Mam nadzieję, że pamiętaliście: najpierw seks, potem żarcie.
Lista rzeczy, które wiele par robi w walentynki, nie dezaktualizuje się. Jest niemal stuprocentowo pewne, że ktoś pójdzie do kina na Greya, ktoś założy frymuśną bieliznę, a jeszcze ktoś postanowi kupić z tej okazji pierwszą erotyczną zabawkę.
I nie ma w tym absolutnie nic złego, bo każda okazja do celebrowania własnej seksualności jest dobra, a niektórzy po prostu takiego pretekstu potrzebują, by wreszcie zrobić coś inaczej w łóżku. A różnorodność to przyprawa naszego życia seksualnego!
Konkurs powalentynkowy
Jestem już w internetach tyle czasu, że w kwestii urozmaicania seksu napisałam naprawdę sporo. Dlatego w tym roku postanowiłam nie tyle zainspirować was do spróbowania nowych rzeczy 14 lutego, co nagrodzić waszą erotyczną kreatywność i tym samym przedłużyć wam walentynki! Wspólnie z Rianne S (wywiad z Rianne, projektantką gadżetów erotycznych i #szefową, przeczytasz tutaj) postanowiłyśmy zorganizować konkurs, w którym do wygrania są dwa zestawy Kit D’Amour, jeden w wersji czarnej, drugi w wersji różowej.
W skład Kit D’Amour wchodzą:
– stylowa kosmetyczka do przechowywania akcesoriów erotycznych
– wibrator-szminka
– piórko do łaskotania
– opaska na oczy
Zestawy są wprost stworzone do kontynuowania walentynkowych seksploracji, dlatego będą nie lada gratką dla tych, którzy chcą, aby święto zakochanych trwało dłużej niż jeden dzień.
Co zrobić, aby wygrać jeden z nich? | Konkurs rozstrzygnięty
W komentarzu pochwal się, co seksownego zrobiłaś/zrobiłeś w te walentynki i zainspiruj tym innych. Nie ma znaczenia, czy było to solo, z partnerką/partnerem, przyjaciółkami czy w jakiejś większej grupie – ważne, abyś podzielił/a się swoimi zmysłowymi przeżyciami!
2 najciekawsze wspomnienia, wyznania lub scenariusze nagrodzę.
Zostawiając komentarz, pamiętaj o wpisaniu w odpowiednie pole aktualnego i często sprawdzanego adresu email. Tylko w ten sposób będę mogła skontaktować się z laureat(k)ami nagród! Napisz również, który z zestawów Kit D’Amour od Rianne S – różowy czy czarny – chciał(a)byś wygrać, a ja upewnię się, że otrzymasz właśnie tę wersję kolorystyczną.
Zgłoszenia przyjmuję do 21.02.2017, godz. 23:59. Czas start!
Uwaga
Laureatki zostały wytypowane i niedługo otrzymają swoje nagrody. Wszystkim zainteresowanym bardzo dziękuję za udział i zapraszam do uczestnictwa w kolejnych konkursach!
Komentarze zamknięte.
Wiera
20 lutego 2017 at 23:41Te Walentynki spędziliśmy oddaleni od siebie dokładnie dwa tysiące sześćset kilometrów w linii prostej.
Co jednak nie znaczyło, że mieliśmy zamiar spędzać je osobno! Połączyliśmy się na Skype, po czym K. nagle ubrał się w garnitur. Gdy zobaczył moje lekkie przerażenie, zaśmiał się i powiedział: „Nie martw się, to nie oświadczyny!”, zaśmiałam się. Następnie powiedział, że nazywa się Hubert Urbański i zaprasza mnie na teleturniej „Buziakonerzy”! Udostępnił mi swój ekran, po czym zaczęło się… pytanie za sto buziaków, dwieście, pięćset. Pytania o nasz pobyt we Wrocławiu, w Budapeszcie, czy romantyczny wyjazd do Pragi. Niektóre trudne, inne łatwiejsze. Wykorzystałam telefon do „przyjaciela” (czyli do mojego ukochanego) oraz pytanie do publiki (którą był on). Najlepsze jednak okazało się pytanie za milion buziaków: „Kto kocha Cię najbardziej na świecie?”. Nie zastanawiałam się długo. Wygrałam teleturniej i byłam przeszczęśliwa – to był najlepszy prezent na Walentynki, jaki mogłabym sobie wymarzyć! Po skończonej grze rozmawialiśmy jeszcze chwilę o tym, jak nie możemy się doczekać, aż znów się spotkamy, już za niecały miesiąc, i co będziemy wtedy robić (i jak). K. nieśmiało poprosił mnie, abym dała mu namiastkę tego, czego może się spodziewać, więc podciągnęłam bluzkę, zdjęłam jedno ramiączko, drugie, piersi wyskoczyły ze stanika. Pościskałam je chwilę, pobawiłam, widziałam tę tęsknotę na jego twarzy. „Już niedługo…”, powiedziałam, puszczając mu perskie oko. Jak myślisz, Nat, może czarny zestaw sprawdziłby się u nas za miesiąc, gdy w końcu spotkam się z K. i zrealizujemy ten scenariusz, który chodzi nam po głowie? :)
I.
