Biżuteria erotyczna w doskonały sposób przesuwa granice pomiędzy tym, co prywatne, a tym, co publiczne.
Każda/każdy z nas, słysząc hasło „biżuteria erotyczna” zapewne wyobraża sobie coś innego – jednym przed oczami wyskakują zdobione cipkami broszki i kolczyki, innym – akcesoria, którymi ozdabia się sutki lub genitalia. Dla mnie jest to po prostu biżuteria, która może pełnić dwojaką funkcję – ozdoby, ale również gadżetu erotycznego. Dlatego dziś opowiem wam o moich dwóch ulubionych erotycznych naszyjnikach.
Właśnie aspekt „2 w 1” sprawia, że chętnie sięgam po tego typu akcesoria, ponieważ mogę założyć je na oficjalne spotkanie, a nawet wyjście ze znajomymi i tylko wtajemniczeni będą wiedzieli, jaki potencjał drzemie w danej ozdobie. Cała reszta będzie taplać się w cudownej nieświadomości.
Vesper to wibrator-naszyjnik (lub, jak kto woli, naszyjnik-wibrator), który otrzymałam w zeszłym roku pod choinkę od Kinky Winky. Ponieważ Vesper w kolorze srebra i różowego złota (inne warianty kolorystyczne to złoto oraz srebro) jest już ze mną prawie rok, zdecydowanie mogę opowiedzieć o wszystkich aspektach jego użytkowania.
Nie ukrywam, że Vesper jest częstym uzupełnieniem moich strojów, głównie ze względu na minimalistyczny design, który sprawia, że pasuje niemal do wszystkiego. Długość łańcuszka sprawia, że dynda dokładnie tam, gdzie powinien, czyli między piersiami, a dyskretnie umiejscowiony przycisk włączania i zmieniania trybów wibracji da się obrócić w kierunku ciała. Osoby, którym w jakiś sposób udało się namierzyć guzik, pytały, czy mam na szyi długopis, a nawet… wskaźnik laserowy. Nikomu nie przyszedł do glowy wibrator. Nie, żebym miała jakikolwiek problem z tym, czym Vesper bywa na „drugiej zmianie”, ale sama byłam zaskoczona tymi interpretacjami.
Jako naszyjnik Vesper sprawdza się świetnie – od grudnia zeszłego roku nie sczerniał, ani nie przerwał się i to pomimo mojej bardzo… nazwijmy to „zrelaksowanej” postawy w kwestii dbania o biżuterię. Bo ani nie przechowuję Vespera w jakichś szczególnie ochronnych warunkach, ani nie czyszczę go specjalnym płynem do biżuterii. Jakość jest więc zdecydowanie na plus.
A teraz chwila prawdy i moment, w którym muszę odpowiedzieć na pytanie: czy Vesper jest dobrym wibratorem? Odpowiem dyplomatycznie: i tak, i nie. Dlaczego tak? Dlatego, że spełnia moje wymogi estetyczne, jest wykonany ze stali nierdzewnej, a więc materiału bezpiecznego dla ciała ludzkiego, który oferuje dodatkową stymulację w postaci zabawy z temperaturą, ładuje się go przez USB, ma też 4 tryby wibracji. Co ciekawe, przy włączeniu „na sucho” wibracje mogą wydawać się… mało imponujące, ale w działaniu okazują się całkowicie wystarczające, by wycisnąć z łechtaczki orgazm. Ot, magia punktowej stymulacji, precyzyjnie wymierzonej stymulacji Tylko właśnie… nie jest to coś, co sama preferuję na co dzień – wolę raczej zabawy dookoła clitoris, ale zaznaczam, że to po prostu moja osobista preferencja. Nie zmienia to faktu, że moje orgazmy z Vesperem są raczej płytkie, ale cóż – still c(o)unts. Skoro już jestem przy płyciźnie – z tym gadżetem można spróbować płytkiej penetracji, tylko po co? Vesper jest cienki, a więc nie wypełnia pochwy, nie jest wyprofilowany i przystosowany do stymulacji strefy Gl, więc lepiej przenieść się z nim na inne rejony ciała, na przykład sutki, wędzidełko napletkowe (jeżeli mamy dostęp do penisa), zgięcia łokci, przestrzeń pod kolanami, czyli tam, gdzie delikatna stymulacja przyjemnie drażni zakończenia nerwowe.
