Dwa lata temu zrecenzowałam rynkową nowość – oscylator Zumio (dziś nazywany Zumio X). Byłam wówczas przekonana, że marka poprzestanie na jednym projekcie – w końcu gadżet działał i to całkiem nieźle. Mamy rok 2020, a ja testuję kolejne wersje gadżetu – Zumio S i Zumio E. Ulepszenia na siłę czy konieczny dodatek do oferty?
recenzja opublikowana we współpracy z Zumio
Zumio to jeden z niewielu erotycznych start-upów, które odniosły sukces, dziś mogę stwierdzić to z całą pewnością. Pomimo początkowych wpadek związanych z opowieścią, jaką snuła o sobie marka, nie był to kolejny przypadek niespełnionych obietnic. Produkt sprawdzał się od początku, tylko jego otoczka była do modyfikacji.
Otoczka się zmieniła (marka nie pisze już o zmęczonych życiem matkach, którym brakuje czasu na satysfakcjonującą masturbację), a do kolekcji doszły nowe produkty, bazujące na tym samym mechanizmie.
Rotacje, nie wibracje

W przypadku Zumio mamy do czynienia nie z wibratorem, a oscylatorem. Oznacza to, że końcówka gadżetu kręci się i tym właśnie ruchem oddziałuje na ciało. Jest to nie tylko stymulacja dużo bardziej precyzyjna, niż w przypadku klasycznych wibratorów, ale też znacznie intensywniejsza. Zauważyłam, że część sprzedawców nazywa Zumio „wibratorem”, dlatego tym mocniej podkreślam, że zabawka nie wibruje.
Końcówka gadżetu krąży wokół łechtaczki, stymulując nie tylko jej żołądź, ale też docierając do wewnętrznej struktury. Jest to jeden z tych mechanizmów, które naprawdę wywołują orgazm w imponująco krótkim czasie (nawet w kilkadziesiąt sekund). I choć zazwyczaj o tego typu zabawkach mówi się i słyszy dużo, odnoszę wrażenie, że Zumio przydałoby się nieco więcej miłości, bo nadal jest to bardzo niedoceniany gadżet.
Zumio S i Zumio E – cechy wspólne
Zanim skupię się na modelach Zumio S i Zumio E, chciałabym zwrócić uwagę na cechy wspólne wszystkich egzemplarzy.
Branding i opakowanie
Każdy model Zumio zapakowany jest w ten sam sposób – kartonowa osłonka z wizerunkiem zabawki (plus za brak folii i użycie jedynie małych plomb higienicznych) skrywa sztywne tekturowe pudełko, w którym umieszczony jest gadżet. Gąbczastą plastikową osłonkę zabezpieczającą zabawkę zastąpiono obsadką z masy papierowej. Kolejne punkty za zmniejszenie ilości plastiku! Pod nią znajduje się instrukcja obsługi i kabel do ładowania.

Nowością jest plastikowa osłonka w kolorze gadżetu, która zabezpiecza panel kontrolny i końcówkę stymulującą – wygodne rozwiązanie, w szczególności dla osób, które przechowują gadżety w szufladach z pierdołami lub lubią zabierać gadżety erotyczne na wyjazdy.
Cena
Wszystkie modele Zumio kosztują dokładnie tyle samo. Często zdarza się, że wraz z kolejnymi modelami i ulepszeniami, martki podnoszą ceny gadżetów. Marka Zumio nie tylko te ceny wyrównała, ale też obniżyła.
Pierwsza wersja zabawki kosztowała ok. 620 zł – w 2018 roku! Obecnie Zumio S, E i X kosztują ok. 430 zł, a obecnie na stronie producenta są objęte dodatkowym rabatem, co obniża cenę do ok. 370 zł.
Sterowanie
Panel kontrolny Zumio pozostał taki sam – obejmuje przycisk włączania i strukturę w kształcie ósemki, która pozwala zwiększać lub zmniejszać intensywność stymulacji. Każdy model ma 8 poziomów intensywności.
Dodatkowym zabezpieczeniem (oprócz wcześniej wspomnianej osłonki, chroniącej przed uszkodzeniami mechanicznymi) jest funkcja blokowania panelu konrolnego, czyli travel lock. Dzięki niej gadżet nie włączy się w niepożądanym momencie.
Zumio S

Zumio S było drugą wersją gadżetu, zaprojektowaną przez markę z myślą o osobach, dla których oryginalny model był za mocny. Choć mechanizm wewnętrzny pozostał ten sam, w S skrócono oscylującą końcówkę i dodano bufor w postaci silikonowej nakładki. Końcówka zatacza więc znacznie mniejsze kręgi wokół łechtaczki, dzięki czemu – przynajmniej w moim przypadku – delikatnie ją trąca.
Stymulacja odczuwana jest więc jako subtelniejsza, znacznie mniej „inwazyjna” niż w przypadku Zumio X. Może to niecodzienna decyzja, aby zamiast zwiększać moc jakiegoś gadżetu, obniżyć ją, ale tu zdecydowanie ma to sens. Marka wysłuchała osób, które nie mogły znieść oryginalnego Zumio nawet na najniższych obrotach, czyniąc tym samym ogromny ukłon w ich stronę.
Dla mnie zaowocowało to tym, że mogę pozwolić sobie na znacznie dłuższą sesję przyjemności, bo gadżet nie wymusza orgazmu zbyt szybko. To sprawia, że wolniej buduję podniecenie i mam większą sprawczość, jeżeli chodzi o doświadczenie orgazmu. Dzięki tej delikatności również znacznie łatwiej i bezpieczniej jest użwać Zumio S we dwójkę.
Bardzo odpowiada mi też miękkość końcówki Zumio S – to miła odmiana względem sztywnej i twardej SpiroTip™ z oryginalnego modelu. Choć samo oscylowanie nie ma tej samej głębi, co w przypadku pierwszego Zumio X, nadal uważam możliwość wydłużenia czasu zabawy za ogromną zaletę.
Zumio E