20 lutego 2017 at 20:56W końcu mu powiedziałam. Po 3 latach związku, miesiącach kobiecości przepełnionych zmywaniem, pieczeniem, niedzielnym obiadem i miłością po cichu. „Chcę Cię ugryźć” wyszeptałam. Znieruchomiał sądząc, że to przesłyszenie. I zrobiłam to. Spełniłam swoją fantazję, od lat ukrywaną pod płaszczykiem niewinności. Kochałam się z Nim ostro – bez kołdry, zgaszonego światła, tłumionych westchnień i pojękiwań. Odkryłam karty i nie żałuję. Widziałam jak bardzo czuje się zdezorientowany, jak mocno burzę Jego wizję delikatnej kobietki, brzydzącej się przemocą. Trzymałam za włosy, wypinałam tyłek i błagałam o więcej. Gryzę Go teraz codziennie. Gryzę, błagam i nie zakładam już sportowego stanika pod pidżamę.
Kolor różowy :)
Łucja
20 lutego 2017 at 20:55U mnie historia solo, nigdy nie obchodziłam Walentynek, bo nie miałam z kim. Jednak w tym roku na mój szczególnie dobry humor złożyło się wiele rzeczy. Po pierwsze zdałam sobie sprawę ze swojej seksualności i WRESZCIE JĄ ZAAKCEPTOWAŁAM ( czy może być coś bardziej sexy?). Po drugie mój urlop od pracy, która w większej mierze jest fizyczna, wypadł akurat od poniedziałku przed świętym Walentym. Świeciło słońce, a mnie czekał samotny wieczór, którym naprawdę się cieszyłam, bo miałam zamiar sobie dogadzać i skupić się wyłącznie na własnej osobie! Nie zapomniałam jednak o przyziemnych obowiązkach takich jak: mycie podłóg, sprzątanie łazienki i pieczenie ciasta na przyjazd mojej przyjaciółki nazajutrz. Postanowiłam sobie umilić jakoś ten obowiązek, dlatego też przed sprzątaniem ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i przykleiłam fenomenalne, seksowne sztuczne rzęsy, które sięgały mi do brwi jak mocniej mrugnęłam. Do tego założyłam mój ulubiony, miękki zalotny stanik z siateczki z naszytymi różami na sutkach i czarne gładkie stringi. Choć wszystko ukryłam pod oversizową tuniką, którą noszę po domu czułam się wyjątkowo atrakcyjna dla samej siebie, czułam się szczęśliwie i dobrze. A w łazience? Cóż cały czas spoglądałam zalotnie w lustro i sama ze sobą flirtowałam machając wachlarzem rzęs i wypinając usta wymalowane na brudny róż. Pózniej zgodnie z planem otworzyłam butelkę cydru i zaszyłam się w satynowej pościeli i oglądałam seriale.
Kusi mnie zestaw 1 w kolorze czarnym ;)
Ryfka
20 lutego 2017 at 20:29Choć sama historia dotyczy mnie jedynie w pewnym stopniu, to wydaje mi się, że jest warta i dzielenia się, i (w pewien sposób) chwalenia – oczywiście korzystając z anonimowości. Otóż 14 lutego moja mama zapytała mnie, czy byłabym w stanie pomóc jej w wyborze gadżetu erotycznego, który byłby dobry dla par. A teraz bang. Moja mama od dwudziestu lat jest sama, a przynajmniej tak mi się święcie wydawało. Przyznacie, że to dość ekstraordynaryjny sposób na uświadomienie dziecka, ale ja się tam szalenie cieszę. Choć udane życie erotyczne należy się wszystkim, to ona zasługuje na nie naprawdę jak mało kto.
Ja sama gadżety od Rianne już mam (szaleństwo nasutników!), ale ten wydaje mi się tak dobry..hmm, na start, że totalnie dałabym jej go na Dzień kobiet. I chyba ten różowy: ).
Zofka
20 lutego 2017 at 20:13Celebrowanie Walentynek przekładam na przyszłą sobotę, jednak mam konkretny plan, który mam nadzieję – uda mi się spełnić. Wrócę do domu, po całym dniu pracy i wcielę go w życie :)
To będzie dzień metamorfozy, próby odegrania role-play przed sobą. Bo w końcu chce zrobić coś dla siebie, poczuć się seksowną we własnych oczach.
Wezmę szybki prysznic i stanę naga przed lustrem, nie wytrę się ręcznikiem, pozwolę by kraciasta, zbyt duża koszula przylgnęła do mojego mokrego ciała. Przyjrzę się sobie, tym wszystkim chropowatościom i wgłębieniom. Policzę pieprzyki i może to zabrzmi głupio, ale powiem sobie na głos co jest we mnie pięknego, co chciałabym eksponować. Gdy wyjdę z łazienki zacznie się mój seans, przez chwilę nie będę dziewczyną, która ma zbyt wiele na głowie, która nie przywiązuje wagi do seksualności.
Włączę nową płytę Bonobo – Migrations. Jest bardzo rytmiczna i sensualna, pozwoli mi na stworzenie fundamentu dla budowy mojej intymności. Potańczę trochę, nabiorę odwagi. Gdy już nabiorę odpowidniej pewności siebie wyślę sms do chłopaka, który mieszka na przeciwko, by wyjrzał przez okno. Odsłonię rolety i będę kontynuować mój zmysłowy taniec dla niego.