Dlaczego Vesper niekoniecznie sprawdza się w roli gadżetu erotycznego? Po pierwsze: wymaga sporego zaangażowania w konserwację. Trzeba go ładować raz na tydzień, aby bateria nie straciła żywotności i mocy. Ponieważ sama mam równie zrelaksowany stosunek do konserwacji gadżetów erotycznych, co biżuterii (w kwestii tych pierwszych idę już w setki, co nie jest nawet zabawne), Vespera ładowałam raptem 2 razy w ciągu ostatniego roku. Cieszy mnie, że bateria trzyma tak długo, ale z drugiej strony mam świadomość, że przez moje zaniedbanie prędzej czy później Vesper wyzionie ducha i zostanę z naszyjnikiem w kształcie gwoździa, a nie z wibratorem w kształcie naszyjnika. Po drugie: jest odporny na zachlapania, ale nie wodoodporny, nie można więc zalewać go wodą, ani ejakulatem. Po trzecie: raz prawie udało mi się go zgubić, kiedy nasadka z jakiegoś powodu rozłączyła się z trzonem. Całe szczęście miałam wtedy płaszcz wiązany w talii, więc w tych okolicach znalazłam brakującą część Vespera.
Co ciekawe, ten wibrator z całkiem niezłym pieprznięciem wszedł do popkultury – właśnie Vespera używa Dylan podczas spontanicznego seksu z nieznajomą w kawiarnianej toalecie w serialu Submission (odcinek zatytułowany Slave). Gadżet znalazł się też na okładce albumu Objects of Desire.
Podsumowując: Vespera lubię bardziej jako dyskretny statement piece niż jako wibrator. Jednak jego „2 w 1” idealnie sprawdza się u mnie w podróży, kiedy chcę się ozdobić lub zafundować sobie szybki orgazm przed snem.
Magnifique marki Bijoux Indiscrets
Magnifique to akcesorium trochę innego kalibru, bo jest to połączenie naszyjnika oraz miniaturowego floggera. Cała kolekcja Magnifique opiera się na podwójnym życiu biżuterii (w serii są też bransoletki-kajdanki oraz różnego rodzaju uprzęże) jako czegoś, co można założyć na ubranie, ale też na nagą skórę, całkowicie zmieniając kontekst, w którym występuje ozdoba.
Ten naszyjnik-pejczyk zakładam raczej do ubrań wieczorowych i bardziej formalnych, dlatego, że i kolor (złoty), jak i długość czynią go zdecydowanie mniej uniwersalnym od minimalistycznego Vespera. I nawet trochę zabawne jest to, że lubię prostotę Magnifique, ale mam świadomość, że nie sprawdziłby się w codziennych sytuacjach, bo zwyczajnie wisi zbyt nisko – sięga mi okolic pępka. Zatem nawet fakt, że dostępny jest w kolorze srebrnym nie czyni go bardziej casualowym. Ładnie wygląda też z seksowną bielizną. Łańcuszek oraz wąsy floggera przypominają breloczkowe koraliki i, nie czarujmy się, pewnie nimi są. Magnifique zaprojektowano tak, aby w razie potrzeby można było odłączyć łańcuszek od trzonu pejcza.
Czy kiedykolwiek użyłam Magnifique jako floggera? Odpowiem krótko: nie. Choć jego estetyka jest naprawdę przyjemna, to sam pejczyk sprawdza się raczej w glamouryzowanej wersji impact play, takiej, w której kogoś bardziej podnieca sama świadomość smagania kogoś po tyłku niż zadawanie realnie przyjemnego bólu. Nie wiem też, czy konstrukcja wytrzymałaby jakiekolwiek ostrzejsze zabawy, a przyznaję, że lubię tę ozdobę na tyle, że wolałabym jej nie zniszczyć. Tego naszyjnika można za to użyć podczas zabawy z doznaniami, na przykład łaskocząc ciało drugiej osoby. Czyli znów, mamy do czynienia ze statement piece, który nie do końca sprawdza się w działaniu.
Kiedy próbowałam wymyślić jakiekolwiek inne, seksowne okoliczności, w których sprawdziłyby się elementy kolekcji, z której pochodzi Magnifique, do głowy przyszły mi między innymi erotyczne sesje zdjęciowe, zmysłowa impreza, burleska, pornografia, domowy striptiz, seks w wersji glamour lub sytuacje, w których ktoś z jakichś powodów nie chce czuć się kompletnie nagi. I dla mnie są one w zupełności wystarczającym powodem, aby sięgnąć po te ozdoby. Bo dlaczego nie?
