Wuka | Bielizna menstruacyjna z UK | Recenzja

Wuka | Bielizna menstruacyjna z UK | Recenzja

Kiedy w listopadzie 2017 roku ruszyła na Kickstarterze kampania mająca na celu ufundować produkcję europejskiej bielizny menstruacyjnej Wuka, byłam pełna nadziei. Była to pierwsza marka, która obiecywała, że jej majtki okresowe nie są wyłącznie zabezpieczeniem dla kubeczka, bo ich wkład chłonny ma absorbcję 4 tamponów, więc mogą być używane solo przez cały dzień.

Swoją parę zamówiłam ze zniżką w pre-orderze w maju tego roku, zaś na wysyłkę czekałam do sierpnia. Nie mam o to pretensji, bo informacja o terminach była podana na stronie, a ja sama chciałam po prostu wypróbować bieliznę Wuka. Aby zminimalizować koszt dostawy (na terenie Wielkiej Brytanii jest ona darmowa, obecnie poza UK kosztuje £10, choć sama w maju zapłaciłam £3,80 za przesyłkę międzynarodową), marka obiecuje wysyłkę w płaskich kartonach, które mieszczą się w skrzynce na listy.

I rzeczywiście, bielizna zapakowana jest kompaktowo, na dodatek papier, w który jest zawinięta, ma nadruk z eufemizmami używanymi do opisywania miesiączki w różnych językach (polskiego na moim kawałku papieru nie znalazłam). Czytanie poszczególnych fraz naprawdę przyniosło mi sporo radości i było miłym dodatkiem do rozpakowywania przesyłki.

A potem był marketing…

Początkowo z przyjemnością obserwowałam marketingowe posunięcia Wuki – odejście od przymusowej kobiecości, transinkluzywność, zaangażowanie w kwestie ochrony środowiska, ale odnoszę wrażenie, że coś się w tej komunikacji zmieniło.

Najpierw były reklamy na stacjach londyńskiego metra, w których słowo „wagina” zastąpiono infantylnym „va-jay-jay”. Być może dlatego, że niedozwolone jest używanie „waginy” na billboardach? Nie wiem, ale w takiej sytuacji wydaje mi się, że lepiej nie pisać nic niż wstawiać takie „va-jay-jay”. Z czasem Wuka stawała się coraz bardziej dziewczyńsko-kobieca (w przeciwieństwie np. do marki Thinx, która przeszła od kobiecości do inkluzywności), a obecnie na stronie produkty prezentowane są wyłącznie na modelkach o szczypłych, cis-kobiecych ciałach. No i wszędzie na stronie i w komunikacji marki używane są emoji (wystarczy spojrzeć na stronę o założycielce, Ruby Raut), co – przynajmniej w moim odbiorze – również infantylizuje markę.

Ale to nie oznacza, że Wuka wszystko robi źle – ostatnio np. uruchomiła promocję, w ramach której nastolatki mogły zapłacić za swoją bieliznę tyle, ile mają lat, co jest według mnie bardzo pozytywnym gestem w kierunku młodych kupujących.

Wuka w użyciu

Sugerując się tabelą rozmiarów na stronie, zamówiłam rozmiar 14, czyli M/L, który wypada standardowo i zgodnie z podanymi wymiarami. Bielizna menstruacyjna Wuka dostępna jest w rozmiarach od 34 do 48, a więc w całkiem szerokiej gamie, a marka podaje sugerowany obwód w biodrach dla każdego z rozmiarów. Sam fason jest nieudziwniony, ot, średnio zabudowane czarne majtki z półprzezroczystymi wstawkami po bokach.

Materiał, z którego uszyte są majtki Wuka, to gładki mikromodal, bardzo przyjemny w dotyku. Nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Gumka w pasie nie wpija się w ciało i na tę chwilę, po kilku praniach, nie straciła sprężystości. Natomiast wkład chłonny, cóż… Jest on dosyć spory, grubością przypomina zwykłą podpaskę (ale nie taką wacianą, tylko klasyczny model popularnych marek). Zdaję sobie sprawę, że to głównie ze względu na funkcję – ma on zbierać obfitą wydzielinę menstruacyjną przez 8 godzin. Wkład jest na tyle długi, że zapobiega przeciekaniu zarówno z przodu, jak i z tyłu. Niestety, w części tylnej kończy się on na wysokości połowy pośladków i linia jego przeszycia jest bardzo wyczuwalna. Podczas noszenia bardzo mnie to drażniło, bo cały czas czułam na tyłku ten poziomy szew i wyobrażam sobie, że osoby wrażliwe dotykowo miałyby podobne doświadczenia.