Bardzo zależy mi by cały ten 'plan’ się powiódł. Spotykamy się od jakiegos czasu i jak dotąd nie potrafiłam się przełamać by zrobić coś 'niegrzecznego’, coś co go zaskoczy, zburzy mój wizerunek dziewczyny, która rumieni się na samą wzmiankę o sensie.
Kto wie, może resztę wieczoru spędzimy już razem?
Zofka
20 lutego 2017 at 20:16Co do koloru skłaniam się do różowego, ale i czarny z radością bym przytuliła
Aescoral
20 lutego 2017 at 18:45Nie obchodziłam do tej pory Walentynek. Z wyboru, bo chlopak nie chciał, to mi się nie chciało itd. Pół roku temu temu zakonczylam związek 4 letni i byłam przekonana, że umrę sama z gromadka kotów.
Jednak nowy związek i zupełnie nieprzewidywalny partner. Tak mam wrażenie pierwszy raz mam partnera, a nie chłopaka :)
Jednak żadne z nas nie jest romantyczne w cukierkowy sposób. Do tego data 14 wypadala we wtorek…
Mieszkamy w różnych miastach więc widujemy się w weekendy.
Stwierdziłam dzień jak dzień, żeby było zabawniej trafiła mi się delegacja do innego miasta(łódź), wiadomo nadgodziny zmęczenie. Wracam do hotelu, głodna, żeby nie było w butach górskich bo zimno i bojowkach, żeby nosic mniej w rękach, piszę mu ze jestem już w hotelu :) żebyśmy mogli się zdzwonić i trochę porozmawiać, a on pisze, że wreszcie w łodzi :) zostałam bez słowa, a to nie zdarza się często :p
Poszliśmy na miła kolacje z pysznym jedzeniem (zazwyczaj gotujemy coś razem, bo milion alergii).
Jedzonko pyszne, wino, wszędzie serduszkowe balony. Pół roku temu powiedziałabym kicz, a teraz się po prostu cieszyłam towarzystwem i jedzeniem :)
Recepjonista w hotelu (za hotel płaciła firma) jak zapytałam o nocleg, machnął ręką stwierdzajac, że przecież pokój i tak jest 2 osobowy, ach duch romantyzmu jeszcze nie zaginął :p
Bonusem tego był cudowny seks na 2 osobowym łóżku :p pierwszy raz (ciągle mieszkamy po studencku materac jednoosobowy na podłodze:)
Chyba jednak Walentynki nie są takie złe :)
Przełamie się i proszę o zestaw różowy :)
Jo
20 lutego 2017 at 17:53No coz….. moja historia nie jest tak pikantna i porywajaca jak coponiektorych tutaj – zdecydowalam sie na podzielenie przez wzglad na kobiety, ktore sa w podobnej do mojej sytuacji i boja sie/wstydza przed partnerem/nie czuja potrzeby sexu.
7 tygodni temu urodzilam Corunie :)) i, nie czarujmy sie, nie czuje sie ani seksownie, ani w nic koronkowego sie nie mieszcze, stopy jeszcze w stawach rozlazle ergo szpilek tez nie wcisne. Przy wzroscie 180 waze teraz 94.
Wg mnie – katastrofa.
Wg mojego meza – mam super cycki :))) duze i mieciutkie!
Tak wiec moje tegoroczne walentynki odbyly sie pod haslem „odwazylam sie”.
Na rozebranie przed mezem.
Na sprobowanie sexu po porodzie drogami natury ( najpierw wszystko rozepchniete przez rodzace sie dziecko a potem skrupulatnie pozszywane przez Pania Dr… ).
……. zeby nie bylo rozowo-nic z tego nie wyszlo :( jestem teraz ciasna jak 16nastka a i moj maz ma pozadny sprzet ;) strach byl zbyt wielki. Bol tez…. ponadto karmie piersia co powoduje krazenie takich a nie innych hormonow we krwi, zatem i libido nie to, nawilzenie tez…. znowu bida!
Skonczylo sie na lezeniu na golasa na mieciutkim dywanie i dotykaniu sie :)
Bylo bardzo delikatnie ale na obecna chwile, przepraszam Cie Moj Kochany Mezu, bardzo mi odpowiadalo. I za ta wyrozumialosc Ci Dziekuje :*
Kobitki. Jesli jestescie po porodzie nie wstydzcie sie swojego ciala! Pokazcie Partnerom to co macie najlepsze :)))) zwlaszcza ze to minie ;)
Panowie…. wiem ze Wam dluga absencja seksualna nie w smak niemniej sprobujcie sie wczuc co moze kobieta po porodzie czuc. ….. a czego zupelnie nie czuje! :-) dajcie jej chwile na przygotowanie i rozciagniecie sie. Kupcie wiadro lubrykantu. Badzcie cierpliwi i delikatni.
Nagroda Was nie ominie :-))))
I przepraszam za brak czcionki pl.