Jeżeli sam/a masz ochotę sięgnąć po biżuterię erotyczną, wyobraź sobie, w jak wielu scenariuszach erotycznych będziesz w stanie jej użyć. Z jednej strony może to być niewerbalny znak dla partnerki/partnera, sygnalizujący na co masz tego dnia ochotę. Z drugiej – tutaj mam na myśli głównie Vespera – dyskretny wibrator, który zabierzesz ze sobą w podróż i który nawet nie wzbudzi niczyich podejrzeń podczas kontroli bezpieczeństwa na lotnisku. Tego typu akcesoria zdecydowanie pobudzają erotyczną wyobraźnię, a co najlepsze, sprawdzają się również w roli zmysłowego prezentu, na przykład gwiazdkowego.
Rozdanie
Ponieważ chcę, żebyście też miały/mieli ładne rzeczy, które robią dobrze, mam dla was złoty naszyjnik-wibrator marki Rocks-Off o jakże wdzięcznej nazwie Ro-Val, czyli bardzo przyjemnie wyglądający pocisk.
Jeżeli chcesz zgarnąć go dla siebie lub dla bliskiej osoby, w komentarzu pod tym wpisem napisz, dlaczego to właśnie do Ciebie powinien powędrować Ro-Val. Zgłoszenia przyjmuję do środy, 30 listopada 2016, do godziny 23:59. Najciekawsze uzasadnienie nagrodzę naszyjnikiem, ale kto wie – może znajdzie się też jakieś wyróżnienie?
Zostawiając komentarz, nie zapomnijcie o podaniu prawidłowego i często sprawdzanego adresu email – tylko w ten sposób będę mogła skontaktować się z autorką/autorem najfajniejszej odpowiedzi.
UPDATE
Wszystkim uczestni(cz)kom dziękuję za udział w konkursie. Ostatecznie postanowiłam przyznać nagrodę główną oraz dwa wyróżnienia. Sprawdźcie maile!
Komentarze zamknięte.
Michał
28 listopada 2016 at 21:21Dlaczego chcę mieć Ro-Val? W zasadzie to dla kogo :-) dla żony… :-) nadchodzą Mikołajki, a jak zrobić lepszy prezent niż gadżet erotyczny, który jednocześnie jest biżuterią? Nasza przygoda z gadżetami właśnie się zaczyna, jesteśmy na etapie szukania nowych inspiracji i podniet. Ro-Val jest zarówno eleganckim naszyjnikiem jak gadżetem, który będziemy mogli wykorzystać w mniej lub bardziej sprzyjających okolicznościach do podgrzewania atmosfery. Już sam fakt, że idziesz do znajomych, rodziny lub na zakupy z gadżetem na szyi jest niezwykle podniecający. Całkowicie niepozorny dodatek, a ile potrafi zmienić…
Stosunkowo Sprawni
27 listopada 2016 at 23:04Z przyjemnością założyłabym ten piękny naszyjnik, nie tylko na szyję. Potem wrażenia opiszę na swoim blogu poświęconym seksualności osób z niepełnosprawnościami, bo uwierzcie, oni też lubią „te rzeczy”. A na pewno ja! Stosunkowo Sprawni ciepło pozdrawiają :)
Karola
27 listopada 2016 at 17:43W tym roku zaczęłam studiować na Akademii sztuk pięknych na kierunku projektowanie biżuterii. Kto wie, może w przyszłości sama zajmę się konstruowaniem takich gadżetów? Bo wizja dwóch przyjemności – noszenia i zadowolonenia seksualnego – w jednym, jest niezwykle pociągająca :) dlatego chętnie sprawdziłabym ten wisior w różnorakich sytuacjach :)
Bambusek
25 listopada 2016 at 17:46Tak grzecznie i estetycznie wyglądający pocisk wydaje się być istną petardą! Z pewnością taki jest, nazwa zobowiązuje. Dlatego też powinien znaleźć się w moim posiadaniu, jakkolwiek to brzmi – taki właśnie ma mieć wydźwięk. Bo z jednej strony będzie używany jako ozdoba. A z drugiej jak najbardziej wypróbowany i to niejednokrotnie. A jakiś czas temu poszukiwałam gadżetu o podobnym przeznaczeniu, a tu proszę – rozdanie. Przypadek? ;) I jakże miło byłoby zobaczyć reakcje osób, które zwrócą na niego uwagę, gdy oznajmię iż to nie jest tylko zwykła ozdoba… ;) Pozdrawiam!