Nie zaprzeczę jednak, że bielizna menstruacyjna Wuka jest bardzo chłonna, poza tym ma krok znacznie szerszy niż inne egzemplarze, które wcześniej testowałam. Przez około 9 godzin noszenia (przy przeciętnej ilości wydzieliny) nie czułam żadnego zapachu ani wilgoci, co jest dla mnie zaletą.

Doceniam też łatwość pielęgnacji majtek Wuka, bo można je po prostu prać w pralce w 40 stopniach, choć widzę, że po kilku praniach wkład wewnątrz się nieco zmiął. Do tej pory nie wpłynęło to jednak na chłonność czy komfort noszenia, po prostu wizualnie mój egzemplarz nie wygląda tak „świeżo”, jak dnia, w którym odebrałam przesyłkę. Pojawiły się też drobne zmechacenia i rozdarcie w jednej ze wstawek bocznych, które zresztą widać na fotografiach.

Zaprojektowano w UK, wyprodukowano w Chinach

I tutaj przejdę do kwestii najbardziej dla mnie problematycznej. Ta bielizna produkowana jest w Chinach. I choć nie jest to ewidentny white-labelling, jaki ma miejsce np. w przypadku pewnej polskiej marki oferującej bieliznę miesiączkową, to jednak. Thinx czy Panty Prop produkują w USA, wykorzystując lokalne szwalnie, co z pewnościa nie pozostaje bez wpływu na dość wysoką cenę ich bielizny, ale też na jej jakość i proces produkcji, które znacznie łatwiej kontrolować, będąc na miejscu. Wuka cenowo wcale nie odbiega od marek z USA, nawet w pre-orderze.

Patrząc na zdjęcia z procesu projektowania i szycia prototypów Wuki, można nawet wywnioskować, że wszystko dzieje się lokalnie, w Wielkiej Brytanii. Marka nigdzie na stronie nie podaje informacji o szwalni w Chinach, ani sposobie nadzorowania produkcji, dlatego przyznaję, że poczułam się nieco wprowadzona w błąd. Co tu dużo mówić, liczyłam na bieliznę całkowicie produkowaną w Europie.

Czy warto? 

Szczerze? Mam mieszane uczucia. Z jednej strony bielizna miesiączkowa Wuka świetnie sprawdza się w swojej fukncji, czyli zatrzymując wilgoć i zapach wydzieliny menstruacyjnej, materiał jest oddychający i nie odparza. Z drugiej – wkład chłonny był dla mnie zbyt wyczuwalny, na dodatek mam problem z produkowaniem tej bielizny w Chinach i sprzedawaniem jej za tę cenę (mój egzemplarz koszuje £24,99, obecnie w pre-orderze można zamówić model na mało obfite dni za £21,99, marka wprowadza też bralety za 24,99). Chciałabym też, aby marka wróciła do początkowej inkluzywności i nie prezentowała menstruacji wyłącznie jako „rzeczy kobiecej”.

Czy będę kontynuowała używanie bielizny menstruacyjnej Wuka? Obecnie po bieliznę miesiączkową sięgam głównie na noc oraz w dni mniej obfitego krwawienia, więc noszę wszystkie posiadane egzemplarze wymiennie. Fason majtek Wuka odpowiada mi przy tym bardziej niż modeli hipster i bikini od PantyProp, bo te jednak są dla mnie za niskie.

Jeżeli masz ochotę wypróbować tę bieliznę, możesz skorzystać z tego linku, aby otrzymać 10% zniżki (możliwość podarowania takiego rabatu otrzymują wszystkie osoby, które złożyły zamówienia w Wuce).

Uważasz moje recenzje za przydante?

okładka wpisu: geralt via Pixabay

Komentarze zamknięte.
  1. Nat

    27 listopada 2018 at 17:25

    Nie planuję rezygnować z kubeczka menstruacyjnego, ale chciałam zapytać – jak jest z higienicznością takich majtek menstruacyjnych? Czy na pewno są bezpieczne dla zdrowia? Kubeczek przez chwilę się wygotowuje. Tutaj pierze się superchłonny wkład w temperaturze 40st. Zastanwiam się czy jego wnętrze nie staje się świetną pożywką dla mikroustrojstw