Nic co biustne, nie jest jej obce | Wywiad z Katarzyną Kulpą (Stanikomania)

Nic co biustne, nie jest jej obce | Wywiad z Katarzyną Kulpą (Stanikomania)

Dlaczego duży biust jest „publiczny”, co daje dobrze dobrany biustonosz i na które polskie marki bieliźniarskie warto zwrócić uwagę? O tym rozmawiam z Katarzyną Kulpą, autorką bloga Stanikomania.

Zacznę od wyznania: z nikim tak dobrze nie rozmawia mi się o cyckach, jak ze Stanikomanią. Kasia to osoba, która jest niekwestionowalną ekspertką, w obszarze biustonoszy na duże piersi zresztą od kilkunastu lat recenzuje je na swoim blogu. Do Stanikomanii od zawsze przyciągał mnie wyluzowany aktywizm podziwiam to, że autorka, która promuje prawidłowe dobieranie staników i posiada w temacie bielizny ogromną wiedzę, ma tak ogromną wyrozumiałość dla osób, które niekoniecznie chcą zakładać biustonosze. Wywiad z Katarzyną Kulpą był dla mnie niesamowitą przyjemnością!

Nat: Kasia, porozmawiajmy o cyckach! Ale tak całkowicie serio – spotykamy się, mam wrażenie, jako osoby znajdujące się na dwóch biegunach. Ty – najpopularniejsza w Polsce recenzentka biustonoszy dla dużych piersi, promotorka prawidłowego dobierania staników oraz dobrych polskich marek – i ja – kobieta z pokaźnym biustem, która radośnie uprawia free-boobing i kupuje miękkie bralety w sieciówkach. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze stanikowym aktywizmem?

Kasia, autorka bloga Stanikomania: Zacznę od tych przeciwnych biegunów – dla mnie to spotkanie jest ekscytujące i edukujące! Jako (również piersiasta) entuzjastka staników, mająca stanikomaniackie grono osób odbiorczych, wiem już chyba wszystko o ich mocnych stronach i zaletach, brakuje mi natomiast perspektywy osoby spoza stanikowego klubu oraz łaknę wiedzy o czynnikach, które mogą do tej części garderoby zniechęcać. Jednocześnie tak naprawdę też jestem trochę free-booberką, bo – o wielkie dziwo! – od lat olbrzymią część czasu spędzam bez biustonosza. Z zasady stanik wdziewam, gdy wychodzę – ale jako osoba pracująca z domu nie tylko w pandemii, robię to rzadziej niż przeciętna osoba stanikonosząca. W domowym biurze z kolei jestem ostanikowana w dwóch sytuacjach: gdy coś testuję do recenzji na bloga oraz niekiedy podczas upałów, gdy bez biustonosza pocę się bardziej niż w nim, bo piersi leżące na brzuchu to grzejnik. O czym doskonale wiedzą wszystkie osoby obdarzone większym biustem, a czego nie doświadczają małobiuściaste głosicielki zrzucenia staników na zawsze…

Ale do rzeczy. Początki Stanikomanii (blog powstał w 2007 r.) sięgają mrocznych czasów, gdy o brafittingu w Polsce nikt nie słyszał, a wybór rozmiarów w sklepach był równie żałosny, jak świadomość zasad ich doboru. Duży biust był znacznie większym utrapieniem niż dziś – większość biuściastych żyła w niewygodzie i przekonaniu, że ich ciało jest przeciwko nim, że jest nienormalne – no bo skoro „takich rozmiarów się nie produkuje, proszę pani”, to niby jakie jest?

Kiedy wybuchł handel online i Polska mocniej otworzyła się na świat, niektórym osobom z piersiami zaczęło świtać, że to niemożliwe, by nikt na całej planecie nie wpadł na produkowanie biustonoszy z dużymi miseczkami, przyczepionymi do dowolnego – nie tylko dużego – obwodu pod biustem, i przy tym choć trochę atrakcyjnych wizualnie, nie tylko funkcjonalnych, zabudowanych namiocików w beżu. Powstało prężne forum Lobby Biuściastych na portalu Gazeta.pl, gdzie wspólnie prowadziłyśmy poszukiwania dużych staników, a potem zdecydowałam się założyć blog – po to, by skuteczniej propagować forumową wiedzę, a także by dać ujście nowo powstałej manii zakupowej, bo – jak wiele biuściastych – po latach niedoboru zaczęłam intensywnie nadrabiać zaległości i z zapałem ubierać się w piękne, kolorowe, a przede wszystkim wreszcie pasujące staniki.