Marti
25 listopada 2016 at 02:24Bardzo przyjemna biżuteria. Mógłbym ją sprezentować mojej drugiej połówce na naszą kameralną gwiazdkę. Kameralną, bo mamy mamy małego potomka i nie zamierzamy wybierać się gdzieś do rodziny. A jesteśmy bardzo zabiegani i, mimo że tego potrzebujemy, mało mamy czasu na wspólne pieszczoty. Taka biżuteria od najbliższej osoby na pewno wspomogłaby drugą połowę w odprężeniu w samotności i przyjemnej rozgrzewce przed intewnsywnym zapomnieniem….
Rude
25 listopada 2016 at 01:07Uważam, że to cudo śmiało mogłoby trafić w moje ręce, ponieważ, tak jak ja, skrywa tajemnicę.
Ro-Val jest niepozorny, estetyczny, na pierwszy rzut oka grzeczny, ale przy bliższym poznaniu można odkryć zaskakującą prawdę o nim. Podobnie jak ja – jestem młoda, na tyle młoda, że większość moich rówieśniczek jeszcze nie jest tak „ambitna erotycznie” (a część z nich pewnie nigdy nie będzie). Poza moim partnerem nikt nie wie, jak dynamiczną w tej sferze osobą jestem. Na co dzień jestem dość elegancka i spokojna (choć niektórzy mówili mi, że jest we mnie coś nieokreślonego, co mnie wyróżnia z tłumu), za to z partnerem lub też samotnie daję upust swojemu temperamentowi i staram się to robić na wysokim standardzie, bo nie cierpię bylejakości, ani w łóżku, ani nigdzie indziej.
Tak też jest z Ro-Val; elegancki i prosty design, przez swój minimalizm nie rzuca się w oczy, choć gdyby mu się przyjrzeć, widać, że jest w nim coś niezwykłego, sekret, który znają tylko nieliczni. Uważam, że doskonale wpasowałby się w mój indywidualny seksualny charakter. Pozwoliłby mi na swobodną ekspresję przy zachowaniu dla siebie najważniejszych rzeczy – dokładnie tak jak lubię. A czerń i złoto to jedno z moich ulubionych połączeń kolorystycznych, więc zabawka szybko zaprzyjaźniłaby się z moją garderobą.
Jak również ciekawie by było się przekonać, czy ktokolwiek z otoczenia sam rozpoznałby prawdziwą istotę tego uroczego jajeczka… ;)
Olga | Gray Moka
24 listopada 2016 at 13:36A ten Vesper nie jest ciężki? Nie ciąży Ci na szyi? :)
Nat
24 listopada 2016 at 15:11Nie jest ciężki, nie zauważam różnicy pomiędzy Vesperem a jakimkolwiek innym naszyjnikiem.
Zakochany mąż
24 listopada 2016 at 12:36Chciałbym prosić o taki pocisk dla mojej żony, ponieważ z powodów zdrowotnych nie mogę jej zaspokoić tak jak na to zasługuje. Wiem, że to dla niej bardzo frustrujące. Może taki prezent w jakimś stopniu jej zrekompensuje moje niedyspozycje i może to wzbogaci nasze spólne życie erotyczne.
