Wiele z nas doświadczyło przechodzenia przez pierwszą fazę związku albo romansu. Dla niewtajemniczonych – to ten okres, kiedy zakochani wręcz nie mogą się od siebie odkleić z powodu buzującej i raczej wzajemnej fascynacji erotycznej, tym samym stanowiąc dla otoczenia obrazek raczej niesmaczny. Zanim się to wszystko uleży, musi minąć co najmniej sto dni, po których można wreszcie pozwolić sobie na uczciwość, ubrać kapcie, dresy, przetłuścić włosy i zalec przed telewizorem celem oglądania teleturniejów, seriali i telenowel.
Byłam kiedyś w trakcie takiej studniówki, kiedy nagle mój ówczesny partner zaczął unikać seksu. Czasem droczył się ze mną, by niespodziewanie się wycofać, zostawiając mnie ledwie lub całkowicie rozgrzaną, ale niezaspokojoną. I robił to na tyle dobitnie, że wreszcie zorientowałam się, że cała ta zabawa musi być podszyta jakąś konkretną strategią. Jako że jestem dziewczyną, która seksu i pacierza z reguły nie odmawia, od razu wyeliminowałam wariant wetu za wet jako jednego z możliwych powodów podobnych praktyk. Nie zaczęłam też wyglądać, jak dziewczyna, która zjadła tę dziewczynę, z którą on zaczął się umawiać, więc nie mogła być to sprawa zmienionej aparycji. Dochodzenie do sedna zajęło mi trochę czasu, ale wreszcie przyszło rozwiązanie zagadki. Jedna tylko rzecz nie była taka, jak na początku znajomości. Mnie udało się znaleźć pracę, a on – mimo starań – wciąż poszukiwał zatrudnienia. Kiedy się poznaliśmy, oboje uprawialiśmy zawód córka/syn, więc sytuacja materialna była w miarę równa – moje przekwalifikowanie się było tym kamyczkiem, który zapoczątkował lawinę. Partner najwidoczniej stwierdził, że kobieta spełniona, która ma regularną wypłatę i regularne orgazmy to dla świata za dużo i nie pasuje do jego wizji, więc postanowił mnie karać brakiem seksu. Przynajmniej do czasu aż sam podpisze jakiś lukratywny kontrakt.
Zawsze byłam przeciwna używania seksu jako karty przetargowej w życiu codziennym – fellatio za umycie kibla, dziesięć lat posuchy za brudny kubek w zlewie. Nie mój styl. Raz miałam w rękach poradnik, który w wolnym tłumaczeniu nosi tytuł „Prawdziwe kobiety nie wykonują prac domowych” i traktuje o tym, jak przy pomocy seks-trików dosłownie wytresować partnera, żeby tylko on we wspólnym gospodarstwie ze ścierą latał i stał przy garach. Nikt na mnie jeszcze takiego pozytywnego umacniania nie trenował, nie dostawałam cunnilingus za szorowanie wanny czy kuchenki, więc w sumie nie wiem, czy działa. Wracając jednak do mojego przypadku, ta przymusowa abstynencja najwidoczniej miała sprawić, że dojdę to tego, co robię źle, ale co dalej?
Jasne, istnieją podwójne standardy, według których to kobiety częściej prowadzą seksualne wojny podjazdowe, a mężczyźni działają wyłącznie w dwóch wykluczających się trybach: głodu (zaspokoić!) lub podniecenia (zaspokoić!). Rzecz, jak się okazuje, do obalenia. Najwidoczniej w mojej relacji to ja funkcjonowałam w systemie dwufazowym, a facet opracowywał wyrafinowane strategie pod hasłem: „może w końcu się domyśli, o co mi chodzi”. To się dopiero nazywa odwrócenie tradycyjnego podziału ról płciowych. A i w dzisiejszych czasach faceci bywają sadystycznymi freakami pragnącymi władzy i dominacji, którzy – nie będąc w stanie zarządzać innymi sferami życia partnerki – zrobią wszystko, aby ograniczyć jej przyjemność.
To przykre, kiedy partner nie wykazuje zainteresowania współżyciem. Mnie samą dzisiaj własne doświadczenia śmieszą, wtedy pewnie śmieszyły mniej. Oczywiście, pomijam sytuacje, w których spadek libido u któregokolwiek z partnerów następuje w związku z silnym stresem, tragicznym doświadczeniem, utratą pracy itp. Mam na myśli okoliczności, w których oboje jesteście zdrowi, jeszcze sobą nieznudzeni, a większych zmartwień brak. Facet też nie jest pachołem do zaspokajania kobiety, a taką wizję próbują forsować niektóre poradniki, i wszyscy miewamy gorsze, bezseksowne dni. Jeżeli jednak dostrzegasz jakąś perfidną grę – brak seksu po otrzymanej premii, zbyt długiej rozmowie z innym niż twój partner mężczyzną czy zakupie nowej sukienki – uświadom sobie, że nie po to masz dwie ręce i internet, żeby nie potraktować sprawy „po męsku”, zanim tej sprawy nie przepracujecie. I nie chodzi mi bynajmniej o wrzucanie jego nagich zdjęć do sieci, bo to jest nielegalne i ogólnie słabe, a pewnie sama nie chciałabyś, żeby ktoś tobie wyciął taki numer. Po prostu – jeśli masz ochotę na orgazm, możesz go sobie sama zafundować. Postęp techniczny dostarczy ci pomocników, a fantazja lub tryb przeglądarki In Private – bodźców.