… nie umiem jej na tym sprzecie wlaczyc :-/
Tygrysek
20 lutego 2017 at 15:49Tegoroczne Walentynki były trochę nietypowe, bo podzielone na dwie rundy. W Walentynki właściwe ze względna to, iż oboje z partnerką nie wyszliśmy jeszcze całkowicie z paskudnego przeziębienia nie odbyło się nic spektakularnego, no może poza małym numerkiem i lampką wina. Do soboty jednak zdążyliśmy dojść zupełnie do siebie. I się zaczęło. Moja luba udała się na umówioną wcześniej wizytę u kosmetyczki. Ja zająłem się przygotowaniami, to jest wyborem jej ulubionej muzyki, zorganizowaniem świeczek, duuużej butelki szampana, truskawek i przygotowaniem frykasów na kolację. Gdy moje kochanie skończyło relaksującą wizytę, udaliśmy się wspólnie na małe co nieco do orientalnej knajpki i małej kawiarenki. Potem długi spacer w kierunku domu. Następnie zaskoczyłem moją połówkę relaksującą kąpielą przy świecach w łazience, a ona zaskoczyła mnie swoim gładko wydepilowanym ciałem (miał podobno być tylko masaż i manicure:P). Później przez parę godzin nie wychodziliśmy z łóżka pieszcząc się, kochając tak, śmak i owak, wiążąc się wzajemnie (uwielbiamy oboje lekkie BDSM zanim stało się to modne), popijając szampana z truskawkami i czekając na włożoną międzyczasie do piekarnika latanię. Po wspólnym namyśle wybieramy zestaw w kolorze czarnym.
Meg
20 lutego 2017 at 13:43Walentynki. Dziewięć lat po ślubie. Dwoje małych dzieci (cztery lata i półtora roku). Tydzień wcześniej przechodząc obok swojego ulubionego sklepu z bielizną zobaczyłam na manekinie strój niegrzecznej pokojówki. Pomyślałam będzie świetny na Walentynki! W końcu jestem kurą domową:). Byłam tak zafazowana tym strojem (zawsze lubiłam przebieranki), że nie mogłam wytrzymać do Walentynek:). Ponieważ zestaw nie zawierał miotełki do kurzu kupiłam białe piórka i zrobiłam taką własnoręcznie[sic!] (uwielbiam klej na gorąco, można nim wyczarować niezłe cuda). W Walentynki plan był taki: położyć dzieci wcześnie spać i wystąpić w stroju pokojówki. Dzieci spacyfikowane godzinę później niż zwykle (no cóż… jakby coś wyczuwały ze mama z tatą mają jakieś plany wieczorne).
Powiedziałam do męża żeby się szykował bo ktoś go zaraz odwiedzi i poszłam do łazienki się przebrać. W międzyczasie mój cudowny mąż puka do łazienki i mówi że idzie po mleko (myślę sobie f*k jakie mleko? Ja tu się szykuję na bóstwo a on idzie po mleko?!) Po chwili przypomniało mi się, że zostawiłam mleko dla syna pod wózkiem na dole. Też mu się przypomniało… Na szczęście mąż szybko wrócił. Usłyszałam że jest w kuchni, postanowiłam wiec wkroczyć w stroju pokojówki, w pończochach z pasem, w czarnych szpilkach, z miotełką z piórek w ręce, miałam nawet na głowie taką fikuśną opaskę z biała koronką.:D Mój mąż wsypywał właśnie mleko do pojemnika, a w zasadzie zaczął je rozsypywać po kuchennym blacie gdy mnie zobaczył.:D Niewiele myśląc powiedziałam: „widzę że trzeba tu posprzątać…” No i się zaczęło:) Z kuchni przenieśliśmy się do pokoju dziennego. Najpierw musiałam omiatać kurz z klawiatury laptopa a później posprzątaliśmy razem na stole :) Mąż szybko wszedł w role:) Było radośnie, zabawnie, zmysłowo, namiętnie i spontanicznie.
