Czy dziś, gdy praktycznie wszystko można zamówić online z dostawą do domu, stacjonarne salony erotyczne mają jeszcze rację bytu? Jak najbardziej! Już wyjaśniam, dlaczego.
konkurs organizowany jest we współpracy z Secret Place
Pamiętam, jak na początku pandemii obudziła się we mnie tęsknota za sex shopami. W obliczu pikującego w dół libido, to sex shop stał się symbolem mojej normalności. Obietnicą, że może będzie lepiej.
Salony erotyczne to moje „place zabaw” – miejsca, które odwiedzam, aby poznawać nieznane wcześniej marki, pomacać rynkowe nowości, poprzymierzać zmysłową bieliznę czy wziąć udział w ciekawym wydarzeniu.
Butiki stacjonarne pełnią ważne funkcje, o których na co dzień nie myślimy. Z tego właśnie powodu uważam, że naprawdę warto wspierać ich działalność.

Dlaczego warto odwiedzać stacjonarne salony erotyczne?
Gadżety są dostępne od ręki
Kupowanie gadżetów erotycznych i wyszukiwanie ofert online może jest wygodne, ale to do butiku stacjonarnego można przyjść na zmysłową zakupową randkę czy wpaść po dildo, którego pragnie się teraz-już-natychmiast.
Przeglądanie akcesoriów na żywo pozwala zweryfikować wiele wyobrażeń na temat upatrzonych zabawek – mając do dyspozycji testery można sprawdzić moc wibracji, realną wielkość i ciężar, łatwość sterowania, a także kompatybilność lubrykantu lub innego kosmetyku erotycznego z ciałem. Tych aspektów nie da się ocenić na podstawie zdjęcia, opisu czy nawet najbardziej szczegółowych recenzji.
Normalizują przyjemność
Odnoszę wrażenie, że czasy, upychania sex shopów w bocznych alejkach, podwórzach kamienic czy ciasnych suterenach kończą się bezpowrotnie. Choć sama wspominam je z pewną nostalgią (wiele osób zapewne w takich miejscach kupowało swoje pierwsze wibratory), cieszę się, że salony erotyczne, jak warszawski czy poznański Secret Place (zajrzyj do środka!), znajdują się przy głównych arteriach miast. Udowadniają tym samym, że seks i chęć czerpania z niego satysfakcji nie są czymś wstydliwym.
Wizyta w salonie erotycznym może zadziałać bardzo wzmacniająco. Wielu ludzi przychodzi do stacjonarnych sex shopów, aby poczuć się normalnie ze swoimi żądzami, zainspirować się, otworzyć na seksualną rozkosz. Butiki stacjonarne często są też przestrzeniami edukacji, gdzie organizowane są warsztaty czy imprezy tematyczne.

Nie wszyscy są w stanie kupować online
Stacjonarne salony erotyczne odwiedzane są też przez ludzi, którzy z różnych powodów nie decydują się na zakupy online. To tu osoby starsze, które może nie posiadają komputera, ale mają apetyt na seks, przyjdą po pierwszy i kolejny wibrator.
Z opcji zakupów stacjonarnych skorzysta też ktoś, kto nie może pozwolić sobie na dostarczenie nawet najbardziej dyskretnej przesyłki do domu. Albo chce zrobić bliskiej osobie zmysłową niespodziankę…
Nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem
Ogromną zaletą stacjonarnych butików erotycznych jest też obsługa i profesjonalne doradztwo. Kontakt z osobą, która w sposób kompetentny oprowadzi kupujących po świecie zabawek, wysłucha ich potrzeb i pomoże dobrać odpowiednie akcesoria jest nie do przecenienia.
W sex shopach bardzo często pracują ludzie, dla których gadżety erotyczne i edukacja seksualna są prawdziwą pasją. Dzięki niej łatwo im nawiązywać relacje z kupującymi i odpowiadać nawet na najbardziej osobliwe pytania dotyczące zabawek.

Są wymierającym gatunkiem
Przyjmuje się, że obecnie 90% akcesoriów erotycznych jest kupowanych online. Z tego powodu większość sklepów stacjonarnych prowadzi sprzedaż w modelu hybrydowym, jak robi to Secret Place, który wykorzystał ostatnie miesiące, aby odświeżyć wirynę internetową i tchnąć nowe życie w blog.
Trzeba przyznać, że na mapie pozostało niewiele stacjonarnych, sekspozytywnych sex shopów z prawdziwego zdarzenia, takich, do których wraca się z przyjemnością. Dlatego cieszę się, że salony erotyczne Secret Place przetrwały czas pandemii.
Jak pandemia zmieniła salony erotyczne?
Nie da się ukryć, że pandemia uderzyła nie tylko w mój osobisty seks, bo globalny kryzys zdrowia znacząco wpłynął też na funkcjonowanie branży erotycznej. Sama z niemałym żalem wykreślałam z kalendarza zaplanowane warsztaty, imprezy czy wyjazdy na targi.
Kiedy przechodziłam przed witrynami pobliskich sex shopów, ze smutkiem spoglądałam do ciemnych, pustych wnętrz. Zastanawiałam się, jak radzą sobie ludzie, którzy zdecydowali się zaopatrzać lokalną społeczność w zabawki erotyczne.
Postanowiłam zapytać o to Marcina Fröhlicha z Secret Place.