Propagowanie wiedzy miało dwa kierunki. Po pierwsze, chciałam podzielić się swoimi odkryciami z innymi osobami z dużymi piersiami. Bo – choć może zabrzmi to zaskakująco – dobre staniki ogromnie poprawiły moją jakość życia na poziomie zarówno czysto fizycznym – bo niedobrany stanik gniecie i gryzie, jak i psychicznym – bo piersi wypadające z miseczek i zapięcie jadące w kierunku karku co chwila przypominają twojej głowie, że cycki są za wielkie i za obwisłe. A po drugie, chciałam razem z resztą moich współ-bra-aktywistek posłać do naszych firm bieliźniarskich oraz sklepów przekaz, że oczekujemy zmiany asortymentu na bardziej dostosowany do prawdziwej różnorodności ludzkich piersi. Na przykład pokazując im, że na świecie czyha konkurencja gotowa zagarnąć polskie duże biusty, a z drugiej strony – wskazując, jakie kierunki w ich działaniach pochwalamy i jesteśmy gotowe robić im za nie darmową promocję. Owo intensywne zgłaszanie popytu nazywałyśmy lobbowaniem, dziś te wszystkie działania można by określić słowem: aktywizm. Spotykałyśmy się na żywo, prowadziłyśmy edukacyjne spotkania – był to piękny, spontaniczny czas, pisały o nas gazety, a niektóre uczestniczki tego ruchu dziś mają swoje bieliźniane biznesy – salony brafitterskie, czasem nawet własne marki bielizny o inkluzywnych zakresach rozmiarów.

Przygoda wcale nie ma zamiaru się skończyć – cały czas walczymy o zaspokojenie potrzeb różnorodnych ciał, o detabuizację tematów związanych z bielizną i piersiami. Ja staram się dokładać swoją cegiełkę do zwiększania reprezentacji ciał niekanonicznych w internetach. Nadal wiele osób męczy się w źle dobranych stanikach, a firmy nie zawsze tworzą produkty na odpowiednim poziomie komfortu, estetyki i jakości, zaspokajające wymagania osób noszących staniki, a nie jedynie patrzących na nie cishetero facetów.

N: Przyznam szczerze, że często w przypadku osób, których pasją jest bielizna, spotykam się z elementem oceny mojej decyzji o rezygnacji z tradycyjnych biustonoszy. Słyszę, że z dobrze dobranym stanikiem miałabym jak w raju, i odnoszę wrażenie, że druga strona nie wierzy moim doświadczeniom i temu, że biustonosz to dla mnie nie to. Od razu podkreślę – nie odczułam tego z Twojej strony, wprost przeciwnie! Spotkałam się z ogromną akceptacją, zresztą rozmawiałyśmy o tym w wywiadzie opublikowanym na Twoim blogu. Zastanawia mnie jednak, skąd w niektórych ludziach bierze się ta chęć nawracania na staniki?

K: Pęd do dawania dobrych rad, zwykle nieproszonych, jest w ludziach ogromny! Nieraz zastanawiałam się, skąd się bierze – myślę, że jest w nim sporo, często nieuświadomionej, potrzeby odczuwania wyższości nad tymi, których obdarzamy naszą mądrością. Sama też nie jestem od niego wolna, ale staram się go dusić, gdy za mocno wierzga… Z drugiej strony, chciałabym tu trochę wziąć w obronę tę grupę osób – nazwijmy ją stanikowymi neofitkami – które po prostu same przeżyły to specyficzne „wow!”, jakim jest odkrycie, że nie „mają B”, tylko że pasuje im 65F, że w takim staniku jest im po raz pierwszy w życiu wygodnie, że wreszcie przestały czuć, że mają „dziwne piersi”. To jest naprawdę super uczucie! Rzecz jasna, nie jest to usprawiedliwienie dla natarczywego wmawiania ci, że twoje ciało nie odczuwa tego, co odczuwa, że wolisz po prostu nie mieć żadnego stanika i jest ci z tym najlepiej, ale pozwala ciut zrozumieć ich motywację. Te same neofitki często były wcześniej z identyczną namolnością (bo bez namolności jest trudniej) przekonywane do dobrych staników – a że akurat dobrze na tym wyszły, to teraz przekładają swoje doświadczenie na inne osoby.

Pozostaje jeszcze grupa, która wolałabym, żeby nie istniała – osób, które twierdzą, że brak stanika jest niezdrowy, a może raczej: nieurodowy, oraz niemoralny – często jednocześnie. Tych, które straszą, że od stanika obwiśnie, „zniszczy” ci się biust (nie ma na to żadnych dowodów), a przecież cyc ma obowiązek kanonicznie sterczeć w nadanej stanikiem formie, bo wyłamywać się z kanonu, w który osoby te codziennie starają się z takim poświęceniem wpasowywać, to grzech. Oraz tych, które oskarżają, że swoją rozkołysaną, wolną piersią wodzisz innych na pokuszenie i zachowujesz się nieprzyzwoicie – nawet jeśli nie mówią tego głośno. Na pewno znasz to zjawisko…

N: Czy są jakieś sytuacje, w których stanik jest niezbędny?