W myśl zasady najpierw seks, potem żarcie później było wino, sushi zamówione na wynos i miłe rozmowy. To chyba jedne z fajniejszych walentynek jakie ostatnio mieliśmy. Nigdy nie celebrowaliśmy tego dnia w jakiś szczególny sposób. Tym razem było jakoś inaczej i wcale nie chodzi o seks czy przebieranki.:)
PS. Oczywiście wcześniej były drobne gifty, kwiaty itp. I jeszcze jedno zdanie do wszystkich zabieganych, zmęczonych młodych mam. O seks trzeba dbać to samo się nie zrobi, ja wiem że czasem człowiek woli się wyspać ale nie zapominajmy o tym że jesteśmy także Kobietami a nie tylko matkami:)
Aniela
20 lutego 2017 at 01:26Walentynki spedzalam z chłopakiem. Wiedzieliśmy ze będziemy sie kochać, chociaż nie bardzo mielismy do tego warunki, gdyż akurat przyjechaliśmy do jego rodziców. Zaplanowaliśmy, ze wyjedziemy sobie w dzień do aquaparku a później pójdziemy do kina. Wieczorem mieliśmy usunąć sie do pokoju chłopaka pod pretekstem oglądania filmu i bawić sie całą noc. Do aquaparku ubralam sukienkę, (bo w koncu to święto zakochanych) seksowna bieliznę z ponczochami z czerwoną koronka( walentynkowy akcent). Stwierdzialm, ze będę juz gotowa na wieczór. W przebieralni w aquaparku, gdy tylko zdjelam sukienkę nasze żądze nie wytrzymały i zaczelismy sie całować i dotykac. Szybko sie rozebralismy do naga i zanim sie obejrzalam mój chlopak posuwał mnie od tylu w przebieralni gdzie wokół bylo mnóstwo ludzi. Na szczecie bylo tam głośno, więc i ja nie musiałam starać sie być cicho, bo bylo mi strasznie dobrze. Gdy skonczylismy, ubralismy sie w stroje na basen i miło odpoczywalismy w wodzie i na saunie. Po pewnym czasie juz mi sie nudzilo na basenie, a bylo jeszcze troche czasu do seansu filmowego, więc moja druga połowka zaproponawala wyjście i spędzenie tego czasu w przebieralni. Jako, ze dla mnie pomysł był genialny, szybko znaleźliśmy sie w przebieralni i kochalismy sie ponownie. Troche nam zeszlo, więc biegiem lecielismy na seans 50 twarzy Greaya na który mieliśmy wczesniej kupione bilety. Śmiesznie oglądało sie ten film, będąc zaspokojana w nietypowym miejscu. Oczywiście gdy wróciliśmy wieczorem do domu, nasze plany sie nie zmieniły i resztę wieczora sedzilismy w łóżku pieszczac sie i kochajac. Walentynki zaplanowane w biegu, z nuta spontaniczności, wyszly idealne :)
Aniela
20 lutego 2017 at 08:36PS. kolor może być różowy :)
Maria
19 lutego 2017 at 12:26Walentynki jak co roku nie zapowiadały się ciekawie. Zwykle to ja coś planowałam, rezerwowałam miejsca w restauracji lub szykowałam kolację w domu. Do tego obowiązkowo ulubiona komedia romantyczna 'Pamiętnik'(ulubiona, bo właściwie innych nie lubię, ale jak tu nie docenić gorącego Goslinga).
W tym roku jednak chciałam żeby było inaczej, mniej nudno, z większą dozą pikanterii. Mam dużo większy apetyt na fikuśne igraszki w sypialni niż mój partner, jednak dał się przekonać żeby coś w naszej relacji intymnej ożywić. Tym większy mam apetyt gdy odkryłam Twojego bloga! (Za co dziękuję!) Ponieważ walentynki wypadły w tygodniu, nasz dzień miłości 'przełożyliśmy’ na DZISIAJ. W tygodniu odebrałam paczkę, swój pierwszy wibrator, który dostałam na tę okazję. Zamierzamy dzisiaj wypróbować to czarne cudeńko poznając się od nowa. Gdy o tym piszę, aż sama się jeszcze bardziej nakręcam! Widzę to tak: porozstawiam świeczki w całym pokoju, rozłożę gruby i miękki koc na podłodze, przebiorę się w seksowne czerwone body, którego od roku nie miałam okazji założyć (!). Nastroję się sama. Ułożę wygodnie na kocu i zacznę wraz z wibratorem poznawać swoje ciało. Gdy już będę mega mokra, dopiero zaproszę swojego partnera do pokoju(myślę, że czekanie w innym pokoju bardzo go nakręci). I wtedy przeżyjemy wspólnie niezapomniane chwile, dam mu oczywiście wypróbować nową zabawkę :) Po wszystkim tradycyjnie pięknie się ubiorę i wyjdziemy na kolację. Może po niej będzie miał ochotę na rundę nr 2 :) Chyba, że nigdzie nie wyjdziemy, przeżywając kolejne rundy na podłodze….
Kit D’Amour na pewno dostarczy kolejnych seksownych chwil, choć kolor nie jest istotny, dla kontrastu wybrałabym różowy :)
apame
16 lutego 2017 at 16:01Walentynki tym razem spędziłam wraz z moim kotem! Jak tylko wstałam nasunęła mi się myśl, by zrobić coś tylko dla siebie. Zaczęłam czytać opinie na Twoim blogu o zabawkach dla kobiet i tak się w tym zatraciłam, że zrobiłam zamówienie w jednym z sexshopów! Właśnie dzisiaj dotarła do mnie paczuszka, a w niej pięknie zapakowane kulki gejszy, do tego wibrator i seksowna bielizna. Zdecydowanie przedłużam sobie walentynki i dziś je będę obchodzić wraz z butelką wina i moimi nowymi przyjaciółmi! Plan na wieczór? Ubrać się w nowe wdzianko, otworzyć ulubione wino, puścić najlepszą muzykę i poznać swoje ciało, wykorzystując przy tym moje nowe zabawki. Do kompletu brakuje mi jedynie czarnego zestawu Kit D’Amour od Rianne S :)
Joanna
16 lutego 2017 at 11:13Zawsze uważałam, że najcenniejsze co możemy dać drugiej osobie to czas i uwaga, dlatego rzadko na podobne okazje kupuję prezenty (chyba, że do użycia razem :)). Jako że Walentynki przypadły w środku tygodnia, było trochę trudniej… Na dzień dobry małe, błyszczące serduszko przyklejone do lustra przed którym się co dzień goli, wspólne śniadanie z drobnymi serduszkowymi akcentami, a później niestety rozstanie na dobrych 10 godziny. Żeby podtrzymać atmosferę krótki telefon, kilka esemesów, choć zwykle staramy się nie przeszkadzać sobie w pracy… ale też, wyjątkowa, czerwona bielizna, przypominająca o planach na wieczór.