Zumio E jest najnowszym dodatkiem do rodziny Zumio, najintensywniejszym z całej paczki. Dodatkowo, jego twarda, lekko zakrzywiona końcówka porusza się nie po okręgu, a po elipsie, co ma zapewniać różne doznania, w zależności od umiejscowienia zabawki.
Końcówka modelu E jest najmniejsza, a przez to najbardziej „dźgająca” wśród wszystkich Zumio. W połączeniu z dość małym wychyleniem i eliptycznym ruchem, gadżet zawsze trafia na łechtaczkę, co nie jest zbyt przyjemnym doznaniem.
Przyznaję, że nie jestem w stanie używać Zumio E, kiedy ma bezpośredni kontakt z clitoris. Ta intensywność jest po prostu nie do udźwignięcia. Co innego stymulacja przez jakąś barierę – ciało (wzgórek łonowy, wargi sromowe) czy bieliznę lub ubranie. Wówczas wciąż doświadczam głębi stymulacji, ale nie jestem przytłoczona mocą tego modelu.
Domyślam się, że są osoby, dla których Zumio X nie miało wystarczającego przytupu, a delikatne Zumio S to jakiś żart, bo po prostu potrzebują więcej. Niestety, nie jestem jedną z nich. Jeżeli jednak ktoś lubi bezpośrednią, mocną stymulackę clitoris, taką niemalże do pułapu wymuszonego orgazmu, to E może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Zumio S, E czy X – który wybrać?
Przyznam szczerze, że początkowo myślałam, że kolejne wersje Zumio to po prostu przejaw ulepszania na siłę. Po kilku tygodniach z tymi gadżetami dostrzegam jednak, że modyfikacje oryginalnego modelu były naprawdę potrzebne – dzięki nim marka otworzyła się na nowe grupy kupujących, dla których być może oryginalny model był zbyt intensywny lub… zbyt słaby.
Podtrzymuję jednak swoje zdanie, że Zumio zdecydowanie nie jest zabawką „na próbę”. To gadżet dla osób, które mają już jakąś wiedzę na temat swojego ciała i preferowanej stymulacji. Uważam, że jest to kwestia warta podkreślenia, bo wiele osób wciąż żywi przekonanie, że im mocniejsza zabawka erotyczna, tym lepsza. Otrzymałam już wiadomości od osób, które kupiły ten gadżet po mojej pierwszej recenzji i… nie są w stanie go używać. Zumio jest mocne – nawet stosowane przez wzgórek łonowy czy zaciśnięte wargi sromowe i jest to moc, od której nie ma ucieczki.
Warto więc realistycznie podejść do własnych preferencji i przyjrzeć się swoim oczekiwaniom, aby wybrać odpowiedni model gadżetu. Bo według mnie naprawdę nie ma powodu, aby jedna osoba decydowała się na zakup wszystkich modeli Zumio, które pomimo pewnych różnic nadal są do siebie całkiem podobne…
Komentarze zamknięte.
Pingback:
gara
18 listopada 2020 at 08:53Dziękuję za ekspresową odpowiedź. System Jo już zamówiony :). Uberlube jak dla mnie świetny do klasycznego sexu, do zabaw „backdoor” u nas się nie sprawdził (bardzo aksamitny, za mało gęsty, za mało poślizgu).
Nx
18 listopada 2020 at 12:09Tak, zdecydowanie do zabaw analnych potrzeba czegoś dedykowanego, co się zbyt szybko nie wchłania. Mam nadzieję, że System Jo się sprawdzi :)
gara
16 listopada 2020 at 14:57Dzień dobry.
Bloga śledzę od kilku lat. Jak zwykle fajny artykuł. Najczęściej czytam artykuły dotyczące testowania przez Panią produktów wszelakich. W związku z poszukiwaniem idealnego dla mnie lubryfikantu ( korzystałam z durex, just gilde, uberlube i innych z apteki) którego do tej pory nie znalzłam (albo dziwny zapach, kiepski skład lub krótkotrwały lub niewystarczający poślizg=otarcia), może podzieliła by się Pani w artykule lub serii artykułów na temat ulubionych i według Pani najlepszych lubryfikantów używanych lub testowanych przez Panią. Ja poszukuję wodnego żelu, z przyjaznym dla zdrowia składem, używanego do seksu analnego, zabawek. Czy może Pani podrzucić jakieś swoje ulubione żele które spełniają w/w kryteria?
Nx
16 listopada 2020 at 17:13Mój ulubiony lubrykant to Uberlube, który jest silikonowy. Z żeli wodnych mogę zdecydowanie polecić produkty System Jo: Naturalove i Agape, a do zabaw analnych H2O Anal Original (który może z powodzeniem być używany również do genitaliów). Warte uwagi są też kosmetyki Pjur: Pjurmed Sensitive, Vegan lub Backdoor (do zabaw analnych).
Chciałabym jednak zaznaczyć, że jak w przypadku każdego innego kosmetyku, nie ma uniwersalnie dobrych, najlepszych lubrykantów. Będą jedynie te, które najlepiej sprawdzają się u danej osoby, w oparciu o jej skórę i indywidualne potrzeby. Coś, co doskonale współpracuje z czyimś ciałem, może okazać się niewypałem u kogoś innego.
Niestety, nie przewiduję publikacji recenzji poświęconych jedynie lubrykantom.