K: Tak, jest jedna sytuacja, kiedy piersiom bardzo przydaje się wsparcie – intensywne ćwiczenia fizyczne. Osoby z penisami dla ochrony przed wstrząsami mają suspensoria, osoby z piersiami – staniki do uprawiania sportu. Po pierwsze, skaczący biust wkurza i przeszkadza, zwłaszcza jeśli jest większy, a przy mocniejszych ruchach – boli. Dlatego nawet małobiuściaste biegaczki używają specjalistycznych staników sportowych. Przy czym nie chodzi tutaj o to, co potocznie nazywa się „stanikiem sportowym”, czyli dowolny elastyczny top bez fiszbin, tylko o biustonosz sportowy przeznaczony do uprawiania sportu: zabudowany, mało rozciągliwy, przytwierdzający piersi do klatki, czyli zwykle nieco je przypłaszczający, często na fiszbinach. Oprócz tego, że skaczący biust boli – są badania sugerujące, że takie intensywne ruchy piersi (góra-dół oraz na boki) mogą nawet prowadzić do rozciągania więzadeł łącznotkankowych wewnątrz piersi, nie mówiąc już o zwykłym rozciąganiu skóry. Dlatego do biegania, jazdy konnej, żywych podskoków – biust najlepiej unieruchomić, w miarę możliwości. Pamiętając oczywiście, że taka sportowa zbroja nie powinna utrudniać oddychania.

N: Nie ukrywam, że chciałabym Cię podpytać, jak to z tymi cyckami jest. Domyślam się, że ze względu na Twoją specjalizację często stykasz się z osobami, które z piersiami mają jakiś problem…

K: Jako osoba doradzająca innym w kwestiach bieliźnianych nasłuchałam się/naczytałam różnych strasznych rzeczy, które osoby sądzą na temat swoich biustów. Wraz z prośbą o pomoc w dobraniu rozmiaru czy modelu bardzo często pojawia się negatywna ocena ciała, zniecierpliwienie, złość na nie. „Pomóż mi dobrać cokolwiek na te moje… okropne, niekształtne, obwisłe, ogromne – albo przeciwnie: nieistniejące, płaskie, żałosne – cycki, bo sama już nie mogę dojść z nimi do ładu!”. Po czym najczęściej okazuje się, że z piersiami nie ma żadnego problemu – są zupełnie zwyczajne, tylko noszony stanik kompletnie nie pasuje do ich rozmiaru, kształtu. Temu niestety często towarzyszy także przekonanie, że piersi powinny wyglądać w jeden, określony sposób i że odstępstwa od tego ideału to brzydota, dziwactwo, plus oczywiście brak atrakcyjności seksualnej.

N: Jakie stereotypy na temat wyglądu piersi pojawiają się najczęściej?

K: Że normalny, ładny, pociągający biust wygląda jak dwa przytulone do siebie baloniki z helem! Piersi mają być jak z reklamy: okrągłe, symetryczne, sterczące i patrzące brodawkami w przód. Nie za duże, nie za małe i nie za średnie… Wiesz, jaki procent ludzkich piersi odpowiada temu obrazowi?

N: Nie!

K: Ja też nie wiem! Ale patrząc na różne galerie „prawdziwych biustów” (polecam np. 007b oraz galerię w serwisie bratabase.com), czy ciałopozytywne profile na insta – obstawiam, że w taki sposób wygląda może jeden na sto. Każdej osobie mającej problem ze swoim cyckowizerunkiem polecam po prostu pooglądać sobie różne piersi w internecie, ewentualnie wchodzić w takie środowiska i sytuacje, w których nagie piersi nie są tabu, na przykład pokorzystać z saun czy plaż w mniej pruderyjnych krajach.

N: Skąd więc wziął się wzorzec cycka idealnego? Czy w ogóle możemy mówić o jakimś ideale, gdy idzie o wielkość i kształt piersi?

