Pillow Talk Sassy to z pozoru niczym niewyróżniający się, klasyczny wibrator do obszaru G, który łatwo zignorować, buszując po sklepach z akcesoriami erotycznymi. A ja już po pierwszej sesji samomiłości pytałam go: „Gdzie byłeś całe moje życie?”.
recenzowany gadżet otrzymałam nieodpłatnie bez obowiązku publikacji recenzji
Pillow Talk to marka BMS Factory – kanadyjskiego wielkoskalowego producenta zabawek erotycznych i twórcy mechanizmu wibracji PowerBullet®. Ta z pozoru sucha informacja ma jednak znaczenie, gdy robi się naprawdę mokro. Motorek zaprojektowano tak, aby wibrował mocno, głęboko, a jednocześnie cicho.
Cała kolekcja akcesoriów Pillow Talk utrzymana jest w dość cukierkowej estetyce. W ofercie znalazły się zarówno masażery typu wand, klasyczne wibratory do stymulacji wewnętrznej, jak i kulki waginalne. Sama postanowiłam wypróbować wibrator do punktu G – Sassy.
Pillow Talk Sassy – pierwsze wrażenia
Wbrew staraniom producenta, aby było „jakby luksusowo”, w moim odczuciu Pillow Talk Sassy prezentuje się raczej… tanio. Pikowany uchwyt, panel kontrolny z kryształkiem Swarovskiego i srebrne elementy nie do końca trafiają w mój gust. Domyślam się więc, że wiele osób, które zetknęłyby się z akcesoriami tej marki, nie zwróciłoby uwagi na te raczej niewyróżniające się wibratory. Podejrzliwość mogłaby budzić też dość niska jak na standardy branży cena – najdroższy gadżet Pillow Talk, posuwisty wibrator Feisty, kosztuje nieco ponad 400 zł. Czy za około 250 zł można spodziewać się fajerwerków? Cóż, okazuje się, że tak. O tym jednak za chwilę.
Opakowanie
Opakowanie zabawki to klasyczny kartonik z okienkiem, dodatkowo owinięty w plastik. Dla mnie jest to minus, ponieważ branża erotyczna już dawno zaprzyjaźniła się z plombami higienicznymi, więc foliowanie pudełek z akcesoriami zdarza się coraz rzadziej. Zauważyłam jednak, że u tańszych marek to nadal powszechna praktyka. Sam wibrator tkwi w piankowej obsadce – też niezbyt eko.
W pudełku znajdują się dodatkowo: dwie ulotki (jedna z instrukcją obsługi, druga z prezentacją marki), satynowy woreczek do przechowywania, ładowarka USB oraz mała szczoteczka do czyszczenia. Przyznam, że zachwyciły mnie dwie rzeczy: pierwsza to fakt, że kabel ładowarki ma zawieszkę z nazwą marki i modelem wibratora – dla osób, które posiadają spore kolekcje gadżetów erotycznych, a każdy z nich z dedykowaną ładowarką, to naprawdę spore ułatwienie. Drugą rzeczą jest to, że producent przewidział, że w rowkach zabawki będą gromadziły się zanieczyszczenia, więc przezornie dołączył do wibratora szczoteczkę. Małe rzeczy, a robią różnicę!
Zabawka
Pillow Talk Sassy odlany jest z aksamitnego, bezpiecznego dla ciała silikonu. Piszę „odlany”, ponieważ gadżet nie ma sztywnego trzonu pokrytego silikonem, jest więc giętki. Moje zastrzeżenia budzi jednak widoczne łączenie wzdłuż obydwu boków zabawki – pozostałość po formie. Nie wpływa to w żaden sposób na funkcjonowanie gadżetu, natomiast wizualnie nie wygląda atrakcyjnie.
Sassy to dość gruby wibrator o średnicy około 3,8 cm. Długość jego części wewnętrznej to około 13 cm. Istnieje też jego pomniejszona wersja – Racy o średnicy 2,2 cm i całkowitej długości 12,5 cm. Gadżety marki dostępne są w dwóch pastelowych kolorach: turkusowym i różowym.
Moje doświadczenia z Pillow Talk Sassy
Kiedyś zostałam zapytana o gadżet o wibracjach, które docierają aż do głębi duszy, i ta piękna, oddziałująca na wyobraźnię metafora towarzyszy mi do dziś. Choć takich akcesoriów jest niewiele, z całą pewnością mogę stwierdzić, że Sassy jest jednym z nich.
Kształt
Muszę przyznać, że Sassy jest idealnie wyprofilowany do stymulacji przedniej ściany pochwy i świetnie dopasowuje się do konturów ciała. Masywna końcówka pozwala na precyzyjny masaż obszaru G lub zaczepienie gadżetu o kość łonową, aby pozostał w jednym miejscu. Ręce można wówczas zająć czymś innym.
Zakochałam się też w giętkości Sassy – dzięki temu, że nie ma sztywnego trzonu, można bezboleśnie wiercić się i zmieniać pozycję w czasie użytkowania.
Mam jednak poczucie, że końcówka jest nieco zbyt duża do satysfakcjonującej, bezpośredniej stymulacji łechtaczki. Nadal można ją przyłożyć do wzgórka łonowego czy warg sromowych i w ten sposób pieścić clitoris, natomiast osoby, które lubią krążyć wibratorem wokół łechtaczki, raczej nie będą zadowolone.
