Arousal Serum od Dame Products to wegańskie serum pobudzające, skomponowane z myślą o wulwach, które pragną czegoś ekstra.
recenzowane serum otrzymałam nieodpłatnie, bez obowiązku publikacji recenzji
Trudno nie zauważyć, że kosmetyki pobudzające pojawiają się na blogu rzadko. Jaki jest tego powód? Bardzo prozaiczny – nie jestem ich wielką fanką, a co za tym idzie – wytrawną użytkowniczką. Choć od czasu do czasu lubię sobie zaaplikować tzw. „wibrator w płynie”, czyli żel stymulujący tak intensywnie, że samo jego naniesienie na wulwę może wywołać orgazm, podczas seksu partnerowanego czy zabaw solo raczej nie odczuwam braku „czegoś na pobudzenie”.
I tu pojawia się pewien paradoks, bo na mojej liście urozmaiceń, które chciałabym wypróbować znajdują się m.in. lubrykant z CBD czy serum z THC, tak zachwalane w książce Merry Jane’s The CBD Solution: Sex, traktującej o stosowaniu konopi, CBD i innych roślin w kontekście seksualnym.
Dlaczego więc zdecydowałam się zaprosić do mojego ciała Dame Arousal Serum? Cóż, koledzy mnie namówili. A raczej: jeden kolega – Antoni z Kinky Winky, który chciał poznać moją opinię na temat tego kosmetyku. Zgodziłam się ze względu na moją sympatię do obojga – Antoniego i Dame Products. Zwłaszcza że marka znana jest z bardzo przemyślanych i dopracowanych akcesoriów, których produkcję zawsze poprzedzają testy przeprowadzane przez panel różnorodnych osób, użyczających swoich ciał i konsultujących projekty.
Formuła serum
Problemem wielu kosmetyków pobudzających są mało zbalansowane formuły – często wywołują wrażenie pieczenia, szczypania, a nawet parzenia i natychmiastową potrzebę zmycia żelu ze skóry, co raczej psuje zmysłowy nastrój.
Celem Dame Products było stworzenie wodnego serum na bazie naturalnych składników, które nie będzie przytłaczało ekstremalną intensywnością, a zapewni delikatne pobudzenie. Z tego powodu marka sięgnęła po olejek miętowy, cynamonowy i imbirowy, które mają jednocześnie chłodzić, zwiększać napływ krwi do genitaliów i delikatnie grzać. Na dodatek jest to serum jadalne. Beztłuszczowa formuła sprawia zaś, że można bezpiecznie używać kosmetyku z prezerwatywami, rękawiczkami lub maskami oralnymi z lateksu.
Jak Dame Arousal Serum sprawdziło się w akcji?
Dame Arousal Serum – moje doświadczenia
Już nie raz rozpływałam się nad brandingiem produktów Dame, więc tutaj też nikogo raczej nie zaskoczę – uwielbiam estetykę tej marki i już! Arousal Serum zapakowane jest w prosty kartonik, a sam kosmetyk jest w matowej, szklanej buteleczce z pompką, ozdobionej charakterystyczną orgazmową buźką.
Samo serum ma kremową, przypominającą lekki balsam konsystencję. Od pierwszego rozsmarowania go w palcach zachwyciło mnie to, że nie jest lepkie, tylko gładkie i lekko nawilżające. Gdy naniosłam je na wulwę przez chwilę nie działo się nic, ale po kilkunastu sekundach masażu odczułam przyjemne mrowienie i delikatne pulsowanie żołędzi łechtaczki. Nie, nie miałam ochoty uciec od swojej cipki, wprost przeciwnie. Odnoszę wrażenie, że to doznanie spowodowało też zwiększenie naturalnej lubrykacji.
Arousal Serum nie jest bynajmniej „płynnym wibratorem”. Efekt jest subtelnie buzujący, ale raczej niewystarczający, aby szczytować, po prostu pozostawiwszy kosmetyk na skórze. Serum zachęca do działania – kontynuowania masażu lub sięgnięcia po zabawkę, intensyfikując przyjemność i uzupełniając wybrany rodzaj stymulacji. Sam efekt mrowienia utrzymuje się około 20 minut.
Serum w smaku przypomina ajurwedyjską herbatę – mieszankę ziół i przypraw w stylu Yogi Tea i podobnych. Nie potrafię namierzyć którą, ale to było moje pierwsze skojarzenie smakowe – całkiem przyjemne, bo żaden składnik nie wybija się na pierwszy plan, więc nie odczuwam tylko cynamonu czy tylko mięty. Przy zabawach oralnych trzeba też pamiętać, że serum wywołujące mrowienie wulwy, będzie wywoływało je też na języku. Jeśli ktoś nie lubi, powinien dwa razy zastanowić się, zanim poliże…
Jedyne moje zastrzeżenie budzi to, że Dame Arousal Serum zmieszane z lubrykantem zdaje się warzyć – konsystencja miksu robi się nieprzyjemnie lepka. Przezornie nie używam go więc z żelami, ale w moim przypadku samo użycie serum działa wystarczająco poślizgowo, aby penetracja była komfortowa.
Arousal Serum – afrodyzjak dla mojej cipki
Sięgnięcie po Dame Arousal Serum poniekąd nawróciło mnie na tego rodzaju kosmetyki i mam zamiar przyglądać się im z większym zaciekawieniem niż do tej pory. Jeżeli na moim radarze pojawią się obiecujące kosmetyki o naturalnych składach, będę dawać im szansę.
Zastosowanie Arousal Serum sprawiło, że obdarzyłam swoją wulwę znacznie większą uważnością niż np. podczas sesji z nowym wibrującym gadżetem. Postanowiłam nawet wykorzystać okazję i wypróbować kilka technik z climax.how, aby sprawdzić, czy działanie serum jakoś wzbogaci cielesne eksploracje. Wzbogaciło! Cała moja wulwa stała się wrażliwsza na dotyk, a serum zmieniło kontekst niektórych technik – te, które dotychczas okazywały się raczej obojętne, nagle nabrały sensu, stały się bardziej „sycące”.
Czy serum pobudzające to absolutny seksualny niezbędnik? Oczywiście, że nie! Może jednak zadziałać odświeżająco na ekspresję erotyczną, wywołać pobudzenie u osób, które mają w tym obszarze trudności, lub po prostu delikatnie urozmaicić soloseks lub zabawy partnerowane.
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Pawel
11 października 2021 at 07:33Hej
W artykule wspominasz o silniejszych żelach – „płynnych wibratorach”
Czy testowałas może któryś z nich?
Jeśli tak to możesz jakis polecić?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Nx
11 października 2021 at 12:02Jak najbardziej! Intt Vibration – bez dwóch zdań. Żel jest dostępny w różnych smakach, ale jeśli nie używa się go podczas seksu oralnego, to nie ma to większego znaczenia.