K: Ten „ideał” zmienia się tak samo, jak zmieniają się kanony piękna i moda. Jak się wydaje, ogólnie cycek powinien być raczej jędrny i krągławy, ale spojrzenie na historię mody bieliźnianej pozwala nieco zachwiać tym dogmatem. Na przykład w połowie ubiegłego wieku modne były wydatne biusty w stanikach kształtujących piersi w stożki, które wyglądały, jakby chciały przebić bluzkę! Do tej estetyki później nawiązywała Madonna w swoim słynnym kostiumie J.P. Gaultiera, zawierającym właśnie stanik w stylu bullet bra. Lata 70. to czasy większej naturalności i złota era bezstanicza, ale kanonicznie atrakcyjnym piersiom wciąż nie wolno było zanadto zwisać – dlatego powstał słynny model marki Gossard Glossies – produkowany do dziś stanik o miękkich bezszwowych miseczkach z cienkiego tiulu, udający, że nie masz nic na sobie. Lata 80. to epoka sylwetki wysportowanej i raczej mocnej w górnej części, ale później, w latach 90., gdy królowały hiperszczupłe figury, duży biust zrobił się już „niemodny” – w tych czasach dorastałam ja i wiele moich biuściastych koleżanek. Od kilku dekad modny kształt piersi to półkula i taką formę biust osiąga we współczesnych modelach biustonoszy na fiszbinach. Pewien wyłom w tym kanonie czyni moda na braletki i bardziej swobodną, wiszącą formę, normalizowaną przez aktywistki spod znaku #saggyboobsmatter, tudzież nowa fala zrzucania staników, ale mimo to wciąż większość z nas czuje presję, by mieć piersi takie, jakby były permanentnie ukształtowane współczesnym stanikiem – przynajmniej na drucie, a jeszcze lepiej ze sztywną miską. Tu warto zaznaczyć, że nieszczęsne sztywne, termicznie wytłaczane miseczki, których nie cierpię, mają za zadanie pozbawić nasze piersi widocznych przez ubranie brodawek. Łatwo się domyślić, że naprawdę niewiele osób, patrząc na siebie w lustrze bez biustonosza, widzi ten wzorcowy kształt. Kule są równie „nienaturalne”, jak stożki modelowane przez szpiczaste miseczki w latach 40.-60. Warto o tym pamiętać, myśląc o swoim biuście, i o bieliźnie też.

N: Zastanawia mnie, jak wzmocnić osobę, dla której wygląd biustu wiąże się z jakimś cierpieniem – co mogłaby zrobić, gdzie się udać, aby zacząć proces zmiany myślenia o swoim ciele?

K: W pierwszym odruchu mam ochotę zaproponować: dobierz właściwy biustonosz, ha, ha! Zdaję sobie jednak sprawę, że po pierwsze – nie każdej osobie wystarczy do szczęścia wymodelowanie piersi dobrym, wygodnym stanikiem w aktualnie kanoniczny kształt, po drugie – nie u każdej osoby jest to tak do końca możliwe – mamy na przykład biusty z dużą asymetrią, albo bardzo małe, u których nadanie zbliżonego do „ideału” wyglądu jest trudne. Zachęcam mimo wszystko do podjęcia takiej próby, bo paradoksalnie często to sztuczne modelowanie odblokowuje dobre myślenie o ciele, wyzwala poczucie atrakcyjności i zaczynamy patrzeć na swoje ciało znacznie przychylniej również w momentach, gdy jest pozbawione zewnętrznych rusztowań. A zatem kierunek: salon z brafitterką albo dostępna w sieci wiedza brafitterska i sklepy internetowe z dużym wyborem staników w różnych rozmiarach. Tę ostatnią metodę szczególnie polecam osobom, które nie są gotowe na współpracę w przymierzalni z kimś obcym. Bo choć u brafitterki nie trzeba zdejmować stanika, to jednak rzut oka na biust w biustonoszu jest niezbędny, by była w stanie nam pomóc. Uspokoić zaś może nas świadomość, że brafitterki widzą dziennie wiele najróżniejszych biustów, z których tylko co sto któryś jest „idealny”!

Drugą metodą, którą można zastosować oprócz lub zamiast pierwszej (nie musisz wszak w ogóle chcieć nosić staników), jest zmiana diety wizualnej. To znaczy wyłączamy ze swojego otoczenia obrazy karmiące nas „ideałem”, a włączamy te, które pokazują różnorodne ciała, w tym piersi, w realistyczny sposób, i osoby z tych ciał i piersi zadowolone. To już banał, ale pamiętajmy, że reklama i media bombardują nas codziennie odrealnionymi wizerunkami. Ciała modelek są retuszowane na zdjęciach, a programy graficzne i filtry obecne w każdym smartfonie pozwalają każdemu zmienić się na zdjęciu nie do poznania. Innymi słowy: robimy wielką, ciałopozytywną czystkę na swoim Instagramie czy w czymkolwiek, co konsumuje nasz mózg na co dzień! Można czynić to stopniowo, dając sobie czas na oswojenie się z prawdziwym widokiem zwyczajnych ludzi.

N: Z czym, co pewnie znasz z doświadczenia, zmagają się osoby z dużym biustem?