W końcu dziewczyny muszą sobie jakoś radzić, jednak bezgłośna masturbacja obok śpiącego ciała lub w pokoju obok nie jest rozwiązaniem długoterminowym.
Z drugiej strony, czynnik ekonomiczny w związku wydaje się szalenie oddziałujący na takie jego aspekty, jak bliskość i seks właśnie. Nie tak dawno spotkałam kolegę, który wyznał mi, że nie czułby się dobrze, gdyby w przyszłości to jego partnerka miała większy wkład do ich wspólnego budżetu, choć na chwilę obecną to ona zarabia więcej. Czyżby było tak, że u mężczyzny pieniądze i niezależność finansowa są pociągające, a u kobiety – podejrzane i aseksualne?
Komentarze zamknięte.
Arek
12 sierpnia 2017 at 06:05Fajny tekst, ale co powiecie gdy podobna sytuacja jest ze strony kobiety/żony. Dla niej seks mógłby być raz na trzy miesiące i to tylko jeden orgazm i znów cisza na trzy-cztery miesiące. Ja to bym chciał no może nie codziennie ale raz na tydzień-dwa tygodnie fajny miły wieczór zakończony długim zróżnicowanym aktem miłosnym gdzie można zasmakować każdy skrawek mojej pięknej żony. Tak niby Kobiety piszecie że lubicie gdy partner dba o wasze pragnienia i jest ambitny i aktywny a nie tylko bierny. A gdy ja taki jestem to dostaje kosza i zostaje obejść się smakiem. Pozdrawiam Was prawdziwe Kobiety.
Nat
12 sierpnia 2017 at 09:02http://proseksualna.pl/seks/dlaczego-twoja-kobieta-nie-chce-seksu/
Arek
12 sierpnia 2017 at 17:40Nat: Dziękuję że przeczytał ktoś mój wpis.
Ale to już czytałem i nic.
Staram się jak mogę, kupiłem nawet ostatnio parę zabawek do łóżka na wstęp i nic nie skorzystała bo uważa że jestem zboczony. Kupiłem grę karciane Kochankowie to nawet nie przeczytała zadań tam zawartych. Nie powiem że w ogóle brak zblizen, bo są ale raz na miesiac-dwa. Ale to 5 min bo ona już doszła i koniec. Już Nie wiem co robić a Kocham ja, mamy synka 5 latek a żona bardzo atrakcyjna i ładna i seksowna tylko nie podkreśla tego. Pozdrawiam.
Nat
13 sierpnia 2017 at 08:50Cóż, jedno mogę powiedzieć od razu: samo się nie naprawi. Obydwoje musicie chcieć pracować nad seksem w związku. Jeżeli jedna strona nie chce, nie da się jej do tego zmusić – taka jest brutalna prawda. Teraz, ze swojej strony, powinieneś zastanowić się, jak długo będziesz w stanie funkcjonować w takiej relacji, kosztem własnej satysfakcji. Być może jest to kwestia niedopasowania libido, być może jakichś innych problemów na tle seksualnym u żony – tego nie jestem w stanie stwierdzić, a Ty pewnie też nie masz takich informacji.
Tak na dobrą sprawę to nie Ty, ani żona powinniście się zmienić, tylko rodzaj kontraktu pomiędzy Wami – co robimy w sytuacji, kiedy jedno z nas jest niespełnione, a drugiemu seks jest obojętny? Czy jesteśmy w stanie zgodzić się na częściowe otwarcie związku dla osoby o wyższym libido, aby w ten sposób mogła czuć się zaspokojona?
Ktoś
22 stycznia 2017 at 20:13Fajne spojrzenie na faceta i nie traktowanie go jako kogoś gorszego, czy może kogoś kto powinien mieć mniej praw niż kobiety. Przynajmniej tak feministki to okazują „my, my, my”. Podoba mi się powyższe podejście. Ciekawi mnie tylko jak typowa Kowalska zareagowałaby na to, że jej mężczyzna masturbuje się przy niej w łóżku, gdy ona śpi. I nagle się przebudzi… ;) Typowy Kowalski najprawdopodobniej chciałby się dołączyć i mieć w tym jakiś swój udział (gdyby kobieta się masturbowała – przynajmniej ja bym tak chciał). Pozdrawiam.
Nat
7 sierpnia 2012 at 00:10Często się zdarza, że niektórzy są tak skupieni na szanowaniu drugiej strony, że patrzą zupełnie poza jej potrzeby…
t.
6 sierpnia 2012 at 23:45totalna zmiana i podmiana: ma być seks, a seksu nie ma, żebyś babo nie pomyślała, że chodzi mi tylko by cie zaliczyć. Czyli taka odmowa może być nawet… miła?