Jak można się domyślać, pandemia źle wpłynęła na nastroje w salonach, ale postanowiliśmy szybko podjąć działania, które przeniosłyby ruch ze sklepów stacjonarnych do sklepu internetowego. Udało się nam to zrobić dość dobrze i w czasie, gdy brakowało nam gości w salonach stacjonarnych, zaczęliśmy odnotowywać zwiększony ruch w sklepie internetowym. – powiedział.
Szybko też wdrożyliśmy procedury bezpieczeństwa, skróciliśmy czas otwarcia salonów i podzieliliśmy zespoły na dwie niestykające się ze sobą grupy, by uniknąć poziomego zakażenia. Tak przeżyliśmy marzec i kwiecień. Dobrze, że to już mamy za sobą. Zmieniło się to, że odwiedzający nasze salony są proszeni o zakładanie maseczki na nos i usta i dezynfekcje rąk.
Niestety, nie każdy chce się temu podporządkować. To bardzo nas dziwi i martwi. Konsumenci jakby zapominają, że w salonach pracują ludzie, którzy także mają swoje rodziny, dzieci. Nie możemy w tym zakresie odpuścić i pozwolić na nonszalancje w traktowaniu przepisów. – dodał.

Nie ukrywam, że zastanawiało mnie, po jakie akcesoria w obliczu lockdownu czy przymusowej rozłąki sięgali kupujący.
W okresie pandemicznym, choć w zasadzie zawsze, popularne były gadżety od Lovense, Lush i Hush [idealne do seksu na odległość – przyp. autorki], oraz od Lelo – Sona, Luna i Hugo. Do nich nich często dobierano zmysłowe zapachy od Bijoux Indiscrets. Równie dużą popularnością cieszyły się marki YESforLOV i HotOctopuss. – zdradził właściciel Secret Place.
(Nie)zwykłe sklepy
Jak widać, z jednej strony salony erotyczne to zwyczajne sklepy, do których można wejść jak do drogerii czy delikatesów – obejrzeć asortyment i zdecydować się na zakup lub wrócić po upatrzony gadżet w późniejszym terminie. Z drugiej – pełnią bardzo ważną rolę w życiu seksoerotycznym wielu ludzi, którzy bez sex shopów nie mieliby dostępu do akcesoriów i innych zmysłowych urozmaiceń.
Dlatego cieszy mnie, że takie miejsca, jak Secret Place istnieją na mapach miast, udowadniając, że życie seksualne może być ciekawe i pełne niespodzianek.
Konkurs | Wygraj masażer Satisfyer Wand-er Woman!
O nagrodzie

Masażer Satisfyer Wand-er Woman to potężny masażer o imponującej mocy. Wyposażono go w 10 trybów wibracji i 5 poziomów intensywności, co daje wystarczającą liczbę kombinacji, aby zadowolić zarówno osoby lubiące subtelną stymulację, jak i mocniejsze doznania.
Na dodatek wibratora Wand-er Woman można używać do głębokiego masażu całego ciała. W sam raz, jeśli potrzebujesz odrobiny relaksu przed intensywną sesją solo lub w większym gronie!
Jak wziąć udział w konkursie?
Aby wziąć udział w konkursie, opisz w komentarzu, czy i jak zmieniło się twoje życie seksualne podczas lockdownu i trwającej pandemii.
Najciekawszą wypowiedź nagrodzę masażerem Satisfyer Wand-er Woman w kolorze białym.
Pamiętaj, aby w polu do tego przeznaczonym wpisać aktualny i często sprawdzany adres email – tą drogą będę kontaktować się z nagrodzoną osobą.
Konkurs trwa do 4.10.2020, do godz. 23:59 CEST.
Udział w konkrusie oznacza akceptację regulaminu, który dostępny jest tutaj.
Komentarze zamknięte.
Paulina
3 października 2020 at 18:34Przed pandemią seks z moją dziewczyną w zasadzie przestał istnieć. Myślałyśmy, że bliskości między nami nie ma z braku czasu i życiowego zabiegania. Jakie zdziwienie nas dopadło, kiedy w czasie lockdownu czasu było pod dostatkiem, a seks nadal nie zrobił się sam! Zostałyśmy postawione przed sytuacją przemyślenia swojego pożądania i potrzeb od nowa i nauczenia się współpracy, żeby życie intymne nie odeszło w niepamięć i było dopasowane doskonale do nas obu. W końcu to seks ma być dla nas! Kosztowało to wiele godzin rozmów, prób i błędów, nieraz sporo śmiechu i kilka nowych, przemyślanych gadżetów. Powoli udoskonalamy seks, który kiedyś dział się sam. Teraz już wiemy, że czas nie do końca miał znaczenie, bardziej chodziło o chęci i umiejętność dogadania się <3
GłodnaWrażeń
4 października 2020 at 16:31Jak pandemia wpłynęła na nasze życie erotyczne? Całkowicie!