Wibracje
Pillow Talk Sassy od najsłabszego trybu wibruje naprawdę głęboko w moim ulubionym, dudniącym stylu, czyli rumbly. Motorek umiejscowiony jest idealnie – w zakrzywionej końcówce. Wibracje skutecznie pobudzają wewnętrzne struktury łechtaczki. Element „power” w PowerBullet jest więc odczuwalny. Najdelikatniejszy, dość powolny tryb doprowadził mnie do orgazmu w 3 minuty, bez jakiejkolwiek dodatkowej stymulacji (no, może wyłączając erotyczną wyobraźnię…). Podkreślam jednak, że każda pochwa jest inna, więc czas, w którym doświadczyłam szczytowania nie jest wyznacznikiem tego, jak zabawki erotyczne mają wpisywać się w czyjąś ekspresję seksualną, ani tym bardziej celem. „Zbyt skuteczne” wibratory naprawdę istnieją i może zdarzyć się, że dla kogoś orgazm przychodzi za szybko.
Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, ile poziomów wibracji ma Sassy. Zabawkę wyposażono jedynie w wibracje stałe o stopniowo zwiększającej się intensywności – bez rytmicznych pulsacji. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób będzie to wadą, w końcu mamy różne preferencje, natomiast sama mam poczucie, że tryby stałe w zupełności wystarczają, aby przeżyć nieziemsko orgazmiczną przygodę.
Sterowanie Pillow Talk Sassy
Sposób sterowania Sassy zdecydowanie igra z przyzwyczajeniami wokół obsługi zabawek erotycznych. Panel kontrolny składa się z jednego guzika – aby go odblokować lub zablokować, trzeba przycisnąć przycisk trzy razy. Aby włączyć zabawkę, należy nacisnąć guzik raz. Aby zwiększyć intensywność stymulacji, trzeba przycisk przytrzymać, aż gadżet osiągnie pożądaną moc. W większości gadżetów jest odwrotnie – włączanie i wyłączanie następuje po dłuższym przytrzymaniu guzika, natomiast tryby zmienia się krótkimi przyciśnięciami.
W moim przypadku niejednokrotnie skutkowało to tym, że zamiast zwiększać moc, po prostu wyłączałam Sassy. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się jednak do tej drobnej niewygody. Intensywność można jedynie zwiększać – gdy wibrator dobije do maksymalnej mocy, pozostaje w tym trybie do momentu wyłączenia zabawki. W przypadku ochoty na delikatniejszą stymulację trzeba więc gadżet wyłączyć i uruchomić ponownie, aby ustawić pożądany tryb.
Porównaj ceny Pillow Talk Sassy – już od 157 zł!
Dla kogo jest Pillow Talk Sassy?
Pillow Talk Sassy to według mnie idealny wibrator dla osób, które uwielbiają stymulację obszaru G i uczucie wypełnienia podczas kontaktu z akcesoriami erotycznymi. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że zasmakują w nim te osoby, które zazwyczaj nie przepadają za stymulacją wewnętrzną, gdy akcesoria wibrują zbyt płytko lub zbyt delikatnie. Jest to też gadżet dla osób z ograniczonym budżetem na przyjemności – Pillow Talk udowadnia, że skuteczne akcesoria nie są zarezerwowane wyłącznie dla progu 500+ zł.
Sassy docenią też osoby, którym zależy na dyskrecji – wibratora nie słychać przez ścianę czy drzwi, ani nawet z drugiego końca pokoju, gdy pomieszczenie wypełniają odgłosy normalnego życia: dźwięki z ulicy wpadające przez uchylone okno, pracujący wentylator, szum liści czy cicha muzyka. To wszystko dzięki technologii PowerBullet, jak i grubej warstwie silikonu, która – podobnie jak ciało – skutecznie tłumi mechaniczny dźwięk motorka.
Z Sassy przeżyłam orgazmy szybkie, ale też powolne i głębokie, szczytowanie wielokrotne i wytrysk waginalny przy bardzo intensywnym użytkowaniu. Doświadczenia z tą zabawką nauczyły mnie, aby nie pomijać tych akcesoriów, które wyglądają odrobinę kiczowato (czy ktoś jeszcze pamięta pierwsze Womanizery?!), bo naprawdę mogą zaskoczyć.
Komentarze zamknięte.
Agnieszka
20 października 2021 at 14:03Mam właśnie ten wibrator i niestety jest dla mnie za duży w obwodzie. Nie jestem dziewicą ale seks z penetracją to dla mnie dawno zapomniane wydarzenie sprzed wielu lat. Czy istnieje jakiś wibrator godny polecenia, który maksymalnie by mnie wypełnił ale nie sprawiał trudności przy włożeniu?
Nx
20 października 2021 at 16:19Świat akcesoriów erotycznych jest na tyle bogaty, że taki wibrator z pewnością gdzieś czeka. Świadomość, że jakaś zabawka jest za duża to cenna lekcja – oznacza, że po prostu potrzebujesz czegoś cieńszego. Marka Pillow Talk ma w swojej ofercie Racy – podobny do Sassy, ale krótszy i cieńszy, może to jakiś trop?
Gdy jakaś zabawka okazuje się za mała, można wypróbować technikę masturbacji polegającą na równoczesnej penetracji pochwy wibratorem i palcem lub dwoma – to zwiększy odczucie wypełnienia. Niestety, ze zbyt dużym gadżetem trudno o podobny seksualny lifehack.