Vush Myth | Wibrator do punktu G | Recenzja

Vush Myth | Wibrator do punktu G | Recenzja

Czy niezwykle fotogeniczny wibrator Vush Myth równie dobrze wypada w akcji, co na zdjęciach?

recenzja opublikowana we współpracy z Lovehoney

Vush to australijska marka, której wibratory cieszą się coraz większą popularnością – nie umknęły więc i mojej uwadze. Towarzyszącym zabawkom przekaz normalizuje przyjemność seksualną i samomiłość poprzez zabawę. Postanowiłam więc sprawdzić słuszność hype’u narosłego wśród akcesoriów Vush.

Celebrytki na wibratory

Vush jest jedną z tych marek, o których zrobiło się naprawdę głośno dzięki lokowaniu jednego z masażerów w teledysku do utworu Up Cardi B. Kilka sekund czasu ekranowego wystarczyło, aby internety zaczęły zastanawiać się, co to za zabawka i… gdzie można ją zdobyć.

Z jednej strony cieszę się, bo ten styl promowania seksualiów normalizuje ich używanie. Z drugiej jednak musimy pamiętać, że w przypadku wielu popularnych osób reklamowanie wibratora najczęściej nie jest tożsame z jego realnym użytkowaniem. Uroczy gadżet erotyczny zazwyczaj pełni tu funkcję rekwizytu, staje się wizualnym symbolem seksualnej otwartości i wyzwolenia – bez skupiania się na tym, czy jego stosowanie wiąże się z autentycznym przeżywaniem przyjemności i czy zabawka jest dobrze skonstruowana.

Zdobyta w ten sposób popularność bez wątpienia wpływa na zwiększenie sprzedaży, natomiast niekoniecznie motywuje markę do ulepszania designu. Jestem przekonana, że część osób, które sięgnęły po gadżet dzięki lokowaniu u influencerki (bo nie czarujmy się – akcesoria erotyczne są najczęściej promowane przez ciskobiety z odpowiednio dużymi zasięgami), przeżyje rozczarowanie. Bo zazwyczaj są to średnie, jeśli nie słabe zabawki, które znacznie lepiej wyglądają na zdjęciach, niż działają na ciało.

Nie ulega więc wątpliwości, że Vush należą się owacje za marketing i branding. A za wykonanie?

Vush Myth – moje doświadczenia

Pierwsze wrażenia

Oprawa wibratorów Vush jest bez wątpienia przemyślana i estetyczna. Myth to jedno z tych fotogenicznych seksualiów, któremu z powodzeniem można cyknąć fotkę, trzymając je jak słuchawkę telefonu. I choć nadmierne skupienie na instagramowości zabawek zamiast na ich funkcjonalności powoduje, że przewracam oczami znacznie więcej, niż powinnam, nie pozostaję obojętna na aspekt estetyczny. Lubię, gdy akcesoria erotyczne mają ładną oprawę, i Vush bez wątpienia ją dostarcza.

Kartonowe opakowanie z plastikowym okienkiem, przez które można podejrzeć wibrator, jest zabezpieczone dwiema plombami higienicznymi. Wewnętrzna tacka składa się z tekstury i dość grubej warstwy gąbki. Pod względem ekologicznym – bez szału. Zabawce towarzyszy ładowarka USB, satynowy woreczek do przechowywania i ulotka.

Myth już na pierwszy rzut oka wygląda na wibrator wręcz idealnie wyprofilowany do stymulacji obszaru G. Wygięty w łuk trzon oraz teksturowana, wyraźnie zaznaczona końcówka zachęcają do erotycznych eksploracji przedniej ściany pochwy. Wibrator jest sztywny i nie stwarza możliwości dokładnego dopasowania do konturów ciała, natomiast warstwy silikonu pokrywające końcówkę są nieco sprężyste.

Wibracje

Nieraz wspominałam, że na co dzień preferuję głębokie wibracje typu rumbly – nieco powolne, ale docierające do wewnętrznych struktur łechtaczki. Bardziej powierzchniowe, szybkie motorki typu buzzy prędzej mnie zirytują, niż doprowadzą do orgazmu. Nie oznacza to bynajmniej, że któryś ze stylów wibracji jest obiektywnie lepszy – wszystko zależy od indywidualnych upodobań. Nie ulega jednak wątpliwości, że drugi typ wibracji, bzyczących buzzy, spotyka się w świecie gadżetów erotycznych znacznie częściej. Ot, komercyjny silniczek do komercyjnych seksualiów.

I właśnie w ten typ motorka wyposażono Myth. Do dyspozycji mamy 10 modułów wibracji (5 stałych i 5 rytmicznych pulsacji) oraz 5 poziomów intensywności. Liczba trybów ani nie powala, ani nie przytłacza. Wystarczy, aby poeksperymentować z różnymi doznaniami.

