Używanie ShareVibe to taka prywatna Seksmisja, w której zamiast cycków dorabiamy sobie… penisy. Bardzo ładne penisy zresztą.
Choć dilda „tradycyjne”, przeznaczone do uprzęży, to fantastyczny gadżet, w moim zbiorze akcesoriów dla par brakowało zabawki, która podczas peggingu dawałaby nieco więcej frajdy stronie aktywnej. Jasne, podstawa dilda napiera na wzgórek łonowy, co jest przyjemne, ale… „przyjemne” – to by było na tyle. Żadna frajda dla dziewczyny, która, aby porządnie dojść, musi czuć coś w środku. Dlatego przyznaję, byłam podekscytowana perspektywą wypróbowania wibrującego dilda Share od Fun Factory.
Do czego nadają się zabawki „dzielone”? Do penetracji analnej i waginalnej. Do symulowanego seksu oralnego czy prac ręcznych. Ponadto, kobietom pomagają wzmacniać mięśnie dna miednicy. I nie muszę chyba dodawać, że można ich używać również solo?
Dotychczas rodzina Share obejmowała 3 rozmiary niewibrujących akcesoriów: Share XS, Share Medium i Share XL. Mogę śmiało stwierdzić, że ShareVibe rozmiarem plasuje się pomiędzy XS, które jest przeznaczone dla bardzo nieśmiałych pupek, a Medium – dla tych nieco bardziej wprawionych. Dlaczego mówię tylko o tyłkach? Z założenia gadżet powinien nadawać się również dla par les do penetracji waginalnej, ale… O tym za chwilę.
Część pasywna
ShareVibe jest supergładki. Część pasywna (czyli ta umieszczana w pochwie) wchodzi bez problemu nawet przy użyciu niewielkiej ilości lubrykantu i jest wyprofilowana tak, że celuje w samą strefę G. Już samo zamontowanie gadżetu to przyjemność. Zresztą nie polecam stosowania zbyt dużej ilości żelu poślizgowego, bo – zwłaszcza w pozycjach, w których grawitacja działa na naszą niekorzyść – gadżet ma tendencję do wyślizgiwania się, nawet przy mięśniach Kegla ze stali. Element spoczywający na zewnątrz waginy ma dodatkowo niewielkie wybrzuszenie, które napiera na łechtaczkę.
Część aktywna
W przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej Share Medium i Share XL, część aktywna (penetracyjna) pozbawiona jest wszelkich – realistycznych bądź nie – udziwnień, które bywały przeszkodą we wprowadzaniu zabawki do odbytu. Końcówka oraz trzon ShareVibe dzięki opływowym kształtom są idealnie dostosowane do zabaw analnych – gadżet wprowadza się gładko, zaś jego grubość (ShareVibe jest cieńszy niż Share Medium) gwarantuje komfortowe wypełnienie.
Część aktywna jest wyprofilowana tak, że w odpowiednich pozycjach we dwoje może stymulować gruczoł prostaty (u mężczyzn) lub punkt G (u kobiet). Najlepiej sprawdzają się tu pozycje twarzą w twarz, czyli na przykład na jeźdźca czy wszelkie wariacje pozycji misjonarskiej.

Wibracje
ShareVibe wibruje dzięki wibratorowi-pociskowi, który – choć bardzo mocarny, gdy wyjmie się go na zewnątrz, jest tłumiony przed grubą warstwę silikonu, w związku z czym wibracje nie są aż tak wyczuwalne, zwłaszcza na końcówce aktywnej. Najmocniejsze wibracje koncentrują się za to w okolicach części pasywnej, w związku z czym strona penetrująca ma najwięcej frajdy, co zresztą ma swoją zaletę przy peggingu. Odbyt nie lubi być narażany na zbyt silne wibracje, więc te wytłumione okazują się w sam raz. Dlatego niby „dzielimy się” wibracjami, ale strona aktywna ma ich więcej.
Teoretycznie można wymienić pocisk na inny, mocniejszy lub słabszy, ale przeszkodą staje się tu… rozmiar dziury. Kieszeń na akumulatorek jest dostosowana wyłącznie do mini wibratora Fun Factory – może się okazać za duża lub za mała dla pocisków innych producentów.
Pocisk Fun Factory to pięć modułów wibracji sprzyjających zarówno upodobaniom tych, którzy lubią stały rytm, jak i tych, którzy stawiają na element zaskoczenia. Ponadto ten mini gadżet ma tę zaletę, że można go wyjąć i używać niezależnie od ShareVibe (lub też używać ShareVibe bez elementu „vibe”).
Co na to wagina?
Dlaczego, gdybym miała używać ShareVibe z dziewczyną, zastanowiłabym się dwa razy? W moim odczuciu końcówka penetracyjna jest zbyt prosta i zbyt wąska, by dostarczała jakiejkolwiek frajdy – czy to z bardzo słabymi po tej stronie dilda wibracjami czy bez. Choć jest wygięta tak, aby stymulować punkt G, wrażenie z użytkowania, jeżeli nie zaciskam ud czy mięśni dna miednicy, co swoją drogą na dłuższą metę staje się strasznie męczące, są znikome. Pod tym względem wolałabym na przykład strukturę i grubość Share XL, która, dzięki pofałdowaniom, gwarantuje dużo bodźców w tym samym czasie. Zdecydowanie mam więcej radości dzięki dużo szerszej i dużo bardziej wypełniającej części pasywnej. Nie oznacza to jednak, że posiadaczki ciasnych wagin nie będą zadowolone. Ale serio, w kwestii bycia penetrowaną waginalnie, nie nastawiałabym się na zbyt fajerwerki – ja po prostu lubię, kiedy na trzonie zabawki penetracyjnej dużo się dzieje.