K: Pierwsze, co teraz przychodzi mi do głowy, to problem ze znalezieniem dobrze leżących ciuchów i dobrej bielizny. Duże piersi nie dopinają się w bluzkach, sprawiają, że strasznie trudno dobrać sobie sukienkę czy żakiet, które zmieszczą piersi, nie spowijając reszty ciała w wiszące fałdy materiału. Stanika na duży biust nie znajdziesz w sieciówce, nie kupisz go impulsywnie w trakcie spaceru po galerii handlowej, jak twoja małobiuściasta koleżanka. Nie dla ciebie trendowe fasony – koronkowe trójkąciki czy topy na pojedynczej fiszbinie, a stanik z koronkowymi plecami w twoim rozmiarze mają w ofercie trzy firmy na świecie. Są internety i salony brafitterskie, ale trudniej do nich dotrzeć i trzeba o wiele więcej wydać. Przy bardzo dużych piersiach zaś free-boobing jest mocno kłopotliwy, bo ciężka pierś się kołysze i po prostu zawadza. Wszystko to długofalowo nie wpływa dobrze na pozytywny obraz własnego ciała.

Druga, poważniejsza kategoria problemów wiąże się z tym, że duży biust zwraca uwagę otoczenia i dla niektórych staje się pretekstem do zagrażających zachowań wobec osoby go noszącej. Osoba z większym biustem może doświadczać niemiłych komentarzy, seksualizacji, catcallingu, czy wręcz molestowania, często od bardzo młodego wieku. Generalnie sugeruje się nam, że duży biust należy zostawić w domu (najlepiej razem z całą resztą ciała o kobiecym wyglądzie), bo są z tego same kłopoty. Wiesz, odwracasz uwagę chłopców i mężczyzn, wyglądasz „nieprofesjonalnie” nawet zapięta po szyję, jesteś też szufladkowana jako „łatwa”, „pewnie robi karierę przez łóżko”, „sama się prosiła” i tak dalej. Szczęśliwie nie doświadczyłam z tego wiele, ale słyszałam bardzo smutne historie o molestowaniu w pracy czy prześladowaniach w szkole. Po takich przeżyciach masz ochotę zapomnieć, że masz piersi.

Mnie teraz nikt palcami nie wytyka, ale docierają do mnie echa bodyszejmujących, mizoginicznych komentarzy, jakimi częstowane są osoby z piersiami, częściowo przyjmowane przez nie do języka, którym same mówią o własnym ciele. Typu: „jestem młoda, a biust mam obwisły niczym matka karmiąca” albo „mam cycki jak stara baba”. Bardzo mnie to smuci.

N: Czy nie wydaje Ci się, że duży biust to biust… publiczny? Mam w swoim otoczeniu osoby, które zdecydowały się na operację pomniejszenia biustu – ze względu na ból i dyskomfort. Niektóre popełniły ten „błąd”, że o swoim doświadczeniu opowiedziały publicznie, np. w mediach społecznościowych. Jak pewnie się domyślasz, od razu pojawiły się komentarze kwestionujące słuszność tej decyzji…

K: Generalnie ciało osoby kobiecej traktowane jest jak dobro narodowe, czyli niebędące jej własnością. Jeśli komuś było przyjemnie na ciebie popatrzeć – to jakim prawem coś zmieniłaś? To po prostu jeszcze jeden przejaw patriarchatu. Skrajnym przykładem traktowania piersi jak publiczną własność są reakcje na przypadki kobiet, które przeszły prewencyjną mastektomię, jak Angelina Jolie, czy ostatnio Paulina Młynarska. Ratujesz swoje życie – ale czym to jest wobec faktu, że obcięłaś sobie zdrowe cycki? Jeśli chodzi o komentarze dotyczące pomniejszania biustu wśród ich autorek również widać czasem „brafittingowe neofitki”. Myślę, że są przypadki, gdy faktycznie osoby przestają rozważać operację dzięki znalezieniu odpowiednich biustonoszy – stanik jednak nie zawsze rozwiąże wszystkie problemy z dużym biustem. Mam u siebie wywiad z osobą, która przeszła zabieg redukcji, w którym dokładnie tłumaczy, z czym się borykała przed operacją i co dzięki niej zyskała. Warto też pamiętać, że duży biust może stanowić nie tylko problem fizyczny, może też wywoływać cierpienia psychiczne spowodowane wyżej wspomnianymi reakcjami otoczenia, a recepta pt.: „zmień otoczenie” nie zawsze jest wykonalna i nie zawsze skutkuje. Przy poważniejszych problemach, jak traumatyczne przeżycia wpływające na obraz własnego ciała, potrzebna jest też oczywiście terapia.

N: Co – z Twojej perspektywy – daje osobie z piersiami dobrze dobrany biustonosz?