Aby wprawić go w nastrój, niezależnie od tego czy dzień był ciężki, nagrałam wcześniej zmysłowym szeptem dobre opowiadanie erotyczne. Nie była to może szczególna niespodzianka – wiedział, że wgrałam mu coś do wysłuchania, ale zdecydowanie podziałało.
Przy lekkiej obiadokolacji przy świecach, nie mógł spokojnie usiedzieć. Było i czule i drapieżnie, ale przede wszystkim tak, jakby poza naszą sypialnią nie istniał świat. Taka odrobina magii w codziennym życiu :)
Zestaw zdecydowanie czarny – piękne to różowe piórko :)
Elk
16 lutego 2017 at 10:02Wspomnienie dotyczy walentynek sprzed roku. Dopiero zaczynaliśmy współżycie. Każdy dotyk był odbierany z dreszczami na ciele. Każda część ciała była super wrażliwa. Czasami gilgotki uniemozliwialy nam pieszczoty. Spedzalismy dużo czasu na masowaniu siebie, pleców, brzucha, ud i zawsze to się kończyło zbliżeniem. Używaliśmy erotycznych świeczek do masażu. Akurat to była klapa, zapachy takie sobie a po dłuższym masowaniu kulkowaly się. Chciałabym pobawić się tymi piórami. Znów poczuć te gilgotki i dreszcze. Doprowadzić się do uroczego śmiechu. Ekscytowac się czymś nowym jak za pierwszym razem odkrywając swoje reakcje na nowe bodźce. Takie gadżety to dobry pretekst żeby spróbować czegoś nowego. Wydaje mi się ze łatwiej coś juz kupić i zaproponować spróbowanie niż rozwodzić się nad „może sprobujemy czegos innego”. Przynajmniej ja tak nie umiem 😀
Pozdrawiam i dziękuję za świetne wpisy.
M.
16 lutego 2017 at 09:32To były wyjątkowe Walentynki, które zapamiętam na długo…
W ciągu dnia dostałam mejla od Męża(treść nieistotna) zakończonego słowem „Pozdrawiam”. Odpisuję wiec podekscytowana czy to jakaś forma gry wstępnej pt.Zabawa w nieznajomych… z okazji dzisiejszego dnia? Dowiaduję się,że nie. On NAPRAWDĘ mnie pozdrawiał. Ok,emocje trochę opadły,ale myślę”Dam mu szansę”,tym bardziej,że mam na sobie moje czerwone koronki,które tak lubi. Po jakimś czasie sms:”Czy zjem z nim kolację?” Bingo! Wiedziałam! Jadę do domu, czuję przyjemne mrowienie i jestem już dosłownie gotowa na wszystko! No i zaprosił mnie… Do dużego pokoju na zapieksę z Biedronki…
Tegorocznych już nie uratuję, ale może dzięki takiemu zestawowi moje przyszłe Walentynki byłyby bardziej seksi? Niezależnie od koloru?
AniAbu
15 lutego 2017 at 21:53W walentynki dosiadłam mojego faceta w jeepie. Ubrałam na tę okazję majteczki typu open, które pokazałam mu w windzie i kazałam wywieźć się w krzaki ;) Pojechaliśmy w ustronne miejsce obok lotniska. Spędziliśmy cudowne chwile pod zniżającymi się do lądowania samolotami. Uwielbiam seks w plenerze i ten walentynkowy uważam za szczególnie udany <3
Tym razem róż ;)
NN
15 lutego 2017 at 19:54Walentynkowy dzień nie zapowiadał się jakoś szczególnie w tym roku. Z powodu natłoku obowiązków, pracę tego dnia skończyłam po godzinie 18:00, z bólem głowy wielkim jak autobus. Myślałam, że jedyne co mi pozostaje to zwinąć się w kulkę na kanapie i przespać to wszystko aż to rana. Ale moje plany 'popsuł’ chłopak, z którym spotykam się od jakiegoś czasu, napisał 'Przyjedź, zajmę się Tobą.’. Więc, niewiele myśląc, łyknęłam tabletkę, wsiadłam w tramwaj i pojechałam do niego. A niech stracę, pomyślałam. Przywitał mnie bez koszulki, kłując w oczy swoim cholernym sześciopakiem, przytulił do siebie, a ja poczułam jak schodzi ze mnie całe ciśnienie tego dnia. Zrobił mi herbaty z miodem, posadził na kanapie i puścił jakiś film. Nawet nie wiem kiedy, zaczęliśmy się pieścić i całować, po chwili części garderoby zaczęły fruwać po całym mieszkaniu. Jego magicznie długie i sprawne palce sprawiły, że przeżyłam pierwszy tak intensywny orgazm w życiu, mocząc przy okazji kanapę i zalewając pół podłogi…Myślę, że nawet jeśli sąsiedzi zapomnieli, że tego dnia są Walentynki, to skutecznie im o tym przypomnieliśmy. Nigdy w życiu nie czułam się tak wyluzowana i wyzwolona. Oddałam stery i pozwoliłam przejąć nad sobą kontrolę. I jak zasypiałam tej nocy, to pomyślałam, że walentynki chyba nie są całkiem takie złe :)
Kolor zestawu: różowy
Ajne
15 lutego 2017 at 17:40Niestety Walentynki spędzałam oddzielnie z moim partnerem. Rano zrobiłam sobie pyszne i zdrowe śniadanie. Później zadbałam o swoje ciało, po gorącym prysznicu, nasmarowałam ciało olejkiem i założyłam seksowną bieliznę. Razem z chłopakiem planowaliśmy pikantną wideokonferencje, jednak problemy z internetem szybko ją zakończyły. Rozmowa przez telefon niestety też nie mogła trwać długo, wiec musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Włączyłam jeden z filmów Eriki Lust i rozkoszowałam chwilą tylko dla siebie. Dzięki temu na nocny dyżur w pracy poszłam szczęśliwa i zrelaksowana, zupełnie nie żałując, że tak potoczyły się sprawy tego dnia :)
Wybieram zestaw różowy.