Po 14 latach starań o ciążę, po seksie w jednym celu i na gwizdek, stresie, badaniach, odarciu z godności, operacjach, stymulacjach, inseminacjach i in vitro, po sprowadzeniu waginy do roli winowajczyni niepowodzeń, często bólu fizycznego i cierpienia duszy, libido spada poniżej parteru. Spontaniczny seks? Aż ma się ochotę zapytać „a co to jest?” Miałam wrażenie, że czas przyjemności płynącej z seksu przeminął i nigdy nie wróci. Po 2 latach od zakończenia starań wciąż seks kojarzył mi się tylko z napięciem, ciało sztywniało na samą myśl, a podczas każdego stosunku w głowie huczały jedynie pytania „może teraz się uda? Czy to dobry moment? Czy ta pozycja sprzyja zapłodnieniu? Kiedy mam owu?”. Nie mogłam się ich pozbyć. Intuicyjnie „chęć”, ta z głowy, ta będąca obowiązkiem przychodziła w okresie, w którym miała „rozrodczy sens”. Owszem, zawsze uzyskiwałam orgazm łechtaczkowy, ale określenie uzyskiwania jest tu bardzo trafne. Zadanie do wypełnienia. Był „wypracowany”, czasem na siłę, by nie zawieść… Ale ten orgazm nie był nawet satysfakcjonujący… Odhaczone? Misja wykonana. Bez odbioru. Można iść zająć się czymś innym.
A potem przyszła pandemia, lęk, strach o własne życie i zdrowie, strach o utrzymanie, stracone współprace i część dochodów, lęk o męża i rodzinę.
Skończyło się miejsce dla chęci posiadania dzieci i zamiast tego pojawił się lęk, że mogłabym zajść jednak w tę ciążę w najmniej odpowiednim momencie. Zaczęłam doceniać to, że jesteśmy bezdzietni i szczęśliwi razem. Okazało się, że coraz częściej po prostu cieszyłam się z bycia bezdzietną. Przestałam też w końcu „robić dzieci”, a z miesiąca na miesiąc seks wracał do bycia seksem. Tak po prostu. Niezależnie od dnia cyklu, niezależnie od tego „muszę”, które wcześniej zabijało całą przyjemność. Myśli „czy to dobry moment?” i „czy teraz się uda?” cichły. Coraz rzadziej się pojawiają. Napięcie w ciele staje się coraz mniejsze, mniej się spinam. Paradoksalnie poczucie zagrożenia, tego realnego zagrożenia, zdjęło ze mnie blokadę. Zaczęłam odczuwać przyjemność. Szukać kontaktu, dotyku, przyjemności, a one zaczęły dawać mi radość i satysfakcję. Ta przyjemność dawała mi ukojenie i pomagała rozładować napięcie. Zaczęłam chcieć wykorzystać przyjemność dla bycia razem, pogłębiania bliskości, do dawania jej mężowi. Zaczęłam chcieć przestać marnotrawić czas na mechaniczne robienie dzieci, których posiadanie teraz przyprawiłoby mnie chyba o chorobę psychiczną – bałabym się o siebie i o nas tak bardzo, że nie mogłabym tego znieść.
Zaczęłam więc pracować ze sobą i swoją seksualnością, by znów czerpać z niej radość. By znów odkryć tę zwariowaną dziewczynę sprzed lat, która miała ochotę zawsze i wszędzie, a dotyk męża sprawiał, że przez ciało przepływał mi gorący dreszcz i byłam gotowa od razu. Nie oczekuje cudu, 14 lat to szmat czasu i tak długo, jak pracowaliśmy nad mechanicznym wypełnieniem obowiązku, tak teraz musimy tyle samo, a nawet więcej wysiłku włożyć w odbudowanie naszej relacji do poziomu sprzed tego druzgocącego doświadczenia. Jednak nie poddajemy się, a każdy seks jest coraz piękniejszy. Nie odważyliśmy się na gadżety, finansowo też musielibyśmy zadowolić się czymś, co nie nie spełniłoby naszych wymagań i nie byłoby zapewne w pełni bezpieczne, ale bardzo chciałabym spróbować. Na samą myśl jestem podniecona. Taka nagroda nie tylko pozwoliłaby rozluźnić się po ciężkim dniu podczas masażu zbolałych od lęku i napięcia mieśni, ale byłaby kolejnym krokiem by powrócić do „mnie” sprzed lat. Do tej dziewczyny, która pod nieobecność męża nakręcała się zabawkami do granic eksplozji i taka rozpalona czekała na Niego, by zrobić Mu prezent w drzwiach. Tęsknię za tym. Trafiłam tu przypadkiem i odważyłam się wziąć sprawy w swoje ręce – w przenośni i dosłownie. Chcę znów odkrywać tę dziką satysfakcję i przeżywać orgazm, nad którym nikt nie musi się „napracować” i nie jest po „coś”, bo przychodzi w poczuciu szczęścia, radości z bycia razem, zaufania i bliskości.
Pandemia była przełomem i chcę to kontynuować z ciekawością, co nowego tym razem odkryję…
*nie widzę mojego zgłoszenia, więc dodaje jeszcze raz
Karolina
3 października 2020 at 17:42W czasie pandemii moje życie seksualne przeszło prawdziwą rewolucję. Narodowa kwarantanna w marcu uwięziła mnie znienacka w innym kraju i zostałam fizycznie oddzielona od swojego partnera na kilka długich miesięcy. Było to bardzo trudne doświadczenie dla nas obojga.
Moje życie seksualne skurczyło się do do wymiaru samotnych zabaw, z których początkowo w ogóle nie potrafiłam się cieszyć. Nie wiedziałam czym i jak siebie stymulować – pomimo sporego libido i chęci, czułam się zablokowana i onieśmielona. Do zakupu jakichkolwiek zabawek podchodziłam bardzo sceptycznie – nie wiedząc za wiele o gadżetach nie potrafiłam się zdecydować, a do tego dzieląc mieszkanie ze współlokatorami blokował mnie wstyd i obawy, że ktoś domyśliłby się po głośnych dźwiękach czym tak chętnie zajmuję się wieczorami, zamknięta samotnie w swoim pokoju…
Z pomocą przyszedł mi mój partner.