K: Tu mógłby nastąpić bardzo długi wywód, ale spróbuję go sprowadzić do paru prostych zdań. Dobry stanik daje wygodę i swobodę ruchów – to mocniej zauważą osoby z dużymi piersiami. Oddziela skórę od skóry (piersi od siebie, piersi od brzucha – ponieważ je unosi), dzięki czemu mniej się pocisz, powstrzymuje kołysanie się i sprawia, że schodząc po schodach czy biegnąc do autobusu nie musisz trzymać się za piersi. Dobry stanik sportowy powoduje, że możesz przestać nienawidzić aktywności fizycznej (co jest częste u biuściastych). Separuje brodawki od ubrania – część osób ma tę część bardzo wrażliwą i nieznoszącą tarcia. Do tego biustonosz jest po prostu pięknym akcesorium, ozdobą, potrafi wyglądać jak dzieło sztuki, podkreślać urodę i atrakcyjność osoby noszącej. Kojarzy się z tradycyjną kobiecością, pozwala wzmacniać kobiecy wizerunek u osób, które pragną praktykować taką ekspresję. Wreszcie – zbliża wygląd piersi do aktualnego kanonu urody, który przecież można także lubić.

Dobry biustonosz pomaga na ciało i umysł, ale warto też wyjaśnić, jak bardzo szkodzi biustonosz zły. Od złego stanika lepszy bywa jego brak. Zły stanik to najczęściej za mała miseczka, której towarzyszy za duży rozmiar pod biustem – w takim staniku nieproporcjonalnie obciążane są ramiona, co powoduje zgarbioną postawę, a do spółki z chęcią „schowania” piersi wydostających się z miseczek – jeszcze większe „zamknięcie” klatki piersiowej, płytki oddech, obniżony nastrój, dyskomfort i bóle. Potwierdzają to fizjoterapeuci – o tym, jak szkodzi zły stanik, rozmawiałam z jedną z nich. Fiszbiny w źle dobranym staniku uciskają piersi, zamiast leżeć płasko wokół nich na klatce piersiowej. Złe biustonosze piłują ramiona ramiączkami, wrzynają się w plecy i irytują przez cały dzień. Osoby z małymi piersiami skarżą się także na wieczną konieczność poprawiania stanika, który przy każdym podniesieniu rąk wjeżdża im na środek biustu. Brrr. Jeśli chcesz nosić stanik – koniecznie poszukaj dobrego!

N: Często widzę u Ciebie na Facebooku czy na blogu, że wychwalasz polskie marki, które robią coś dobrze. Na które z nich warto zwrócić uwagę w kontekście inkluzywności rozmiarów?

K: Mistrzynią rozmiarówek jest Ewa Michalak – to marka i osoba, która jest wzorcowym przykładem na to, że ruch oddolny, konsumencki, potrafi inspirować ważne zmiany na rynku. Ewa była kiedyś na Lobby Biuściastych i tam urodził się pomysł na staniki, o których teraz pisze „New York Times”, a bywalczynie zachodnich forów brafittingowych doradzają sobie: „Go Polish”. A to wszystko dlatego, że Ewa Michalak oferuje prawdopodobnie największy zakres rozmiarów na świecie. Serio.

Polskich marek o szerokich zakresach rozmiarów jest sporo – nie wymienię wszystkich, można je znaleźć w moich recenzjach, ale z tych największych cenię m.in. firmy: Ava, Dalia, wspomniana Ewa Michalak, Gorsenia, KrisLine, Nessa, Samanta, Subtille, bardziej luksusowa Avocouture, Comexim, Ewa Bien, Gaia, Gorteks, Lupoline, Kinga, Unikat.

N: A jak to się ma do kwestii bielizny „do łóżka”? Stosujesz takie rozgraniczenie?

K: Szczerze mówiąc, nie jestem znawczynią bielizny typowo erotycznej, czyli takiej, którą cenimy tylko w sytuacjach stricte seksualnych. Najbardziej lubię taką, która budzi erotyczne skojarzenia, ale jest na tyle funkcjonalna, że da się komfortowo nosić przez cały dzień, jest wygodna i „dopieszczająca”, wyzwalająca dobry nastrój i zadowolenie, dzięki czemu ostatecznie ułatwia przestrojenie się na seksualne fale, jeśli tego chcemy. Bardzo podoba mi się trend adaptowania erotycznych akcesoriów do codziennych strojów, czego sztandarowym przykładem są uprzęże i wywodzące się od nich ozdoby w dekoltach, paseczki nad miseczkami itp. Uwielbiam nosić „paseczkowce” pod przejrzyste topy.

N: Podpowiedz więc, u których marek znajdziemy wygodną, ale też seksowną, czyli – wielozadaniową bieliznę na duże piersi?

