Kiedy z rynku znika marka produkująca gadżety erotyczne, łatwo założyć, że zabawki przez nią oferowane musiały być kiepskie. W przeciwnym razie producent inwestowałby w rozwój, nowe kolekcje, byłoby o nim głośno. Zamknięcie L’Amourose przeczy temu stereotypowi.
Moją reakcją na tę wiadomość było… zaopatrzenie się w kilka najbardziej zachwalanych wibratorów tej marki: Prism V, Prism VII (recenzja), Rosę Rouge i Denię Rouge. Jasne, nie zrobiłam tego od razu, tylko na przestrzeni kilku miesięcy polowałam na cenowe okazje, wiedząc, że różni sprzedawcy będą pozbywać się towaru wycofywanej marki. Bo L’Amourose poza środowiskiem gadżetowym była mało rozpoznawalną marką premium, być może nawet trochę za drogą jak na polski rynek. Czy to ceny oferowanych gadżetów i brak marketingu na miarę np. Lelo przesądziły o jej kryzysie? Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, a nie znam oficjalnego stanowiska firmy w tej sprawie. Denię akurat złapałam na zeszłorocznych targach Venus w Berlinie.
Dlaczego więc zdecydowałam się na publikację tej recenzji właśnie teraz? Dlatego, że osoby zainteresowane kupnem tego gadżetu nadal będą miały szansę go zdobyć, na dodatek ze sporą zniżką względem ceny wyjściowej. A warto!
Nietypowy rabbit
Denia to nietypowy wibrator-królik z częścią służącą do stymulacji wewnętrznej i wypustką do łechtaczkowej. Co odróżnia go od klasycznych rabbitów, to brak jakiegokolwiek uchwytu, który zastąpiła spłaszczona podstawa, co z pewnością docenią osoby, dla których panel kontrolny w klasycznych rabbitach jest niewygodny w użyciu. L’Amourose zdecydował się też na rozwiązanie „flex and shift”, czyli po prostu giętkość i ruchomość obydwu ramion (nie są one sztywno przytwierdzone do podstawy), dzięki czemu z łatwością można dopasować wibrator do ciała. W efekcie część wewnętrzna o długości ok. 15 cm idealnie zahacza się o kość łonową i precyzyjnie trafia w obszar G, podczas gdy element łechtaczkowy jest na tyle długi i giętki, aby dopasować się do wulwy.
Dzięki rozwiązaniu „flex and shift” i nietypowemu kształtowi Denia umożliwia takie techniki masturbacji, które z klasycznym królikiem wypadają średnio. Na przykład używanie gadżetu na stojąco ze ściśniętymi udami przy jednoczesnym poruszaniu biodrami. Albo w pozycji siedzącej na gadżecie. Albo w ogóle bez użycia rąk. Albo łażąc po mieszkaniu. Albo analnie, nawet tyłem do przodu, kiedy mniejsze ramię płytko penetruje odbyt, a część główna dosięga łechtaczki. Możliwości użycia jest naprawdę bardzo dużo, jeżeli kreatywnie podejdzie się do tej zabawki. Są z nią możliwe takie ułożenia, które uśmierciłyby gadżet mniej giętki i przestawny.
Bardzo. Mocne. Wibracje.
Denia ma 9 modułów wibracji i 12 poziomów intensywności. Motorki w obydwu częściach oferują naprawdę głębokie wibracje – takie, które z powodzeniem potrafią stymulować clitoris od środka, kiedy całkowicie wyłączy się część łechtaczkową. Dzięki tej mocy praktycznie całe krocze jest bardzo skutecznie dopieszczone, bo wibracje osadzają się nie tylko na strefie G i łechtaczce, ale również przenoszą się na perineum, a przy odpowiednim ułożeniu ciała nawet na anus.
Kształt gadżetu w połączeniu z mocą skutkuje u mnie doświadczaniem orgazmów wielokrotnych. Lubię bawić się czasem w przypadku kolejnych orgazmicznych fal, po każdym szczytowaniu obniżając intensywność wibrowania o jeden stopień. Dzięki temu czas między kolejnymi orgazmami wydłuża się, co sprawia, że przyjemność trwa i trwa. Gdy wibracje części łechtaczkowej stają się trudne do zniesienia przy kolejnym szczytowaniu, po prostu odsuwam ją tak, aby nie dotykała bezpośrednio clitoris i skupiam się wyłącznie na elemencie wewnętrznym (czego nie mogę zrobić np. z Hugo od Lelo, który jest masażerem sztywnym, a którego używam w bardzo podobny sposób).
Funkcja podgrzewania
Denia Rouge została zaprojektowana tak, aby w minutę nagrzewać się do ok. 40 stopni Celsjusza. W rzeczywistości zajmuje to kilka minut. I nie powiem, jest to przyjemne, bo kilka stopni więcej niż temperatura ciała może podkręcić doznania, co wiedzą osoby, które lubią zabawy temperaturą. Albo kontrast temperatur, kiedy na zewnątrz jest zimno, a w środku (dosłownie) gorąco.
Czy jest to funkcja niezbędna? Oczywiście, że nie. Na ten wariant Denii zdecydowałam się głównie ze względu na… kolor. Nie czułabym się specjalnie stratna, gdyby wibrator nie był podgrzewany, bo cała feeria doznań, których już mi dostarcza, w zupełności mnie satysfakcjonuje.
Bateria i ładowanie
Chyba żaden gadżet w mojej kolekcji nie trzyma baterii tak długo, jak Denia. W przypadku tego wibratora ok. 1,5-2 godzin ładowania wystarcza na 2 godziny nieprzerwanej zabawy. Co najlepsze, pomiędzy kolejnymi użyciami zabawki mogą minąć nawet 3 miesiące, a gadżet nadal śmiga po włączeniu.
Denię ładuje się przy pomocy magnetycznej podstawy podpinanej do USB. Podczas ładowania nie ma problemów z punktami styku, bo baza jest tak wyprofilowana, że dzięki wgłębieniu trzyma gadżet w pozycji pionowej. Jeżel ktoś lubi trzymać gadżety na wierzchu, to z pewnością doceni „gablotkowy” urok Denii.
Czy L’Amourose Denia ma jakieś wady?
Denia Rouge nie jest wibratorem idealnym. Choć została zaprojektowana tak, aby dopasowywać się praktycznie do każdego ciała, jest jedna rzecz, która w tym designie ssie – panel kontrolny. Został on umieszczony z boku podstawy i jest na tyle dyskretny, że… prawie niewidoczny i niewyczuwalny. Oznacza to, że podczas pierwszych kilku-kilkunastu sesji trzeba się go po prostu nauczyć. Dla osób, które mają problemy z rękami i czuciem, ten panel może okazać się nieco frustrujący.
Co jeszcze nie podoba mi się w panelu kontrolnym to sam schemat sterowania trybami wibracji. Środkowy przycisk (przypominający ziarenko kawy) służy do przeklikiwania pomiędzy kolejnymi modułami. Sęk w tym, że nie da się wrócić do poprzedniego, tylko trzeba przejść przez cały cykl, co przy 9 zaprogramowanych trybach może być nieco frustrujące.
Również funkcja podgrzewania mogłaby być opcjonalna, a nie jest, bo nie da się jej po prostu wyłączyć. Denia nagrzewa się i już, czy tego chcę, czy nie. Z tego powodu w ogóle nie sięgałam po tę zabawkę latem. Nie dość, że było gorąco wszędzie, to jeszcze miałabym mieć gorąc w cipce? Nie, dziękuję.
Czy warto?
Według mnie tak, bo Denia (nie tylko Rouge) to naprawdę dobry wibrator, który wciąż można znaleźć w bardzo przystępnej cenie. Obecnie na likwidacji marki można nawet skorzystać podwójnie, bo nie dość, że gadżety L’Amourose są tańsze, to kupując je przez Amazon, otrzymuje się gwarancję dłuższą niz oferował producent (2 lata zamiast 1,5 roku). Na tę chwilę najtańszą wiśniową Denię bez funkcji podgrzewania znalazłam za ok. 84 euro.
Dodatkowo zarówno L’Amourose Denia przychodzi naprawdę pięknie zapakowana w luksusowe czarne pudełko (czego ja nie doświadczyłam, bo mam tester z wystawy – akurat i Denia, i Prism VII były wyprzedane, a nie przeszkadzał mi fakt, że zabawki są z ekspozycji), które dodaje jej 10 punktów do ekskluzywności prezentacji.
Być może dla niektórych z was gwiazdka w tym roku nastanie wcześniej?
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Pingback:
Pingback: