert w dziedzinie seksualności, bardzo często radzi heteryczkom, aby nie wiązały się z homofobami, twierdząc, że ci nienawidzą kobiet. W teorii Savage’a nienawiść do gejów to nie strach przed byciem obiektem pożądania innego mężczyzny, ale przede wszystkim efekt mizoginii. Homofobom geje kojarzą się bowiem z kobietami, a konkretniej z przejęciem kobiecej funkcji seksualnej, czyli byciem penetrowanymi (co z tego, że procentowo więcej par hetero niż homo uprawia seks analny).
Femofobia i seks
Femofobia ujawnia się też w łóżku, na przykład w ograniczeniu rodzajów ekspresji seksualnej do takich aktów, w których mężczyzna jest „męski”, dominujący, dyktujący warunki, a nie w takich, w których miałby być „jak kobieta”. Wiecie o czym mówię – pegging, rimming, stymulacja prostaty, symulowane fellatio, czy penetracja przy pomocy sondy cewnikowej lub stopera spermy. O ile to ostatnie może być dla niektórych jednym fetyszem za daleko, tak w opiniach mężczyzn kultywujących ten rodzaj ekspresji seksualnej pozwala im poznać, jak to jest być penetrowanym.
Co ciekawe, femofobia może dotyczyć nawet jęczenia w łóżku – w swojej książce o filmowaniu seksu Erika Lust zauważyła, że mężczyźni w porno bardzo rzadko krzyczą z rozkoszy. Jęki są przecież takie niemęskie…
Femofobia i polityka
Ostatnio mogliśmy zaobserwować przykłady lęku przed kobiecością, gdy nad Polską zawisła groźba kompletnego pozbawienia kobiet praw reprodukcyjnych. Kobiet – pojmowanych jako szara masa, niezdolna do samostanowienia, do decydowania o swoim ciele, czy macierzyństwie. Rok wcześniej odbyła się kuriozalna konferencja, na której próbowano udowodnić, że cykliczność płciowa kobiet może wpływać np. na ocenę różnych zdarzeń, składanie zeznań, umiejętność odnalezienia się w danej sytuacji. Tak, niektórzy twierdzą, że kobietom miesiączka zaćmiewa umysł, więc należy im się specjalne traktowanie. Przykłady lęków przed tabuizowaną kobiecością można by mnożyć.
Przyjrzyjmy się jednak bliżej kwestii antykoncepcji (bo jej też dotyczyły kuriozalne projekty ustaw) – traktowanej jako problem kobiety, która powinna się o nią zatroszczyć, a w razie czego ponosić konsekwencje własnej rozrodczości i folgowania żądzom. Nie jako aspekt życia erotycznego, który pozwala cieszyć się seksualną wolnością, w wybór czego zaangażowane powinny być dwie osoby, a właśnie problem.
„Jeżeli kobieta chce uprawiać seks, musi liczyć się z konsekwencjami w postaci niechcianej ciąży” – grzmią internety, bo grzmią tak za każdym razem, kiedy mówi się o antykoncepcji, sposobach informowania o niej, czy o jej dostępności. A właśnie, że nie musi! Musi mieć jednak dostęp do źródeł wiedzy o antykoncepcji i zdrowiu intymnym. Dlatego też postanowiłam wziąć udział w kampanii Nie łykam, czyli wszystko, co powinnaś wiedzieć o antykoncepcji – akcji informacyjnej, która ma na celu uświadamianie Polek o dostępnych metodach antykoncepcji, również alternatywach dla popularnej pigułki, z naciskiem na antykoncepcję transdermalną. Warto zajrzeć!
Do czego zmierzam? Do tego, że problemem mężczyzn (nie ukrywajmy: również wielu kobiet) jest brak wiedzy na temat sposobów zapobiegania ciąży, ale też brak metod, dzięki którym to oni mogliby wziąć odpowiedzialność za planowanie rodziny. Zanim jednak nastąpi rewolucja seksualna związana z wprowadzeniem na rynek na przykład pigułki antykoncepcyjnej dla mężczyzn, zróbmy rewolucję w swoim podejściu do antykoncepcji – decydując o niej wspólnie, razem rozważając wszystkie za i przeciw, a nie traktując zapobieganie ciąży jako kwestię wyłącznie kobiecą. Być może częściowo to strach przed kontrolowaniem własnej rozrodczości „jak kobieta” wpływa na tak powolne prace nad męską antykoncepcją hormonalną?
A póki co nadal nie łykam femofobii. Nie łykam i nie trawię.
Tekst powstał w ramach kampanii Nie łykam, czyli wszystko, co powinnaś wiedzieć o antykoncepcji.
Komentarze zamknięte.
Subtelność
20 marca 2019 at 16:29Techniczny drobiazg – link to nielykam.pl nie działa ;-)
martyna
10 maja 2017 at 08:48wiesz, ja jestem marketingowcem i mnie produkty „for him” nie rażą. tak samo, jak nie rażą mnie „for her”. to jest po prostu po to, żeby dana grupa odbiorców poczuła się wyjątkowo. co nie zmienia tego, że faceci mają problem.
mój facet używał mojego szamponu, dopóki nie użył męskiego innej firmy „w gościach” i nie stwierdził, że ma po nim fajniejsze włosy ( i chodzi faktycznie o skład). ogólnie z tych her/him mamy bekę.
nasza córka jeździ różowym samochodem-jeździkiem. sama nie wiem, co o tym różu myśleć :D
LittleDisaster
20 marca 2017 at 19:27Razem z moim partnerem, kiedy nasz związek stał się już poważniejszy wspólnie podjęliśmy decyzję o tym na jaką antykoncepcję się decydujemy. W końcu gdybyśmy „wpadli” to problem też byłby wspólny, tak jak i akt ;) I na szczęście nie muszę wyobrażać sobie sytuacji, w której mój cud-chłopiec rzuca coś w stylu: „bierz pigułki” i tyle jakby jego ten temat nie dotyczył.
Pingback:
Justyna
31 maja 2016 at 15:01Przepraszam, przez niedopatrzenie dwa razy wysłałam wiadomość :/ :<.
Justyna
31 maja 2016 at 14:53Jak zwykle bardzo dobry tekst ;). Jedyne co mnie zastanawia to to symulowane fellatio – nie słyszałam o tym wcześniej i nie do końca wiem o co chodzi ;P
Nat
31 maja 2016 at 15:38Symulowane fellatio: osoba, która nie ma penisa zakłada strap-on, a druga symuluje na strap-onie fellatio.
Justyna
6 czerwca 2016 at 15:23Ło, no tak, całkiem ciekawe ;) ;P. Dzięki za odpowiedź ;D
Juiz
29 maja 2016 at 01:03Przepraszam z góry – nie przeczytałam całości tylko kilka pierwszych akapitów.
Chciałam tylko napisać, że być może nawet nie chodzi o coś co nazywasz femofobią – bo osobiście się z tym nie spotkałam, ale może żyć w niewiedzy :P
Być może chodzi tylko o… kasę.
Po prostu firmy zwietrzyły interes i to jest prosty sposób na nowe zyski.
Jak to mój mąż zauważył (bo chodzimy na zakupy i ostatnio nawet częściej się cenom produktów przyglądamy a już na pewno składzie podanym na opakowaniach) – ruchanie klientów jest już od jakiegoś czasu. Na cenach właśnie. Dokładnie ten sam produkt zapakowany w opakowanie z napisem „dla kobiet” jest zazwyczaj tańszy jeśli „odpowiednik męski” jest typem produktu niestandardowego dla faceta (np. wspomniane wyżej chusteczki nasiąknięte) – podobnie jest z produktem dla kobiet typowym i od lat stosowanym jako dla facetów.
Nagle producentów oświeciło, że ten sam produkt można sprzedać dwa razy, po różnych cenach i w innych opakowaniach które informują „specjalnie dla ciebie!”
I np. damskie waciki do uszu kosztują np. 5zł to męski odpowiednik niech kosztuje 6-7zł. Albo papier toaletowy – ta sama marka w tej samej ilości ale różnica w cenie też jest.
Najśmieszniejsze jest to, że mój mąż powiedział wprost: chromolę.
Jak mam do wyboru ten sam produkt o tej samej gramaturze i składzie to chyba jasne który wybiorę.