K: Zacznę od marek polskich. Ewa Michalak kilka lat temu wprowadziła modele, które nazywam zbiorczo „Fetyszami” (tak nazywa się jeden z modeli – który zresztą mam w swojej kolekcji) – są to staniki o przejrzystych, tiulowych miseczkach, wzbogacone przemyślnymi konstrukcjami z czarnych pasków, które można łączyć z równie eksponującymi ciało dołami. Modele te wzbudziły swego czasu falę komentarzy na Facebooku, ponieważ pokazywały się w nich dziewczyny plus size – modelki Ewy i blogerki. Rozpętała się oczywiście gównoburza z motywem „promowania otyłości”, paseczkowy look dorobił się określenia „szynka w siatce”, a Instagram – nowego hasztaga #baleronynainstagram. Jak nietrudno się domyślić, dla marki wynikła z tego fantastyczna promocja. Ewa Michalak zasługuje tu na uwagę także właśnie ze względu na różnorodne modelki, które występują w jej sklepie online: znajdziesz tam ciała szczupłe, grube, bardziej i mniej piersiaste, młodsze i starsze, co na tle reszty stanowi wciąż wyjątek. Inną marką, która od początku celowała w subtelną seksowność bez rezygnowania z funkcji i dobrej jakości, jest Movelle, dawniej Room669 – tu mamy już trochę elementów luksusu, więc jest drożej, zakres rozmiarów jest sporo mniejszy niż u Ewy, ale – uwaga, sukces! – zaczął już obejmować nie tylko mój, ale i kilka większych rozmiarów. Moim najnowszym odkryciem, któremu bardzo kibicuję, jest marka Novika produkowana przez białostocką Avę, której pierwsza kolekcja wchodzi właśnie na rynek. Trudno może nazwać tę bieliznę erotyczną czy też ultraśmiałą, ale seksowną i efektowną na pewno – bardzo polubiłyśmy się z modelem o pięknym imieniu Angelina.

Spośród marek brytyjskich moją ulubioną marką „erotyzującą” jest Scantilly. Jest to marka-córka Curvy Kate, brandu o wesołym, ciałopozytywnym wizerunku i bardzo dużym zakresie rozmiarów. Scantilly oferuje naprawdę megaciekawe projekty i takie pomysły chciałabym widzieć u marek polskich, za to w lepszej jakości i nieprodukowane w Chinach. To ostatnie zwłaszcza powstrzymuje mnie od wydawania na nie pieniędzy… Niezłe zakresy rozmiarów oferuje też brytyjska Tutti Rouge o nieco uwodzicielskim charakterze – tam roi się zwłaszcza od braletek i koronkowych body, ale nie mam z nią doświadczenia.

N: Czy jest coś, czego w polskiej branży bieliźniarskiej chciałabyś widzieć więcej?

K: Tego, co powyżej, mocniej i więcej! A patrząc szerzej – oczywiście jak największych zakresów rozmiarów i lepszej ich dostępności. Chciałabym też widzieć produkty kierowane specjalnie do klienteli plus size, czyli osób nie tylko o dużym biuście, ale przede wszystkim o dużym ciele i dużych rozmiarach pod biustem. Odpowiednie rozmiary są już oferowane, ale produktom tym brakuje jeszcze różnych rozwiązań poprawiających komfort dużego ciała, takich, jakie stosują specjalistyczne marki plus size’owe, np. brytyjska Elomi – mam tu na myśli cechy konstrukcji i sposobu szycia (np. szerokie rozstawy fiszbin, kryte gumy w tyłach) oraz solidniejsze, lecz przyjemne dla skóry materiały. Oraz dobrze skrojone majtki na duże pupy i brzuchy. Brakuje też małych rozmiarów miseczek przy dużym „podbiuściu”. Brakuje dużych majtek do kompletu dla plus size – czy wiesz, że mój rozmiar majtek u polskich producentów bywa ostatnim w zakresie? A ja zaliczam się zaledwie do „small fats” czy też „mid size”… W wielu firmach osoba ze 100 pod biustem spokojnie dostanie biustonosz, ale na majtki – nie ma szans!

Wracając zaś do biustonoszy – niektóre firmy z mojego punktu widzenia marnują zasoby na tworzenie staników usztywnianych i półusztywnianych. Dotykając piersi wolę czuć pod spodem ciało, nie dzianinę szeleszczącą o piankę gorseciarską. Nie ma takiego rozmiaru, na który „nie da się” uszyć dobrego stanika z miękkimi miseczkami – gąbka to dla mnie zwyczajne pójście na łatwiznę! Proszę więc o maksimum tiulowych i koronkowych miseczek oraz większą liczbę modeli o eksponujących biust krojach, typu half-cup. Kilka firm już dowiodło, że #dasię!

Zdecydowanie brakuje też ładnej, eleganckiej, seksownej, luksusowej bielizny nocnej w dużych rozmiarach, dostosowanych do dużego biustu. Dopiero w tym roku dorobiłam się dobrze leżącego satynowego szlafroka. Trochę późno, nieprawdaż? Na koronkowy peniuar wciąż czekam.

