LoversPremium Couples Set: Venus & Vulcan | Zestaw dobry tylko w połowie? | Recenzja

LoversPremium Couples Set: Venus & Vulcan | Zestaw dobry tylko w połowie? | Recenzja

LoversPremium to marka produkująca niedrogie gadżety erotyczne, do tej pory znana głównie z seksoumilaczy w postaci akcesoriów do masażu ciała, zmysłowych kostek do gry czy płatków róży do rozsypania na łóżku.

Wibratory w kolekcji LoversPremium pojawiły się stosunkowo niedawno i nie ma co ukrywać, że marka postawiła na raczej klasyczne modele, czyli coś prostego, coś do punktu G, coś do łechtaczki, rabbita. Zestaw Couples Set wyróżniał się na tle tych projektów, oferując zarówno coś dla cipki, jak i dla penisa.

Dacie mi to, co będziecie mieli, a czego się nie spodziewam…

Pomówmy najpierw o brandingu, aby mieć tę kwestię z głowy. Podczas gdy inne marki odchodzą od brandowania akcesoriów wizerunkami nagich lub półnagich ludzi, LoversPremium dalej radośnie z tego korzysta, więc na pudełkach Couples Set nadrukowano odpowiednio panią i pana. W sensie – że wibrator dla pani, a dla pana masturbator. Według mnie, sprzedając gadżety w XXI wieku, można obejść się bez zabiegów szczucia cycem lub klatą i przypisywania danych akcesoriów do konkretnej płci, otwierając się tym samym na większe grono kupujących, ale co ja tam wiem. Ten zabieg jest o tyle osobliwy, że pozostałe zabawki w kolekcji mają neutralne opakowania, ot, biało-czarne kartony z okienkiem i nazwą akcesorium. Można? No, można.

Byłam święcie przekonana, że Couples Set to jeden z tych zestawów, które umożliwiają seks na odległość, reagując na siebie w czasie rzeczywistym. Bo zazwyczaj tak jest – jeżeli w jednym pudełku są wibrator i masturbator, to jest to jakaś obietnica wirtualnych doznań, jak np. w przypadku Maksa i Nory od Lovense czy Pearl i Onyksa od Kiiro. Gdyby tak było, to byłaby to naprawdę niezła budżetowa opcja. Ale nie tym razem. Wygląda na to, że producent zdecydował się na tę estetykę, chcąc zaoferować kupującym coś typowo prezentowego.

Veuns i Vulcan to zabawki, które mogą być używane przez parę jako element seksu partnerowanego lub po prostu akcesoria do soloseksu. Zarówno wibrator, jak i masturbator wykonane są z bezpiecznego dla ciała silikonu, są ładowane przez USB i wodoodporne. Obydwa wyposażone są też w system „boostowania”, czyli przycisk, którego przytrzymanie podkręca obroty gadżetu. Akcesoriów nie da się sparować, ani sterować nimi przy pomocy aplikacji, dlatego oceniam je jako osobne zabawki. A raczej – oceniamy, bo do testów został zaproszony również mój posiadający penisa partner.

Venus – kuriozalny wibrator-królik

Od początku wiedziałam, że z Venus będę miała ten sam problem, co z większością rabbitów na rynku – dysproporcją między długością części wewnętrznej a łechtaczkowej. Czyli: przy maksymalnym „dopchnięciu” wibratora, wypustka łechtaczkowa po prostu nie dosięga łechtaczki. Klasyczne wibratory-króliki zazwyczaj są zaprojektowane z myślą o osobach o bardzo konkretnej, choć rzadko spotykanej anatomii – z długą pochwą i łechtaczką położoną bliziutko wejścia do niej. Jak nietrudno się domyślić, mój design między nogami jest nieco inny.

Przy pierwszym włączeniu okazało się jednak, że nie mam do czynienia z klasycznym rabbitem, bo część wewnętrzna nie wibruje, a oscyluje. Problem w tym, że końcówka nie trafia w mój punkt G, który może doceniłby ruchy okrężne, a młóci gdzieś w okolicach ujścia szyjki macicy. Nie jestem fanką stymulacji tego obszaru, bo jest to dla mnie po prostu nieprzyjemne, choć wiem, że są osoby, dla których takie orbitowanie byłoby strzałem w dziesiątkę.

Na normalnych obrotach końcówka Venus porusza się leniwie i niespiesznie na każdym z trzech poziomów intensywności i dopiero przyciśnięcie guzika „boost” na panelu kontrolnym wprawia ją w naprawdę szybkie obroty. Aby jednak cieszyć się nimi, trzeba ten przycisk przytrzymać, w przeciwnym razie Venus wraca do powolnych ruchów.

Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby część wewnętrzna nie tylko oscylowała, ale i wibrowała. Niestety, wibracje zarezerwowano wyłącznie dla części łechtaczkowej. Każdy z 10 programów jest powierzchniowy i  bzyczący, ale przy okazji intensywny, nie miałam więc problemów, aby doświadczyć orgazmu w wyniku stymulowania clitoris. Dobrym rozwiązaniem jest to, że ramię wibrujące można całkowicie wyłączyć i korzystać wyłącznie z oscylacji, jeżeli nie lubi się wibracji na łechtaczce.