I jemu nie przeszkadza na opakowaniu kolor różowy czy buźka niemowlaka XD
PS. o antykoncepcji się chętnie sama czegoś nowego dowiem bo przyznam się bez bicia, że ostatnio aktualizowałam informacje jakieś 8 lat temu i tylko coś ostatnio słyszałam pogłoski o bliskim odkryciu czegoś dla facetów…
Biały Lis
29 maja 2016 at 01:54Przepraszam, że się tak wtrącę, ale… Jest papier toaletowy „dla kobiet” i „dla mężczyzn”?! o,O Jak? Gdzie? Kiedy? PO CO?!
Nat
29 maja 2016 at 07:47Męska rolka papieru ściernego, nie żłobiona w szczeniaczki, a w drut kolczasty, doooh!
Ruchanie na cenach to prawda, aczkolwiek gdyby nie było ku niemu podstaw (lęk przed utratą męskości), to tak ładnie by się te produkty „for men” nie przyjęły.
Biały Lis
28 maja 2016 at 02:56Gdzieś ktoś kiedyś napisał, że „homofobia to strach, że inny mężczyzna potraktuje cię tak, jak ty traktujesz kobiety”. I coś w tym chyba jest, bo najwięksi homofobii jakich kojarzę to przy okazji cholerni mizoginii.
Aczkolwiek co do tych produktów, po części jest to też kwestia marketingu – jakby nie patrzeć powstają również wersje „for her”. To np. jest wybitnej urody:
http://67.media.tumblr.com/552760db0ad38d63734a84bd6e8ff0d6/tumblr_n9utaf2QfK1tp3vibo1_500.jpg
(Btw, czemu to ZAWSZE musi być różowy?)
Ale fakt, kobiety jakoś mniej boją się całego tego podziału. Mała dziewczynka co najwyżej usłyszy, że nie powinna bawić się samochodzikami, bo nie. Mama małego chłopca bawiącego się w dom może nawet drżeć z przerażenia, że jej pięciolatek jest gejem.
Nat
28 maja 2016 at 07:30Cytat o traktowaniu kobiet w punkt!
Prawda: większość kobiet nie potrzebuje tego, żeby młotek był różowy, aby po niego sięgnąć, nie spanikuje, że młotek jest genderowo neutralny, kiedy trzeba będzie wbić kilka gwoździ. Tak samo – poprowadzi samochód każdego koloru, podczas gdy femofobi prędzej uschnie prącie niż wsiądzie do różowego.
Moi znajomi, którzy mają dzieci, pozwalają im bawić się wszystkim, niezależnie od płci (np. chłopcy mają i lalki, i dinozaury), ale… boją się, że przedszkole wybije im bawienie się czymkolwiek z głowy, że inne dzieciaki, którym wpojono taki podział, spuszczą synowi bęcki za zabawę wózkiem, a córka będzie wyśmiewana za zabawę transformersem. I to też mnie trochę przeraża.
Anna
27 maja 2016 at 22:09„Jeżeli kobieta chce uprawiać seks, musi liczyć się z konsekwencjami w postaci niechcianej ciąży” – akurat uważam, że każdy, kto chce uprawiać seks musi się liczyć z potencjalną konsekwencją jaką jest chciana czy niechciana ciąża.
I powtarzam to zawsze mojemu nastoletniemu bratu, który akurat wszedł w ten wiek, że za chwilę pewnie podejmie pierwsze kontakty seksualne: By myślał najpierw głową. Rozważnie wybrał partnerkę i zaczerpnął wiedzy o antykoncepcji i higienie intymnej. Potencjalna ciąża lub choroby weneryczne, nie będą bowiem sprawą tylko tej dziewczyny, ale i jego.
Nat
28 maja 2016 at 07:23A czy nie wydaje Ci się, że lepsze byłoby po prostu promowanie bezpiecznego seksu i edukacja na temat antykoncepcji, a nie straszenie ciążą i chorobami? Ciekawi mnie też, czy powiedziałaś nastoletniemu bratu, żeby nie tylko wybierał partnerkę z rozwagą, ale też myślał o jej przyjemności? Czy Twój brat nie ma problemów z koncepcją konsensualności? Pytam dlatego, że rozmawiając z nastolatkami, bardzo często pomijamy to, co w seksie powinno być ważne: to, że wszyscy wiedzą, co robią i się na to zgadzają; to, że seks powinien być dla wszystkich zaangażowanych stron przyjemny i bezpieczny. Bardzo łatwo jest straszyć seksem i grzmieć o „konsekwencjach”, dużo trudniej przedstawiać go jako przyjemną część bycia z drugą osobą.