Brakuje też w polskiej bieliźnie po prostu luksusu i dobrego designu, takiego na poziomie niektórych marek francuskich, materiałów od projektantów, niepospolitych wzorów. Jedna czy dwie malutkie marki nie czynią wiosny. Chyba jesteśmy na to jeszcze trochę za biedni.

N: Prowadzisz też ciałopozytywne konto na Instagramie „Lub Siebie w Bieliźnie”, na którym publikujesz zdjęcia osób o różnych typach cielesności w bieliźnie – codziennej, seksownej, nocnej, na dzień. Co zainspirowało Cię do uruchomienia tego projektu?

K: Bezpośrednią inspiracją był profil Lingerie is for Everybody, tworzony przez Corę Harrington, autorkę największego na świecie bloga o bieliźnie The Lingerie Addict. Celebruje on różnorodne ciała w bieliźnie. Chciałam stworzyć coś podobnego na naszym podwórku – pokazać, że fajna bielizna jest dla każdego, że różne ciała bez względu na rozmiar, kolor, identyfikację, wiek, stan zdrowia itp. mogą wyglądać w niej pięknie, że każdy ma prawo cieszyć się bielizną i że można w ten sposób praktykować samoakceptację.

N: A po reakcjach i liczbie zgłoszeń, jak myślisz – co ten profil ludziom daje?

K: Muszę przyznać, że czuję niedosyt. Być może włożyłam zbyt mało energii w promowanie tego profilu – ostatnio nie znajdowałam na to czasu – ale o ile reakcje w postaci komentarzy czy privów są wyłącznie pozytywne (creepów jest mało i natychmiast ich blokuję), to trudno mi uzyskać do @lubsiebiewbieliznie taki materiał, jaki bym chciała. Mogłabym oczywiście robić reposty z innych kont, ale nie kręci mnie korzystanie wyłącznie z cudzych publikacji – dla mnie samej takie profile są wtórne i nudne. Chciałam tym projektem przede wszystkim zachęcić osoby, które nigdy tego nie robiły, do pokazania się w bieliźnie w codziennych kontekstach. Profesjonalne zdjęcia np. modelek plus size są oczywiście OK i sama z chęcią je oglądam, ale w pewnym momencie przestałam je przyjmować, bo nie chciałam, by tym żył ten profil. Marzyłam o byciu zalewaną spontanicznymi selfie w świeżo kupionych stanikach, fotami w bieliźnie przy porannej kawie, pierwszymi zdjęciami bez ubrania, które dana osoba postanowiła pokazać publicznie, bo poczuła, tak jak ja, misję działania na rzecz reprezentacji różnych ciał, różnych biustów. Właściwie to chciałabym je widzieć częściej nie tylko w mojej skrzynce, ale przede wszystkim – po prostu wszędzie! I to „wszędzie” zaczyna się powoli dziać. Bardzo się cieszę, że po tym, jak 15 lat temu zaczęłyśmy walkę o staniki dla różnorodnych wymiarów, teraz widzimy je – i staniki, i ciała o różnych wymiarach – w powszechnie dostępnych mediach. Bo póki wstydzimy się naszych ciał, gdy tylko choć trochę wykraczają poza kanon urody, póki wstydzimy się je pokazywać i mówić w ich imieniu – to jak firmy bieliźniarskie mają nauczyć się, czego naprawdę potrzebujemy?

N: To na zakończenie – gdzie można Cię znaleźć w wirtualnym świecie?

Kasia: Moją kwaterą główną jest blog, na którym publikuję recenzje bielizny z tonami zdjęć na własnym ciele, prowadzę dział poradnikowy z „Jak dobrać stanik” na czele, spisuję dobre sklepy brafitterskie z całej Polski, piszę o ciałopozytywności w kontekście bielizny i brafittingu, robię wywiady z ciekawymi ludźmi z branży oraz osobami blogerskimi i eksperckimi, podejmującymi ważne cielesne tematy – takimi jak Ty!

Stanikomania ma także fanpage na fejsie oraz profil na Instagramie: @stanikomania. Kanał na YT też jest, ale na razie raczkuje. Na TikToka chyba na razie się nie wybieram – ale nauczyłam się nigdy nie mówić nigdy! Spotykamy się również w facebookowej grupie „Stanikomaniaczki –jak dobrać biustonosz?”, w której doradzamy sobie nawzajem, bez oceniania. Zapraszam do siebie wszystkie osoby z piersiami, noszące staniki, czy też po prostu ich ciekawe. Nic, co biustne, nie jest mi obce!

zdjęcia tytułowe i wewnątrz artykułu: archiwum Stanikomanii