Dziękuję :-)
Martyna
24 listopada 2016 at 09:58Jestem zdecydowanie bardziej otwarta w sprawach seksualności od mojego partnera. Gadżety go peszą nad czym ubolewam więc w tym małym pocisku widzę dość spory potencjał. To małe cudo pasowałoby do niego idealnie bo uwielbiam mojego partnera zaskakiwać. Powoli ale konsekwentnie staram się go coraz bardziej otwierać i ciągle szukam rzeczy które mogłyby nam w tym pomóc. Taki z pozoru niewinny gadżet mógłby mu nieźle namieszać w głowie, zwłaszcza, że długo by się nie domyślił co na sobie noszę :)
Taka tam jedna świrnięta ;)
24 listopada 2016 at 00:36Moja Droga. Dlaczego do mnie (we mnie) powinien trafić ten gustowny gadżecik w kształcie pocisku? Bo ładnie proszę? :D Dobra wiem, że to tak nie działa. Zatem uderzę w rzewny ton. Mój wibrujący rozkosznie „Kajtek” chyba odchodzi na emeryturę. Jak by nie patrzeć zasłużoną. Wibruje coraz smutniej. Rozmawiałam, tłumaczyłam, gadałam. Nic. Patrzy na mnie i mówi „Znajdź innego Maleńka, Kajtuś się zajechał”. No to cóż ja mogę biedna począć. Myślę sobie, że może napiszę, bo ładne to cacko a ze mnie sroczysko straszne. A i potrzeby konkretne to może sobie tak wygram niechcący całkiem i kajtkowe zastępstwo załatwię za jednym zamachem z jednoczesnym zaspokojeniem potrzeb estetycznych. ;) Pozdrawiam ciepło! :)
C.
23 listopada 2016 at 23:03Bo, haha, pierwsze moje skojarzenie – pocisk. A z racji uprawianego sportu – strzelectwa, nikt by się nie domyślił, że to zupełnie co innego ;). A jak sport – to i częste wyjazdy, więc tym bardziej byłby to gadżet idealny dla mnie :)
Domi
24 listopada 2016 at 13:10Podoba mi się Twój tok myślenia :D
inana
23 listopada 2016 at 22:40obdaruję nim najlepszą na świecie dziewczynę – bo jest jak petarda, jak kwiat delikatna, rozbrajająca i krucha. I zasługuje na radość, miłość i przyjemność, które zabrał jej pewien facet.
mamuśka
23 listopada 2016 at 21:50Facet zostawił mnie po urodzeniu mu dziecka. Hormony buzują, a na przechodnia się nie rzucę :D
Elżbieta
23 listopada 2016 at 20:57Jestem ciekawa, czy obca osoba, mijając mnie na ulicy, rozpoznałaby, że to wcale nie jest naszyjnik, ale wibrator. Intryguje mnie reakcja tej kobiety lub mężczyzny :)
Aleksandra
23 listopada 2016 at 20:47Genialny pomysł, marzy mi się taki ponieważ uwielbiam wprowadzać sobie w różnych sytuacjach i miejscach zabawę na zasadzie „gdyby ktos sie dowiedział…”. Przykładowo lubię czasem używać kulek gejszy w pracy, montuje w trakcie dnia, wracam do biureczka, a tu czasem trzeba przejść po schodach etc. ;-) Świadomość, że nikt nie wie o mojej tajemnicy mnie nakręca i kulki, które zazwyczaj służą mi tylko w treningu stają się dzięki wyobraźni narzędziem powodującym przyjemne doznania. Na samą myśl, że mogłabym nosić zabawkę na szyi a wszyscy myśleliby, że to naszyjnik… mrrr… szczególnie komplementy „grzecznych i porządnych” koleżanek powodowałyby radoche ;-)
Kazmierz
23 listopada 2016 at 19:24Bo uwielbiam dawać swojej ukochanej to co najlepsze – rozkosz, kolczyki, buty, ubrania, przyjemność, perfumy, czekoladki, spełnienie… tego jest tyle, że wymienianie znudziłoby każde konkursowe jury. I uwielbiam także jej radość, gdy coś jej się spodoba tak, że tego nie wypuści już ze swoich rąk. Czy się boję tego, że mnie nie weźmie już do rąk jak dostanie ten pocisk – nie ;) Jesteśmy na wyłączność sobie, a ten breloczek byłby tylko taką pikantną przyprawą nadającą wszystkiemu smak :)
eM
23 listopada 2016 at 18:34Mysle, ze taki pocisk bylby doskonalym uzupelnieniem mojego tatuazu- czerwonej podwiazki z wsunietym za nia rewolwerem;););) podnieca mnie mysl o zakladaniu go na codzień…To bylby cudowny prezent nie tylko dla mnie, mysle ze moj facet podjara sie tak samo;)
Heike
23 listopada 2016 at 16:27Z przyjemnością przygarnę ten gadżet, gdyż Magic Wand średnio wygląda na na szyi. Jako bonusowy argument dodam, że za miesiąc jadę w długą podróż służbową, w którą nie mogę zabrać partnera oraz wolę nie obarczać współpracowników oczekiwaniem na moje przejście kontroli na lotnisku z wyjętym pełnowymiarowym „sprzętem” przy bramce i nieuniknioną w tej sytuacji dziwną rozmową z tegoż lotniska obsługą.