Sam wibrator dobrze leży w dłoni, jest lekki i łatwy w obsłudze. Silikon, którym został obleczony, jest bajeczny – gładki, bardzo przyjemny w dotyku i nie łapie każdego pyłku z otoczenia. Panel kontrolny ma jednak tę wadę, że w przypadku części łechtaczkowej trzeba przeklikać się przez wszystkie tryby wibracji, aby znaleźć konkretny lub powrócić do ulubionego.

Wibrator Venus można też kupić osobno.

Vulcan – całkiem niezły masturbator

Hip, hip, hurra! Masturbator, który nie przypomina wulwy! Nawet nie ironizuję, naprawdę cieszę się, że coraz więcej jest na rynku gadżetów o neutralnym wyglądzie, zaprojektowanych z myślą o penisach, a Vulcan jest jednym z nich. Zarówno ja, jak i mój partner, byliśmy zachwyceni matowością i delikatnym gołębim kolorem gadżetu.

Vulcan zrobiony jest z mięsistego, ale gładkiego silikonu, takiego samego, jak w przypadku Venus. Cała powierzchnia po wewnętrznej stronie pokryta jest dużymi wypustkami, a otwarta forma pozwala kontrolować siłę nacisku w trakcie zabawy. Jest to coś, co docenią zwłaszcza te osoby, dla których inne masturbatory na rynku były rozczarowaniem ze względu na twardą obudowę, która uniemożliwiała personalizację doświadczenia.

Część do wkładania ma około 12,5 cm długości, więc jeżeli wziąć pod uwagę przeciętną długość europejskiego członka, to można z góry założyć, że nie nastąpi pełne dopchnięcie. Dla mojego partnera nie był to powód do narzekań, ponieważ i tak preferuje stymulację skoncentrowaną głównie wokół główki i wędzidełka penisa, czyli bliżej końca niż podstawy.

Wibracje naprawdę dobrze roznoszą się po skrzydełkach Vulcana, a ich główne centrum to spłaszczony obszar tuż przy uchwycie. Dzięki temu przy zabawie to właśnie główka penisa dostaje najwięcej bodżców, a sam motorek jest zdecydowanie mocniejszy niż w przypadku części łechtaczkowej Venus i jego „boost” to prawdziwy hit, gdy stosuje się go pulsacyjnie. Dla mojego partnera samo tylko boostowanie okazało się zbyt intensywne, a w efekcie znieczulające.

Podobnie jak Venus, Vulcan jest niezwykle poręczny, ale żeby zapewnić sobie cały wachlarz doznań, trzeba używać do jego obsługi dwóch rąk – jednej do obsługi panelu kontrolnego, a drugiej do zaciskania gadżetu na trzonie penisa. Masturbator może być z powodzeniem używany bez wibracji i z dużą ilością lubrykantu, bo warto wspomnieć, że nie wszyscy lubią wibracje na penisie.

Masturbator Vulcan jest dostępny również poza zestawem.

Czy warto?

Przyznaję, że nie pokusiliśmy się na używanie Couples Set podczas partnerowanego seksu głównie ze względu na wibrator Venus. Ale już Vulcan często pojawiał się podczas sesji solo mojego partnera, a nawet kilka razy jako przerywnik w seksie penetracyjnym, bo co jak co, ale moja wagina nie ma aż tak wymyślnej struktury, co ten masturbator (lub jakikolwiek masturbator z wypustkami).

Jeżeli ktoś zna swoje preferencje i wie, że oscylujący wibrator i masturbator będą tym, co zatrzęsie jego orgazmiczną łódką i łódką drugiej osoby, może zainwestować w Couples Set od LoversPremium lub zakupić jego elementy osobno. Bo obydwa akcesoria to dobre jakościowo produkty za przystępną cenę.

Ten zestaw może okazać się dobrą alternatywą dla osób, które chciały sięgnąć po coś „dla pary”, ale bez konieczności płacenia ekstra za technologie, z których nie będą korzystać, np. umożliwiające zabawę na odległość. Same zabawki dobrze współgrają ze sobą wizualnie, widać, że są „od kompletu”, bo łączy je nie tylko taki sam uchwyt z twardego plastiku w kolorze srebrnym, ale też detal w postaci fali. To też przyjemna propozycja prezentowa dla par, którym nie przeszkadza branding, na jaki zdecydowała się marka, bo zakładam, że wielu osobom może jawić się jako romantyczny z hasłem I’m so lucky to have you.

Zestaw LoversPremium Couples set dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych: różowo-szarej i fioletowo-czarnej.

***

Hej, idą święta! Z tej okazji możesz postawić mi kawę i zgarnąć za to coś dla siebie lub bliskiej osoby. Osobom, które kupią mi 3 lub więcej kaw, wyślę wypisaną ręcznie, niecenzuralną i afirmującą cipkę kartkę świąteczną. Kliknij po szczegóły: