Prace ręczne – kolejna aktywność, zaraz po palcówce, którą radośnie porzucamy na rzecz innych, bardziej „dorosłych” form ekspresji seksualnej.
Dawno, dawno temu, dla niektórych z nas, kobiet, prace ręczne były formą ochrony przed niechcianą ciążą – sposobem na manipulowanie ejakulatem tak, by znalazł się jak najdalej od pola rażenia waginy. Dla innych – metodą na zachowanie tego „fizycznego” dziewictwa przy jednoczesnej bliskości fizycznej z pierwszymi poważnymi chłopakami. Dla większości? Nauką z cyklu „co może mały człowiek członek?”. Spoiler alret: szybko okazywało się, że rośnie, a na dodatek pluje. Dotykając, poznawałyśmy to nowe i nieznane narzędzie.
A potem, oczywiście, odkryłyśmy „prawdziwy” seks.
Ostatnio robię się sentymentalna i coraz częściej dodaję do swojego seksualnego menu te niedoceniane akty seksualne z przeszłości. Być może dorosłość zaczyna się wtedy, kiedy zaczynamy rozumieć, że przyjemność nie polega wyłącznie na penetracji?
Wszystko rozbija się o entuzjazm
„Na początku może jest przyjemnie, ale z czasem robi się zbyt mechanicznie”, „Bez sensu angażować się w coś, co facet może zrobić sobie sam”, „Nuda, panie, nic się nie dzieje…” – to opinie osób, u których wizja prac ręcznych wywołuje reakcję Meh… Pracom ręcznym przypięliśmy bowiem gębę aktywności na „kiedy chłopu się chce, a babie nie za bardzo” (cytat pochodzi od mojej koleżanki z liceum i jest autentyczną mądrością z boiska*). W końcu baby obowiązkiem jest potrzeby chłopa zaspokajać, bo mu ręce ujebało rączki do dupki przyrosły, hej! Gdzie tu miejsce na chęć bycia blisko?
Sekretem udanych prac ręcznych nie jest jednak technika, a zaangażowanie i entuzjazm. Bo jeżeli ręką wykonuję ruchy w górę i w dół, i na odkręcanie słoika, a drugą trzymam telefon i rozmawiam z matką rodzicielką, albo palę papierosa, ogólnie – wyglądam na znudzoną, to chyba coś jest nie tak. I obiekt tych działań też wydaje się zblazowany. Ale to też wina kobiecych magazynów. Ucząc technik seksualnych, skupiają się na technikach właśnie, a nie na rozbudzaniu zaciekawienia, proponowaniu alternatywnych scenariuszy. Przecież od dawna wiemy, że mamy bawić się jądrami, krzesać ogień, chwytać pewnie i zmieniać tempo. Przypominają nam o tym mniej-więcej co trzy numery. Dlaczego robi się nudno? Bo jest mechanicznie.
Za co sama lubię prace ręczne?
Wbrew pozorom jest to bardzo intymny akt. Sprzyja voyeurystycznym zapędom, bo pozwala obserwować partnera przechodzącego przez wszystkie stadia – od podniecenia aż po orgazm. To również akt sprzyjający kobiecej dominacji chyba bardziej niż fellatio, bo nie dość, że mamy nad partnerem pełną kontrolę, to korzystając z wolnych ust i języka, możemy mu wydawać polecenia. Pieprzu dodaje fakt, że partner może być nagi, podczas gdy kobieta pozostaje całkowicie ubrana.
Lubię w nich też to, że można partnera o nieco submisywnych zapędach „torturować”, na przykład zabraniając mu dotykania siebie lub partnerki, albo zakazać mu zmieniania pozycji.
I chyba nie muszę wspominać, że prace ręczne to doskonały sposób na radzenie sobie ze zbyt dużym lub zbyt małym członkiem – co też się zdarza, pielęgnowanie intymności w okresie połogu lub podczas miesiączki, gdy dla partnerki współżycie to zbyt duży dyskomfort, a mimo wszystko ma chęć na gorącą akcję.
Każdemu, kto chciałby na nowo odkryć urok prac ręcznych mogę na przykład polecić danie sobie tygodniowego bana na „tradycyjny” seks. W końcu tego, co zakazane, chce się jeszcze bardziej. Cała zabawa polega na tym, że inne formy pieszczot – wzajemna lub wspólna masturbacja, seks oralny, masaże ze „szczęśliwym zakończeniem” – nadal są dozwolone.
Prace ręczne inaczej
Oczywiście, możesz korzystać z rad z popularnych magazynów, w końcu rozchodzi się o to, co w ostatecznym rachunku działa na wasze ciała. Ale możesz też spróbować kilku moich ulubionych sztuczek.
Najważniejsze – rozgrzewka. Choć pieszczenie genitaliów dłonią to częsty manewr podczas gry wstępnej, kiedy same prace ręczne stają się głównym aktem, też wymagają swojego preludium. Niech będą to namiętne pocałunki, wspólne oglądanie filmu dla dorosłych, sensualny masaż, striptiz. Cokolwiek, co pobudza was do erotycznego działania. Możesz też zainicjować prace ręczne wtedy, kiedy partner zajęty jest czymś innym – gotowaniem, myciem naczyń, buszowaniem po internecie. A co tam, niech wykipi!
Sama, choć nie chodzę na bale, kupiłam długie satynowe rękawiczki. Działają cuda, gdy dotkniesz penisa partnera dłonią w rękawiczce, gdy ten ma zawiązane oczy. Partner, nie penis. Miłośnicy tworzyw takich, jak lateks, guma czy skóra mogą spróbować wersji ze swoim ulubionym materiałem. Pamiętaj jednak, że w szczególności lateks i guma „łapią” skórę, więc będą wymagały użycia odpowiedniego lubrykantu.
Skoro już o nawilżeniu mowa – nigdy o nim nie zapominaj. Ślina może okazać się niewystarczająca, bo nie dość, że szybko wysycha, to i zdolność do jej produkowania bywa bardzo ograniczona i zwyczajnie można nie nadążyć. Jeżeli podczas zabawy nie planujesz używać prezerwatyw czy gadżetów erotycznych, z powodzeniem możesz sięgnąć po dowolny lubrykant – wodny, silikonowy czy olejowy. Dobry żel poślizgowy sprawdzi się zwłaszcza, gdy planujesz ostrzejszą zabawę. Zbyt gwałtowne odciąganie napletka na sucho może wiązać się dla mężczyzny z bólem.
Spróbuj też triku z palcem w tyłku lub jednoczesnym masażem prostaty partnera (hej, przyjemne z pożytecznym w jednym!). Intensywny i przedłużony orgazm gwarantowany, najważniejsze, by było odpowiednio ślisko. Masz długie paznokcie? Sięgnij po rękawiczkę z końcówkami palców wypełnionymi watą. Wówczas nie zrobisz partnerowi krzywdy.
Jedną sesję zarezerwuj wyłącznie na pieszczenie wędzidełka, z dużą ilością lubrykatu i tak, jakbyś klikała myszką. Wtedy przekonasz się, czy ejakulacja bez dotykania trzonu penisa jest w ogóle możliwa. Spoiler: jest.
Twoim sprzymierzeńcem będą też zabawki. Choć sięgnięcie po Tenga Egg – gadżet wprost stworzony do prac ręcznych, wydaje się naturalnym wyborem, niech moje doświadczenie z przebiciem jajka na wylot po pierwszych kilku ruchach będzie dla ciebie przestrogą. Masturbatory Tengi są tanie, ale są jednorazowe. Dużo bardziej polecam ich kolumny, które są wielorazowego użytku. Jeżeli w swojej kolekcji posiadasz wibrator pocisk, możesz masować nim wędzidełko penisa lub bardzo wrażliwe perineum (wgłębienie pomiędzy moszną a odbytem).
A gdyby tak pozwolić sobie na wielki finisz w nietypowych miejscach? Piersi, twarz, wagina – to już było. Co powiesz na stopy, włosy, obojczyk?
I na zakończenie: jeśli lubisz ryzykować i kręcą cię sytuacje i miejsca potencjalnie niebezpieczne, na przykład takie, w których ktoś może was nakryć, spróbuj prac ręcznych przez ubranie lub w formie delikatnych, niemalże niezauważalnych ruchów. Partner też będzie musiał ograniczyć swoje reakcje do minimum. Możecie równie dobrze zaaranżować grę, w której umawiacie się, że musicie być bardzo, bardzo cicho, albo pospieszyć się, bo oczekujecie gości.
Podsumowując
Nie ma „lepszych” i „gorszych” aktów seksualnych, o ile sprawiają frajdę obydwu zaangażowanym stronom i realizowane są z entuzjazmem. Czasami wystarczy odkurzyć te zapomniane aktywności i w skupieniu odkryć je na nowo. W końcu prace ręczne też są fajne. Niech od dzisiaj w twoim seksualnym repertuarze obok seksu waginalnego, oralnego czy analnego zagości… seks manualny.
* Ale wtedy mówiło się raczej o zwaleniu komuś konia. Język seksualności taki bogaty. Młodzież w najlepszym liceum taka wykształcona. Kwiat narodu taki dojrzały, sól ziemi, tej ziemi, taka słona. Wow.
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Pingback:
Pingback:
Alice
10 lipca 2015 at 03:14W moim wypadku i przy takiej wrażliwości, zawsze się sprawdzają, nie tylko jako gra wstępna. Dziwię się, że jednak ludzie zapominają ile frajdy może dać taka zabawa
L.
19 czerwca 2015 at 17:08Czasem aż się dziwię, że życie seksualne niektórych ludzi to po prostu penetracja. Jest tyyyyyyle możliwości! Z partnerem zawsze staramy się urozmaicać naszą łóżkową relację, co bardzo polecam. Jakiś czas temu zrobiliśmy sobie taki „tydzień bez seksu”, tylko że zamiast seksu manualnego bawiliśmy się co noc w 69. Dobrze jest czasem zrobić sobie przerwę od rutyny.
Nat
19 czerwca 2015 at 17:21Niektórym ktoś po prostu nie powiedział, że można inaczej. A tydzień z 69 – super!
ErotycznaKuchnia
19 czerwca 2015 at 19:48Możliwości jest duuuuużo, ale w związkach bywa jak w Rejsie. Parafrazując – w każdym związku jest taka sytuacja, że ktoś rozmowę o seksie musi zacząć pierwszy. A nie zawsze są chętni ;)
Na szczęście coraz częściej chętni się objawiają :)