Pomimo mieszkania w innym kraju zamówił dla mnie kulki waginalne z dostawą online i poprosił, bym spróbowała się nimi pobawić opisując mu swoje doznania. Było to niezmiernie podniecające. Chłopak poprosił również o wysłanie mu fotek i sam nagrał dla mnie kilka elektryzujących wiadomości…
Rozpoczęliśmy regularne 'wirtualne’ spotkania seksualne, z których -używając swojej wyobraźni i stymulacji -oboje wyciągaliśmy ogromną, nieznaną wcześniej przyjemność. Zrozumiałam, że moje ciało domaga się większej dawki samopoznania i przyjemności, że czas pandemii i izolacji był dla mnie cenną lekcją, by jeszcze bardziej skupić się na odkrywaniu i zgłębianiu coraz to nowszych doznań i rodzajów stymulacji.
Zaczęłam coraz bardziej interesować się różnymi markami gadżetów, recenzjami ich użytkowników oraz opisami działania…
Gdy w końcu otworzono granice i uruchomiono loty, pierwszy wspólny seks w realu był tak gorący i intensywny, jak nigdy wcześniej!
Zrozumiałam, że paradoksalnie, nasze wspólne doświadczenie z partnerem fizycznej samotności i izolacji jeszcze bardziej nas scaliło i zbliżyło do siebie. Podjęliśmy wspólnie decyzję o wejściu w nowy etap związku.
W tym roku planujemy zamieszkać na swoim i pomyślałam, że jednym z najlepszych prezentów dla nas z tej okazji byłby porządny seksualny gadżet, z którego oboje wyciągniemy maksimum przyjemności. Marzę o mocnym sprzęcie, łączącym w sobie zarówno erotyczny masaż, jak i ekscytującą stymulację łechtaczki.
Widząc tak ogromny wybór różnorodnych gadżetów jest naprawdę ciężko się zdecydować, ale jestem pewna, że posiadający wszechstronne zastosowanie Wand-er Woman byłby dla nas prawdziwym strzałem w dziesiątkę!
Karolina
2 października 2020 at 22:18W pandemię weszłam z obitym sercem i workiem zniechęcenia. Seks przestał mnie podniecać, bo to nie sam akt był dla mnie kuszący, ale osoba, która tostatecznie skusiła się na innych, mnie zostawiając. Przewracałam oczami z irytacją na myśl o wymienianych w internetach plusach lockdownu – że to razem, że odkrywanie siebie na nowo, że skaczące po łące z wiechciami na głowie pary goniące motylki. Ja byłam wkurzona. Ja byłam samotna. I w tym wszystkim, w tej całej zdalnej pracy, w obiciu serca, w byciu-zostawioną-bez-wyjaśnień, w tej niemożności spędzenia Wielkanocy z rodziną, w tym siedzeniu na balkonie i liczeniu seniorów spacerujących po ulicach bez maseczek zdecydowałam, że jestem sama. Nie samotna. Sama. Sama sobie. I sama dla siebie.
I zaczęłam się słuchać, dotykać, badać i sprawdzać. I tak oto, w czasie światowej pandemii, w mgle strachu i niepewności, w wieku 29 lat przeżyłam swój pierwszy, prawdziwy orgazm.
GłodnaWrażeń
4 października 2020 at 16:27Jak pandemia wpłynęła na nasze życie erotyczne? Całkowicie!
Po 14 latach starań o ciążę, po seksie w jednym celu i na gwizdek, stresie, badaniach, odarciu z godności, operacjach, stymulacjach, inseminacjach i in vitro, po sprowadzeniu waginy do roli winowajczyni niepowodzeń, często bólu fizycznego i cierpienia duszy, libido spada poniżej parteru. Spontaniczny seks? Aż ma się ochotę zapytać „a co to jest?” Miałam wrażenie, że czas przyjemności płynącej z seksu przeminął i nigdy nie wróci. Po 2 latach od zakończenia starań wciąż seks kojarzył mi się tylko z napięciem, ciało sztywniało na samą myśl, a podczas każdego stosunku w głowie huczały jedynie pytania „może teraz się uda? Czy to dobry moment? Czy ta pozycja sprzyja zapłodnieniu? Kiedy mam owu?”. Nie mogłam się ich pozbyć. Intuicyjnie „chęć”, ta z głowy, ta będąca obowiązkiem przychodziła w okresie, w którym miała „rozrodczy sens”. Owszem, zawsze uzyskiwałam orgazm łechtaczkowy, ale określenie uzyskiwania jest tu bardzo trafne. Zadanie do wypełnienia. Był „wypracowany”, czasem na siłę, by nie zawieść… Ale ten orgazm nie był nawet satysfakcjonujący… Odhaczone? Misja wykonana. Bez odbioru. Można iść zająć się czymś innym.
A potem przyszła pandemia, lęk, strach o własne życie i zdrowie, strach o utrzymanie, stracone współprace i część dochodów, lęk o męża i rodzinę.
Skończyło się miejsce dla chęci posiadania dzieci i zamiast tego pojawił się lęk, że mogłabym zajść jednak w tę ciążę w najmniej odpowiednim momencie. Zaczęłam doceniać to, że jesteśmy bezdzietni i szczęśliwi razem. Okazało się, że coraz częściej po prostu cieszyłam się z bycia bezdzietną. Przestałam też w końcu „robić dzieci”, a z miesiąca na miesiąc seks wracał do bycia seksem. Tak po prostu. Niezależnie od dnia cyklu, niezależnie od tego „muszę”, które wcześniej zabijało całą przyjemność. Myśli „czy to dobry moment?” i „czy teraz się uda?” cichły. Coraz rzadziej się pojawiają. Napięcie w ciele staje się coraz mniejsze, mniej się spinam. Paradoksalnie poczucie zagrożenia, tego realnego zagrożenia, zdjęło ze mnie blokadę. Zaczęłam odczuwać przyjemność. Szukać kontaktu, dotyku, przyjemności, a one zaczęły dawać mi radość i satysfakcję. Ta przyjemność dawała mi ukojenie i pomagała rozładować napięcie. Zaczęłam chcieć wykorzystać przyjemność dla bycia razem, pogłębiania bliskości, do dawania jej mężowi. Zaczęłam chcieć przestać marnotrawić czas na mechaniczne robienie dzieci, których posiadanie teraz przyprawiłoby mnie chyba o chorobę psychiczną – bałabym się o siebie i o nas tak bardzo, że nie mogłabym tego znieść.
Zaczęłam więc pracować ze sobą i swoją seksualnością, by znów czerpać z niej radość. By znów odkryć tę zwariowaną dziewczynę sprzed lat, która miała ochotę zawsze i wszędzie, a dotyk męża sprawiał, że przez ciało przepływał mi gorący dreszcz i byłam gotowa od razu. Nie oczekuje cudu, 14 lat to szmat czasu i tak długo, jak pracowaliśmy nad mechanicznym wypełnieniem obowiązku, tak teraz musimy tyle samo, a nawet więcej wysiłku włożyć w odbudowanie naszej relacji do poziomu sprzed tego druzgocącego doświadczenia. Jednak nie poddajemy się, a każdy seks jest coraz piękniejszy. Nie odważyliśmy się na gadżety, finansowo też musielibyśmy zadowolić się czymś, co nie nie spełniłoby naszych wymagań i nie byłoby zapewne w pełni bezpieczne, ale bardzo chciałabym spróbować. Na samą myśl jestem podniecona. Taka nagroda nie tylko pozwoliłaby rozluźnić się po ciężkim dniu podczas masażu zbolałych od lęku i napięcia mieśni, ale byłaby kolejnym krokiem by powrócić do „mnie” sprzed lat. Do tej dziewczyny, która pod nieobecność męża nakręcała się zabawkami do granic eksplozji i taka rozpalona czekała na Niego, by zrobić Mu prezent w drzwiach. Tęsknię za tym. Trafiłam tu przypadkiem i odważyłam się wziąć sprawy w swoje ręce – w przenośni i dosłownie. Chcę znów odkrywać tę dziką satysfakcję i przeżywać orgazm, nad którym nikt nie musi się „napracować” i nie jest po „coś”, bo przychodzi w poczuciu szczęścia, radości z bycia razem, zaufania i bliskości.
Pandemia była przełomem i chcę to kontynuować z ciekawością, co nowego tym razem odkryję…
Maja
2 października 2020 at 00:20Okres pandemii u mnie zbiegł się z dwiema zmieniającymi życie sytuacjami – rozwodem, oraz niespodziewnym powrotem w moje życie miłości z przed 15 lat. Tak więc tzw. „lockdown” zaczął się u mnie kiedy byłam w trakcie poznawania swojego ciała i akceptowania go od nowa. Związek małżeński niestety narobił mi wiele szkód jeśli chodzi o myślenie o sobie tak więc skupiłam się na odkrywaniu siebie i swoich potrzeb i powiem szczerze, ze bardzo to polubiłam. Zakupiłam jakiś podstawowy wibrator, dowiedziałam się jaki rodzaj orgazmu jest u mnie najłatwiejszy do wywołania, oraz…po pierwszym takim orgaźmie, wyszło na jaw, że chyba nigdy wcześniej nie miałam orgazmu łechtaczkowego…wiem! Takie odkrycie było dla mnie szokiem, ale pozytywnym. Zaczełam się wgłębiać w temat czytając ten cudownie wzbogacający blog i próbując różnych wskazówek. Nareszcie zaczynałam powoli lubić swoje ciało i je rozumieć, zarówno swoje ciało jak i moje potrzeby, które wcześniej się nie liczyły. Na krótko przed lockdownem spotkałam się z miłością mojego życia i on wtedy dodatkowo pomógł mi się poczuć niezwykle kobieco, czego od dawna też nie czułam. Niestety lockdown sprawił, że zostaliśmy rozdzieleni i tak jest do dzisiaj :( jednak nasze życie seksualne trwa w najlepsze ;) Jest to coś do czego musiałam się przekonać, na co potrzebowałam trochę czasu, żeby się otworzyć i ostatecznie myślę, że całkiem dobrze sobie z tym radzimy. Dzięki całkowitemu zaufaniu dla drugiej połowy, z czasem zaczęłam robić coraz to odważniejsze rzeczy i dzięki tym naszym „seks-randkom” do reszty pokochałam swoje ciało i znowu poczułam tą pewność siebie, której mi przez tyle lat brakowało. Również dlugie rozmowy w tym temacie podczas naszej rozłąki, sprawiły, że oboje wiemy co lubimy, czego chcemy i potrzebujemy od siebie wzajemnie , nie mamy przed sobą nic do ukrycia, a mój partner wręcz nie może się doczekać, żeby poznać jak najwięcej metod zadowolenia mnie. Teraz sama często mam ochotę na igraszki, zaczepiam go filmikami i zdjęciami , zbieram seksowaną bieliznę, która przyda się też bardzo kiedy już będziemy znowu mogli razem być , wybieramy też stroje, żeby urozmaicić troszkę te nasze spotkania, no i udoskonalam swoje solówki, tyle że teraz już z niezwykle wyjątkową, jedno-osobową widownią i obojgu nam jest z tym bardzo dobrze. Myślę, że ten okres kiedy jesteśmy rozdzieleni jest niezłą grą wstępną do tego co się będzie działo jak się spotkamy ponownie. Teraz jednak wiem, że moje potrzeby też są ważne, wiem, że lubię stroje, seksowną bieliznę i zabawki, i wiem, że wszystkie te elementy pozostaną solidną częscia naszego życia seksulanego i nie możemy się doczekać kiedy będziemy mogli zarówno to wszystko, jak i nasze ciała wykorzystać ;)
Anonimka
1 października 2020 at 19:42Co do życia seksualnego…to nie, nie zmieniło się. Jestem w stałym związku od prawie 12 lat. Jesteśmy taką power couple ale z mniejszą ilością pieniędzy 😂 Perfekcyjnie się dogadujemy, zawsze nadawaliśmy na tych samych falach. Żadne przeciwności nam nie straszne, a już niejednym musieliśmy stawiać czoła. Nie darliśmy ze sobą kotów w czasie pandemii bo ze względu na pracę spędzamy ze sobą dużo czasu i totalnie nam to nie przeszkadza. I tak jak na codzień tworzymy naprawdę mega udaną parę tak nasze życie seksualne jest totalnie martwe. Dlatego też ten pandemiczny czas był dla mnie bardziej czasem rozmyślań, refleksji i zrozumienia pewnych spraw. Pojęłam sporo rzeczy co do których dotychczas miałam zupełnie odwrotne zdanie. Jak np zdrada. U nas do niej nie doszło, ale dotarło do mnie co czasem stoi za tym impulsem przez który dochodzi do zdrady. Wystarczy że ktoś okaże tobie to zainteresowanie, takie inne, namiętne. Że spojrzy na ciebie jak na atrakcyjna kobietę. Obudzi porządane którego daj dawno się nie czuło. Teraz wiem że czasem to może wystarczyć. I już nie oceniam. Bo sama niesamowicie potrzebuję takiej uwagi. Czasem mam ochotę po prostu wyjść z domu i poflirtować z jakimś obcym facetem by poczuć tę odrobinę zainteresowania. Ale wiem że tego nie zrobię. Teraz staram się dojść do tego jak to zrobić by znów poczuć to samo ze swoim facetem. A tak na koniec żeby nie było totalnie dennie to przy którejś z pandemicznych solosesji zaliczyłam swój pierwszy squirt😁 Pozdrawiam Cie gorąco i bardzo dziękuję za to co robisz i że wkładasz w to tyle serducha❤️
wuzetka
1 października 2020 at 19:14Jasne, że się zmieniło! A wręcz wywróciło do góry nogami. Czas kwarantanny to jedyny okres na nawiązywanie internetowych znajomości w odległych zakątkach świata (na co przez jakiś czas za free pozwoliła aplikacja Tinder) – w normalnych warunkach kompletnie nie przyszłoby mi to do głowy. Pewnie podróżowałabym palcem po ekranie wśród panów ze swojej okolicy, licząc na szybkie umówienie się na randkę, a jeśli nie wyjdzie ta, to na łatwe poszukanie jakiejś innej. W czasie kwarantanny było trudniej. Partnera do rozmowy należało więc wybrać z głową i rozwagą, wyselekcjonować tego idealnego, jedynego, któremu poświęci się wiele samotnych godzin przed ekranem komórki…nawet nie licząc na odległe spotkanie w realu (bo przy zamkniętych granicach, kiedy?)
I tu wszystko się zaczęło. Idealny partner okazał się tym, który otworzył drzwi do wcześniej nieeksplorowanych zakamarków wyobraźni i… pokładów seksualności. Pierwsze gorące wiadomości, filmy, zdjęcia, pierwsze niecenzuralne słowa oraz pragnienia wymawiane głośno i wprost. Odkrywanie siebie z nowej perspektywy. Rozkoszowanie się otrzymywanymi komplementami, a co za tym idzie akceptacja swojego ciała na nowo. Inny sposób patrzenia na siebie w lustrze. Trenowanie w towarzystwie samej siebie, z obcym kochankiem na linii. Więcej czasu wolnego, który pozwolił na owocne, powtarzane noc w noc ćwiczenia w łóżku. Efekty? Pierwsze w życiu orgazmy. Pierwsze w życiu odczuwanie samej siebie, na początku zdziwienie, efekt „wow” – to ja to potrafię? Jestem do tego zdolna? Może mi się to przytrafić?
Ten okres był równocześnie tak nerwowy (sytuacja na świecie, w kraju), jak elektryzujący. Gdyby nie kwarantanna pewnie nadal nie zaznałabym w pełni swoich możliwości i mogę śmiało powiedzieć, że dzięki mojej internetowej znajomości odkryłam swoją zagubioną kobiecość. Kobiecość, która teraz we mnie wrze i jest w pełni świadoma swojej obecności. To był krok milowy w moim dorosłym życiu, dający piękną perspektywę na przyszłość i tak naprawdę – zmieniający je całkowicie.
P.S. po kilku miesiącach za granicą miałam okazje zrealizować tygodniami snute wspólnie fantazje z Internetowym Partnerem Idealnym. One-weekend stand, ale mocno siebie wyczekany :) Piękne przeżycie, trafić w końcu w ramiona osoby za którą tak długo się tęskni, choć której wcześniej nawet się nie spotkało.
Bartolomeusz
29 września 2020 at 22:53Myślę, że bardzo się zmienilo. Praca zdalna powoduje długi czas przebywania z żoną w mieszkaniu. Powoduje to poczucie, że druga osoba jest blisko i łatwo sprowokować coś fajnego o dowolnej porze dnia. Moim zdaniem pandemia pozytywnie wpływa na związek, bliskość i sex.
Weronika
30 września 2020 at 20:00Moje życie seksualne zmieniło się podczas pandemi nie do poznania. Wcześniej byłam dość pruderyjna delikatnie mówiąc. Odkąd odkryłam ten blog i działalność Kasi Coztymseksem przestałam się chować za wszystkimi społecznymi ryzami. Za kulturowym konceptem dziewictwa i jego „utraty”, za tym że kobiecie nie wypada pewnych rzeczy robić i mówić. Dotarło do mnie, że seks, seksualność i wszystko z nimi jest naturalne i normalne i nie jest czymś czego trzeba się bać, czy wystrzegać. Kupiłam więc swoje pierwsze gadżety erotyczne i przystąpiłam do poznawania siebie – swojego ciała, swojej seksualności, swoich potrzeb i granic. Nauczyłam się o seksie rozmawiać, jak o każdej innej ludzkiej czynności, po prostu, wprost, bez dziwnych haseł byleby nie użyć słów cipka, czy orgazm. Nauczyłam się, że czerpanie przyjemności z aktywności seksualnej nie czyni ze mnie złej, zboczonej istoty, ale po prostu człowieka szczerego wobec siebie i swoich potrzeb. To był bardzo ciekawy i owocny czas, jak na pandemiczne warunki, podczas którego wreszcie zaznałam solidnej edukacji seksualnej.
Jagoda
1 października 2020 at 07:53Na wstępie powiem ,że nie było dla mnie i partnerm nowością przebywanie 24h na dobę wspólnie, ponieważ pracujemy w jednej firmie na tym samym staniwisku. Jednak podczas pandemii i kwarantanny stres, nerwy i problemy spowodowane cała sytuacją,przymusem przenoszenia naszego ślubu, nie udanych prób zajścia w ciążę i paru innych kłopotach doprowadziło mnie do stanu gdzie nie panowałam nad sobą.. byłam tak stłamszona psychicznie , że postanowiłam się przyznać mu do wielkiego błędu jaki popełniłam 2 lata wcześniej… Przyznałam się do jednorazowej zdrady co doprowadziło nasz związek do skraju wytrzymałości , ale godziny rozmów jak do tego doszło, przerodziło się w następne godzi rozmów o naszym życiu seksualnym, co w następstwie przerodziło się w nagłe zrozumienie, potrzeb, zachowań i pragnień drugiej osoby. Obecnie jesteśmy szczęśliwym małżeństwem planującym wypad do klubu dla swingerwów , a jeszcze parę miesięcy temu,gdyby któreś z nas to zaproponowało , drugie kazało by się puknąć w głowę. Rozwinęliśmy swoją i wzajemną świadomość seksualną, wprowadziliśmy wiele nowych „działań” i staramy się rozwijać. Więc mimo wszystko mogę powiedzieć że ten ciężki czas posłużył i mi i nam :)
Olga
3 października 2020 at 17:06Oj, moje życie seksualne (i nie tylko) w tym czasie zmieniło się bardzo i to w sposób zupełnie dla mnie niespodziewany. Sporą rolę odegrała w tym wszystkim frustracja spowodowana zupełnym odcięciem się od ludzi, miejsc, wydarzeń towarzyskich. Spora część kontaktów przeniosła się z rzeczywistości do internetu, włącznie z nowo zawartymi znajomościami. Dzięki śledzeniu wartościowych osób w internecie, a także rozmowom z ważnymi dla mnie ludźmi, między innymi tymi nowopoznanymi, zmieniło się moje podejście do własnej seksualności. Te zmiany pomogły mi się otworzyć przed innymi w rozmowie, ale także przed sobą i swoimi potrzebami. Pozwoliły też zdecydować się na zakup pierwszej zabawki erotycznej, a że trafiłam całkiem dobrze z wyborem, to moje życie seksualne wskoczyło na wyższy poziom i to nie tylko przez zaspokojenie, ale również dzięki tej otwartości przed sobą. Nie jest mi łatwo opisać ci dokładnie zaszło, ale czuję, że te zmiany, pozornie drobne, zrobiły bardzo dużą różnicę. Sama się tego nie spodziewałam, ale zupełnie nie żałuję, bo mimo początkowych problemów w kwarantannie, teraz chyba żyje mi się trochę lepiejbi „otwarciej” samej że sobą.