San
15 lutego 2017 at 17:04Moja profesja od trzech lat nie pozwala mi cieszyć się walentynkami. Kilka dni przed zaczyna się ogromny ruch w mojej branży, wracając do domu myślę tylko o odprężającej kąpieli, pysznej kolacji, którą przygotuje mi mój partner jak co wieczór.
Jak zaplanowaliśmy sobie wieczór 14 lutego?
Od nowego roku zapisaliśmy się do pobliskiej siłowni aby trochę zadbać o kondycję. Dokładnie 14 lutego odbywały się zajęcia jogi i stwierdziliśmy, że
będzie to idealny moment aby spróbować. Było fantastycznie! To był najlepszy pomysł spędzenia tego wieczoru aby dodać energii nie tylko dla ciała, ale
także dla duszy. Polecamy :)
Kolor zestawu Kit D’Amour od Rianne S proszę czarny.
cherrie
15 lutego 2017 at 15:54Niestety tak się złożyło, że nie mogłam spędzić walentynek z moją drugą połówką, z którą dzieli mnie na codzień prawie 800km :( Mój partner obudził mnie za to bukietem czerwonych róż dostarczonych za pomocą kuriera. Do kwiatów dołączył cudowny bilecik, który sprawił, że co by się nie działo, postanowiłam mu to wynagrodzić i sprawić by choć przez chwilę poczuł się jakby był obok mnie :) Wytężyłam do pracy szare komórki i umówiłam się z moim lubym na nie tak oficjalną jakby się mogło wydawać wideokonferencję 😈 Wcisnęłam się w jego ulubioną kieckę, nie zapominając o założeniu zmysłowej bielizny. Od pierwszej chwili nie mógł oderwać wzroku i grzecznie poprosił bym po kolei zdjęła z siebie wszystkie części starannie przygotowanej na te wirtualne spotkanie garderoby..Jakże mogłabym odmówić mojemu mężczyźnie :) Po skończonej sesji zgodnie z Twoją zasadą, dostawca dostarczył mu wcześniej przeze mnie zamówioną jego ulubioną pizzę, z krótką dedykacją wewnątrz kartonu dla niego i zapewnieniem o mojej miłości :) Bo wiadomo, że przez żołądek krótka droga do serca mężczyzny. Mój kochany stwierdził, że jest najszcześliwszym facetem na ziemi :).
PS-obiecał odwdzięczyć mi się za to na naszym kolejnym spotkaniu „w realu” 😈 nie mogę się doczekać !
PSS-wybieram zestaw czarny !!! 😇
cherrie
18 lutego 2017 at 10:54Kobieta zmienną jest..zestaw różowy i czarne piórko, bardziej pasuje do mojego..koronkowego kompletu bielizny,który mam zamiar założyć na następne spotkanie 😇
matkawariatka
15 lutego 2017 at 14:51Wszyscy mówią, że walentynki to kicz i tandeta ale ja je uwielbiam. Uwielbiam szykować się, kupować prezenty, wstawiać kwiatki w wazony i palić serduszkowe świeczki, dlatego wyobrażasz sobie jak było mi smutno, gdy okazało się, że zamówiony sporo wcześniej prezent dla męża (jadalna farbka do ciała) nie dotrze na czas. Byłam zrozpaczona. Na szczęście mąż stanął na wysokości zadania (hihi, lubię to sformułowanie) i zaproponował coś co od razu poprawiło mi humor. Znamy się już od dawna a nasza historia ułożyła się tak, że nigdy naprawdę nie randkowaliśmy dlatego chętnie przystałam na pomysł, żeby potraktować nasze walentynkowe wyjście jak pierwszą randkę. Oboje się wyszykowaliśmy, on czekał na mnie w restauracji, dostałam kwiaty i nieśmiałe buzi w policzek. Mówiliśmy o sobie, o zainteresowaniach, dzieciństwie i o marzeniach. Okazało się, że wciąż jest tak wiele do opowiedzenia. Po kolacji wzięliśmy taksówkę i zaprosiłam go do siebie na wino, cały czas udając, że to wcale nie jest nasz wspólny dom a wina nie pijemy z kieliszków otrzymanyych w prezencie ślubnym od jego kuzynki. Po jednej butelce wina trochę trudniej było utrzymać się w roli ale staraliśmy się. Oczywiście skończyliśmy w łóżku, zakochani jak dzieciaki, zafascynowani sobą od nowa. Zamówiony prezent dotrze później ale teraz jestem szczęśliwa, że się spóźni, gdyż dzięki temu znów poczułam, że możemy uprawiać seks bez gadżetów, taki „najzwyklejszy” a satysfakcjonujący jak cholera, wystarczy odpowiednie nastawienie i atmosfera.