Anna
30 maja 2016 at 17:41Od tej strony – pamiętaj o przyjemności partnerki – nie rozmawialiśmy. Ale dlatego, że jest to dla niego ciągle temat wstydliwy i bardzo osobisty. Nie jest skory do rozmów na ten temat, ale jeśli przychodzi z bezpośrednim pytaniem, czy potrzebą porozmawiania na, nie odmawiamy. Wysłuchamy i doradzimy na podstawie własnych doświadczeń, bez niepotrzebnych żartów, uśmiechów itp. które dodatkowo zagęszczają i tak już delikatny dla chłopaka temat.
Być może podejście w pierwszej kolejności od strony konsekwencji seksu, wiąże się… trudno mi powiedzieć… Z naszym wychowaniem? To bardziej tak, jakbym to, że seks jest przyjemny było oczywiste, a to że może mieć swoje konsekwencje już nie i trzeba to na każdym kroku powtarzać.
O tym, że seks jest tą wielką fantastyczną sprawą gadają wszyscy i wszędzie, ale masz rację, że nikt nie rozmawia o nim jako o relacji i dawaniu sobie wzajemnej przyjemności, a nie tylko jej braniu. Może gdyby taka edukacja była prowadzona, młodzi ludzie byliby faktycznie lepiej przygotowani na swoje pierwsze kontakty. I lepiej je rozwijali.
M
27 maja 2016 at 21:39Miałam kiedyś wykładowcę, który był przerażony, że kobiety zaczynają stosować coraz więcej elementów stroju, które dotąd zarezerwowane były dla mężczyzn. W trakcie semestru przestał nosić torbę, bo podobną zauważył u mnie i koleżanki, regularnie wyrzucał też marynarki i przyznał się, że nie odkąd na siłowni spotkał kobietę w identycznych adidasach, nie był w stanie przemóc się do ponownego wyjścia w nich, choć były całkiem nowe. Taką ogromną traumą była dla niego sama możliwość, że jakiś element jego ubioru czy gadżet zostanie omyłkowo wzięty za damski. Zawsze było mi go żal, raz, że żył w nieustannym stresie, dwa – ile czasu tracił na tę ciągłą obserwację „wroga”… ;)
Nat
27 maja 2016 at 21:45Podobno najlepszym sposobem na zniechęcenie chłopca do zabawki jest pokazać mu, jak bawi się nią dziewczynka.
A wykładowcy to trzeba współczuć. Popatrz, niby ludzie wykształceni, a takie problemy mają…
Morella
27 maja 2016 at 13:52Wpisałam swoje pytanie do formularza, ale ledwo kliknęłam „Prześlij” przyszły mi do głowy jeszcze inne pytania, które chciałabym zadać. Bardzo dobrze, że powstają takie akcje, jak „Nie łykam”, ponieważ nawet ja, a jestem kobietą po 30-stce, pozostającą w długim związku, nie wiem bardzo wielu rzeczy o antykoncepcji. Chociaż wiem, że to głupie, ale łatwiej przychodzi mi wpisanie swojego zapytania w anonimowy formularz internetowy, niż spytanie się lekarza ginekologa podczas wizyty.
Nat
27 maja 2016 at 13:59Pytaj, ile chcesz! Tego typu akcje są ważne, bo pokazują, że mamy możliwości, że istnieją alternatywy dla popularnej pigułki, że możliwe jest znalezienie metody „szytej na miarę”, pasującej do naszego stylu życia.
W formularzu pojawiło się już sporo pytań i widzę, jak ważny jest to problem i jak potrzebna inicjatywa, dlatego już nie mogę się doczekać rozmowy z ekspertką!
f
27 maja 2016 at 09:54Na pewno tam miało być, że więcej par homo niż hetero uprawia seks analny? Bo kłóci mi się to z resztą akapitu…
Nat
27 maja 2016 at 09:55Prawda, dzięki za Twe wprawne oko!