Jak już wcześniej wspomniałam, gadżet ma tendencję do wysuwania się, więc w pozycjach, w których to osoba penetrująca musi wymachiwać biodrami, trzeba ShareVibe od czasu do czasu „dopychać”, co raczej nie powinno mieć miejsca w przypadku gadżetów, które reklamuje się sloganem „bez użycia rąk”. W pozycjach, w których osoba penetrowana jest na górze (dzięki czemu kontroluje głębokość i tempo penetracji), problem wyślizgiwania się praktycznie nie istnieje. W przypadku ostrzejszych zabaw, dla poczucia komfortu, proponowałabym jednak używać ShareVibe (choć producent tego nie poleca) z uprzężą, co pozwoli utrzymać akcesorium na swoim miejscu oraz używać rąk do innych celów niż przytrzymywanie niesfornego dilda.
Czy warto? Tak, ale…
Pomimo problemów z utrzymaniem zabawki, użytkowanie ShareVibe (czy nawet Share) niewątpliwie działa pozytywnie na psychikę i na ciało. „Dorabianie sobie penisa” jest o tyle fascynujące, że gdy partner/ka nim manipuluje lub jest penetrowany/penetrowana, odczuwamy to w sposób przyjemny – stymulowane są strefa G oraz łechtaczka. Do tych wrażeń dochodzi jeszcze rozkosz wizualna, bo nie dość, że mamy tu element mięsistego „ciała dodanego”, to gadżety z linii Share są po prostu ładne.
ShareVibe idealnie wypełnia lukę pomiędzy Share XS i Share Medium, co docenią zwłaszcza te pary, dla których XS był zdecydowanie za mały, zaś Medium zbyt duży lub – przez kształt zbliżony do realistycznego – niewygodny lub po prostu budzący niechęć. Ponadto powłoka ShareVibe jest dużo gładsza niż starszych modeli Share, co dodatkowo pozwala używać gadżetu z mniejszą ilością lubrykantu.
Utrzymanie ShareVibe w czystości jest wyjątkowo łatwe – można użyć profesjonalnego cleanera, wody z mydłem lub (wyjąwszy uprzednio nabój wibracyjny) wygotować gadżet. Dodatkowo jego użytkowanie jest bardzo eko, gdyż pocisk ładuje się dzięki ładowarce USB click’n’charge, która pasuje też do innych zabawek Fun Factory z systemem magnetycznym.
Zdecydowanie nie jest to zabawka dla początkujących penetratorek czy penetratorów, ani dla tych par, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tylną strefą, bo w przypadku mniej doświadczonych kochanków takie aspekty, jak niemożność utrzymania zabawki na miejscu czy wielkość gadżetu mogą wywoływać raczej frustrację niż zachwyt. Im polecam albo dilda nadające się do uprzęży i powolne budowanie swojego zestawu progresywnego, albo Share XS. Za to doświadczone w peggingu pary zdecydowanie docenią takie aspekty, jak unowocześniony kształt, wyjątkowa giętkość oraz wibracje, pozwalające partnerce czerpać z peggingu podwójną, a nawet potrójną, frajdę. Poza tym również panowie z powodzeniem mogą używać ShareVibe w pojedynkę.
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Winston Churchill
1 kwietnia 2016 at 21:38czytam już od dłuższego czasu to o czym piszesz w związku z peggingiem i cały czas nie wierze że są takie kobiety które mają odwagę przejąć w ten sposób inicjatywę i co lepsze czerpać z tego przyjemność. nie mam już pomysłu jak rozmawiać i zachęcić moją „uległą” ukochaną do takiej formy miłości. masz jakiś pomysł ?
Nat
2 kwietnia 2016 at 09:36Zasiej ziarno, zaproponuj film Eriki Lust „I Pegged My Boyfriend” i… czekaj.
aniss
14 lutego 2016 at 15:19Planujemy z partnerem zakup tej zabawki. Nie jesteśmy co prawda doświadczeni w peggingu, ale mamy za sobą miłą przygodę z duke’m :) Rozochociliśmy się więc trochę i teraz nie możemy się doczekać tego, aż to ja go bzyknę.
Mam jednak pytanie, piszesz tu o uprzęży. Mmmm. Widziałam post z tą polecaną przez Ciebie Amazon Connoisseur Harness, aaaale, czy poleciłabyś jakąś pasującą do ShareVibe dostępną na polskim rynku?
Będę niezmiernie wdzięczna.
aniss
14 lutego 2016 at 19:34Gapa ze mnie. Naszła mnie wlasnie refleksja, ze do tej zabawki dziurka w uprzęży powinna byc dużo niżej niż w typowych pasach do dild.
Nat
15 lutego 2016 at 09:18Wiesz, możesz samodzielnie zrobić uprząż do ShareVibe :) Wystarczy wziąć parę bawełnianych majtek, najlepiej rozmiar mniejszych niż normalnie, żeby były bardzo przylegające, obrączkę (taką, jak do wieszania firan na karniszu) o średnicy odrobinę większej od gadżetu. Na majtkach zaznacz, gdzie powinien znajdować się otwór, przyłóż tam kółko, zaznacz wewnątrz X, natnij materiał po ramionach X-a, zrobią Ci się takie trójkątne „skrzydełka”. Następnie umieść kółko po zewnętrznej stronie, zabezpiecz „skrzydełkami” i zaszyj. Ot, cała filozofia. No i można taką domową uprząż prać w pralce ;)
Pingback:
Pingback:
Rufna
12 listopada 2014 at 12:32Twój teks właciwie był ostatnim elementem, który przekonał mnie do tego, żebym kupiła tą zabawkę. Zatem dzięuję za recencję. Teraz tylko trzeba uzbierać kasę :D