Kinga
23 listopada 2016 at 16:04Przyjmę ten pocisk z odwagą na moją pierś :) Stanowiłby swego rodzaju klejnot koronny w naszej niedawno rozpoczętej – dzięki Tobie – kolekcji gadżetów. Dzięki proseksualnej ja też stałam się prawdziwie proseksualna :) I to z korzyścią nie tylko dla mnie i mojego partnera, ale także koleżanek! Dzięki Tobie znacznie łatwiej poruszam niektóre tematy i jak się okazuje – wiele dziewczyn tego potrzebuje, a po więcej odsyłam je tutaj! Taki naszyjnik byłby miłą nagrodą dla wzorowej czytelniczki i na pewno kolejnym świetnym pretekstem do rozmów z otaczającymi mnie, zagubionymi w swoich pragnieniach kobietkami.
Abe
23 listopada 2016 at 15:02Tak zupełnie poza konkursem powiem, że dla mnie biżuteria erotyczna to taka świnka morska zabawek – ani to ładne, ani praktyczne. Kojarzy mi się nieodparcie z takim najgorszym rodzajem waniliowego hetero seksu rodem z Greja. Oczywiście każdemu wolno jego porno, ale dla mnie to absolutnie kiczowate, stwarza rolę takiego „och, jacy my niegrzeczni”, podczas gdy to tak naprawdę /nic takiego/ (a jeszcze robi z wibratora taką straszną tajemnicę, kiedy ja bym chciała zupełnie w drugą stronę, większość z nas używa podpasek czy tamponów i ich nie chowa – ani też nie nosi na szyi…). Dla mnie rolę takiej rzeczy, która stwarza aurę słodkiej tajemnicy i troszkę podnieca, że my wiemy, a wy nie spełnia wymarzona obroża (którą mam nadzieję kiedyś w życiu od partnera dostanę, kiedy nasz związek będzie na to gotowy). Ach, no i anal plugi czy dyskretne wiązania, chociaż to nie każdy lubi nosić i jednak na ulicy nie widać ;) chociaż, przyznaję, bransoletka, która zmienia się w kajdanki, też brzmi ciekawe!
Pytanie mam zupełnie niezwiązane – czy używanie kulek gejszy kilka razy w tygodniu (bo jednak nie zawsze jest możliwość) wystarczy za cały trening Kegla? Zachowując oczywiście progres (i czas, i ciężar coraz większe).
Piotrek
23 listopada 2016 at 14:47Chciałbym, aby ten drobny gadżet zawisł na pięknej szyi mojej cudownej małżonki i stanowił symbol jej seksualności i wyzwolenia. Atrybutów, które tak bardzo mnie u niej podniecają a ona nie do końca zdaje sobie sprawy z ich siły.
Edyta
23 listopada 2016 at 21:55Hej, jak ładnie piszesz o swojej żonie:) Pozdrawiam:)
Małgorzata
23 listopada 2016 at 14:43Bo to niezwykłe móc nosić gadżet erotyczny tuż nad sercem i nie musieć się z nim kryć. Wręcz przeciwnie, eksponować go z dumą na piersi jak order lub jak trofeum. Byłabym dumną właścicielką tego NASZYJNIKA, godnie obnoszącą się z jego wspaniałością i niezwykłymi możliwościami. Chciałabym je oczywiście także poznać.
N.
23 listopada 2016 at 14:32Dlaczego? Bo pełnowymiarowy wibrator ciąży na szyi, a przecież nigdy nie wiadomo, kiedy najdzie ochota na chwilę relaksu :)
Frezja
23 listopada 2016 at 14:30Bo pruderyjność to moje drugie imię, a świadomość noszenia na sobie takiej biżuterii jest nakręcająca :)
Magda
23 listopada 2016 at 14:30Hej, chętnie zgarnęłabym to cudeńko (chciałabym napisać, że dla kogoś bliskiego, ale niestety – samolubność mi na to nie pozwala), bo uwielbiam połączenia słodkich, niewinnych, kompletnie niepozornych rzeczy (osób też ;) ) z ich niegrzeczną naturą, którą odkrywają tylko przed wybranymi. A ja, cóż… lubię być wybierana ;)