Vush Myth w działaniu – łechtaczka

Marka Vush promuje Myth jako wibrator do stymulacji łechtaczkowej oraz waginalnej. Nic dziwnego – większość wibratorów do stymulacji wewnętrznej doskonale sprawdzi się do pieszczenia innych stref erogennych: wulwy, sutków, penisa, jąder, przestrzeni między pośladkami… Naprawdę nie musimy używać wibratora zgodnie z przeznaczeniem, tak długo jak nie próbujemy wkładać do anusa czegoś, co nie ma szerokiej podstawy, która uniemożliwi wchłonięcie gadżetu przez odbyt. Od razu podkreślę więc, że Myth nie jest przeznaczony do penetracji analnej.

Zaczęłam więc od pocierania okolicy clitoris, co nie wywarło na mojej łechtaczce większego wrażenia. Delikatne moduły były zbyt subtelne, a wyższe rejestry bzyczących wibratorów powodują u mnie nieprzyjemne łaskotanie. Po kilku próbach zrezygnowałam więc z torturowania łechtaczki na rzecz penetracji.

Stymulacja obszaru G

Muszę przyznać, że podczas stymulacji strefy G było znacznie lepiej. Myth niezwykle łatwo wprowadzić do waginy – końcówka jest wyraźnie zaznaczona, ale jej anatomiczny kształt nie powoduje dyskomfortu. Smukły trzon sprawia zaś, że gadżet nie wypełnia ani nie rozpycha pochwy, zaś jego zakrzywiona forma pozwala wytworzyć przeciwwagę, która pomaga napierać na przednią ścianę pochwy, dostosowując siłę nacisku. W przypadku osób zainteresowanych eksplorowaniem strefy G oraz wytryskiem waginalnym jest to niezwykle ważne.

Muszę przyznać, że teksturowana końcówka Myth idealnie współgra z moim ciałem. Żebrowanie jest wyraźnie odczuwalne i naprawdę robi różnicę. Niezwykle przyjemnie było pocierać nim o strefę G, co w połączeniu z równoczesną stymulacją łechtaczki zakończyło się u mnie naprawdę intensywnym orgazmem. Wibracje wewnątrz? Równie dobrze mogłoby ich nie być. Nie odczułam, aby wzmacniały doznania, więc po kilku minutach po prostu je wyłączyłam i skupiłam się wyłącznie na sile tarcia.

Być może wynika to z faktu, że wibracje rozprowadzają się po całej długości wibratora. Jest to dość częste w przypadku plastikowych, jedynie pokrytych silikonem trzonów. Nawet dla osób nieszczególnie wrażliwych dotykowo dłuższe oddziaływanie wibracji na dłoń bywa nieprzyjemne i mnie również irytowało.

Vush Myth – werdykt

Stanęło na tym, że używam Myth jak dilda – analogowo, bez jakichkolwiek wibracji. Jak na zabawkę za ponad 400 zł to jednak trochę za mało, abym mogła ją polecić bez jakichkolwiek zastrzeżeń.

Design Myth udowadnia jednak, że gadżet nie musi być gigantyczny (wibrator ma 20 cm długości całkowitej i waży nieco ponad 100 g), aby dobrze oddziaływał na strefę G – znacznie ważniejsze jest jego wyprofilowanie i przemyślanie skonstruowana końcówka.

Nie jest to jednak gadżet zupełnie stracony. Wyobrażam sobie, że osoby, które wolą delikatniejszą stymulację lub dla których używanie wibratorów takich marek jak Svakom, Iroha czy akcesoria Lelo wcześniejszych generacji było satysfakcjonujące, zasmakują w stylu stymulacji proponowanym przez Vush. Natomiast osoby, które na co dzień wybierają raczej We-Vibe, Je Joue czy Nomi Tang lub masażery typu wand mogą być rozczarowane.

Vush Myth to w mojej ocenie przegapiona okazja, aby stworzyć wibrator do obszaru G z prawdziwego zdarzenia. Głębsze, docierające do wewnętrznych struktur clitoris wibracje oraz lepsza izolacja, aby bzyczenie nie rozlewało się po całym gadżecie, uczyniłyby go znacznie bardziej orgazmicznym, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że strefa G często potrzebuje mocniejszych doznań. Odnoszę wrażenie, że marka Vush znacząco skorzystałaby na testach prototypów i pracy z feedbackiem osób, które wypróbowałyby gadżet przed uruchomieniem produkcji. Gdy jednak pojawi się nowsza wersja Myth z ulepszonym motorkiem, zapewne dam jej szansę.

Robisz zakupy w Lovehoney? Skorzystaj ze zniżki! Z kodem: PROSEKS otrzymasz 15% rabatu na przyjemności.