matkawariatka
15 lutego 2017 at 14:54Ah i jeżeli chodzi o kolor to wolałabym różowy :)
BH
15 lutego 2017 at 14:01W walentynki wyłączyliśmy dane pakietowe i wifi. Byłyśmy tylko dla siebie. Ja zrobiłam pyszne, zdrowe śniadanie, które obmyśliłam dzień wcześniej (wszak soki jedmodniowe, awokado i inne same się nie kupią, a to taki wyjątek jedzeniowy). Cały dzień go kusiłam, także raz po raz chwilę dawaliśmy się porwać namiętności, aby znów cieszyć się swoim towarzystwem, śmiać, jeść, oglądać maraton ulubionych filmów. Prócz przekładanego z braku czasu wyjścia do wrocławskuego Hydropolis cały dzień spędziliśmy w bieliźnie. Ja swoją zmieniałam ze cztery razy: od czerwonej na dzień dobry, poprzez eleganckie body, aż po sprezentowany mi tego dnia biały komplet. Sprobowaliśmy czegoś nowego: maty wodoodpornej i japońskiego żelu do masażu ciałem. Później doszła oliwka i zwinne wygibasy. Zrobiłam na co czekał od dawna i co lubi, on zaskoczył mnie, co już dawno nie udało mu się na taką skalę. Pomimo diety zjedliśmy lody, których zalup odkladalismy na specjalną okazję. Dużo się przytulaliśmy. To był nasz dzień. Nie ma pokaz dla ludzi, nie „bo wypada”. Odcieliśmy pracę dniem urlopu, problemy, obowiązki, wszystko i skupiliśmy się na byciu razem, sprawianiu sobie przyjemności i dawaniu poczucia szczęścia (na co nie zawsze jest czas aż w takim wymiarze). Cieszę się, że udało się spędzić ten czas bez bólu czegokolwiek, tragedii rodzinnych, złej pogody, etc etc. Oby więcej tego typu możliwości :)
Bas
15 lutego 2017 at 11:59Miałam przed walentynki. Nie sama, bo z przyjaciółką szperałyśmy w gadżetach do zabaw co było bardzo inspirujące. Dziś będą po Walentynki, bo razem z partnerem i zaprzyjaźnioną parą idziemy na wystawę erotyczną. Z nastawieniem na Wow. Dzięki czarnemu Kit D’Amour pasującemu do ostatnio kupionej czarnej bielizny nasze walentynki będą trwały cały rok.
Asiek
15 lutego 2017 at 10:08Walentynki solo ;)
W ten dzień zaplanowałam wieczór z książką i lampką wina. Ponownie sięgnęłam po cudowną i gorącą książkę ,, Pamiętniki Fany Hill „, którą gorąco polecam. Książka kartka po kartce wciągała, wino zaczynało szumieć, a moja wyobraźnia szalała. Odłożyłam więc książkę, włączyłam nastrojową muzykę, zdjęłam niewygodne ubranie, zaczęłam tańczyć przed lustrem, kiedy nacieszyłam oczy :) postanowiłam sięgnąć po mój ulubiony waniliowy żel i wibrującego,, królika”. Wygdnie ułożona z muzyką w tle odpłynęłam kilka razy przy pomocy moich zabawek.
Zestaw Kit D’Amour w kolorze czarnym będzie świetnie pasował do kolekcji moich gadżetów.
Anna
14 lutego 2017 at 23:35My z partnerem mieliśmy przed-walentynki i walentynki. Przed-walentynki stanowiły spotkanie towarzyskie z przyjaciółmi na wspólnej kolacji i oglądaniu filmu ” Ona” (ang. „Her”) – pięknego filmu poruszającego temat relacji i zakochania się.
W Walentynki już sami z partnerem, popijając wino i zajadając founde, oglądaliśmy wykład prof. Lwa-Stanowicza na temat nowości w seksualności ludzi pod kątem medycznym. ( z SWPS – polecam, wiele można się dowiedzieć). Niestety zmęczeni, postanowiliśmy zrezygnować z igraszek na pół gwizdka i zorganizować sobie Po-Walentynki w najbliższym czasie. :) np. W moje urodziny, które już za niecały tydzień.
W Po-Walentynki miło byłoby wprowadzić novum w postaci oferowanych gadżetów. Wówczas przełożona impreza mogłaby nabrać nowego wymiaru.
Kolor jest mi dosłownie obojętny – lubię niespodzianki a tak żadko się trafiają.