Aneta
29 września 2020 at 22:45Moje życie się nie zmieniło. Nie powinniśmy pozwolić na to aby jakaś pandemia wkroczyła do naszego życia erotycznego. Upojne chwile zawsze należy wykorzystywać w 100% i cieszyć się nimi bez granic. Dla prawdziwej namiętności nie ma granic ani zakazów Cieszmy się sobą jakby jutra miało nie być ❤️
magda
29 września 2020 at 15:07O rajciu. Wand do wygrania! Już naprawdę chcę wyjść z LELO i spróbować czegoś mniej zawodnego. Spróbujmy. Tymbardziej, że…
W czasie lockdown’u okazało się, że ogromną radość czerpię z przebywania w domu więcej, bardziej, częściej niż zwykle. Ze spania dłużej niż zazwyczaj, z niespiesznych spacerów z psami (bo nie trzeba gnać do pracy), z gotowania z rzeczy nakupowanych na zapas, z przygotowywania świąt wielkanocnych, które pierwszy raz w życiu spędziłam z przyjaciółmi, z drzemek w hamaku na balkonie, pogawędek balkonowych z sąsiadami, z wieczorów bez wychodzenia na siłkę za to spędzanych jakkolwiek z mężem. Bez pośpiechu, bez podróżowania, bez zajęć dodatkowych, bez przepracowania. No i tu dochodzimy do seksu. Okazało się, że w tej scenerii wizja posiadania dziecka stała się… kusząca i realna. I tak oto zmienił się mój seks. Teraz służy prokreacji :)
Arina
30 września 2020 at 14:59Wow! Czytam wszystkie komentarze i zadziwia mnie fakt, że rzeczywiście tyle par spotkało taki los😁 Pandemia troche przyspieszyła to co nieuniknione… w moim przypadku przynajmniej.
Mam prawie 23 lata… 2 lata temu zaczął się mój pierwszy w życiu związek. Rozstaliśmy się w trakcie lockdownu. Było mi bardzo ciężko zwłaszcza, że głównym zapalnikiem była kwestia seksu. Troszkę mnie to bolało, bo była to pierwsza osoba przed którą się w taki sposób otworzyłam.
Chodziło o to, że on chciał za dużo… ja za mało. W pewnych momentach myślałam, że coś jest nie tak z moim libido. To był temat, którego nie byliśmy w stanie sami przerobić, jednak mój partner nie chciał pomocy z zewnątrz. Ale po zerwaniu okazuje się, że to była kwestia jego oczekiwań i podejścia do tematu i do mnie. Minęło pare miesięcy, a ja ciesze się, że mogę teraz z większą odwagą poznawać swoje ciało. Przyznam, że jest to teraz moje hobby haha😁 dzięki temu ostatnio trafiłam na tego bloga! Cieszy mnie to, bo właśnie mi pomaga w wyborze pierwszego erotycznego gadżetu! 😊
DParva
28 września 2020 at 17:01Niedługo przed lockdownem rozstałam się z partnerem, z którym byłam od kilku lat, i z którym współdzieliłam mieszkanie. Chwilę po wyprowadzce weszłam w relację na odległość. Nie byłam pewna, czy będzie to krótki romans czy coś poważniejszego. Dzieliło nas od siebie pół Polski. Przed zupełnym lockdownem spędziłam z moim nowym partnerem jedynie dwa weekendy, w czasie których jednak bardzo, ale to bardzo kliknęło między nami. Kiedy więc sytuacja zaczęła wymuszać niespotykanie się przez nie wiadomo jak długo, mieliśmy intensywny kontakt online. Nie widzieliśmy się ponad trzy miesiące, ale właściwie codziennie kontaktowaliśmy się przez internet. I muszę przyznać, że – mimo iż brzmi to jak trudne doświadczenie – to był dla mnie bardzo otwierający czas, za który jestem niesamowicie wdzięczna.
To dzięki lockdownowi zaczęłam sama zastanawiać się nad własnym ciałem i swoimi potrzebami. Erotyczna komunikacja zdalna otwiera drogę do tego by wiele rzeczy było mniej spontanicznych, by nie działo się „tak po prostu”, ale by się nad nimi zastanowić i – przede wszystkim – by komunikować swoje potrzeby. Dotychczas bardzo mnie zawstydzało mówienie o swoich fantazjach, o tym, co mnie podnieca i co chciałabym robić. Nigdy, ale to przenigdy nie zmusiłabym się do „świntuszenia” (które przecież jest w pewnym sensie podstawą zdalnych kontaktów seksualnych). Teraz „dirty talk” to jedna z moich ulubionych rzeczy.
To naprawdę niesłychane, jak dobry był nasz seks, kiedy w końcu się spotkaliśmy po przerwie związanej z największymi restrykcjami. I nie chodzi tu o stopień naszego „wyposzczenia” tylko o to, jak swobodnie poczuliśmy się ze sobą po tych trzech miesiącach zdalnej erotycznej komunikacji. Bo „komunikacja” to tutaj kluczowe słowo. Nie chodziło tylko o wymianę gorących wiadomości. Chodziło o to, że naprawdę sobie zaufaliśmy, że zniknął między nami cały wstyd.
Lockdown w wielu kwestiach był niesamowicie do dupy. Ale jeśli chodzi o życie seksualne – wpłynął na mnie najlepiej, jak to tylko możliwe. Czuję się teraz dużo swobodniej z samą sobą niż kiedykolwiek wcześniej.
Lilith
28 września 2020 at 14:08Rozstałam się z partnerem. Mieliśmy w tym czasie dużo spięć i nieporozumień. Nasza rozłąka, proces rozstawania właściwie rozbudził nasze fantazje do tego stopnia, że zaczęliśmy się „nielegalnie spotykać” na seks, który był najlepszym seksem dotychczas.
O dziwo całe rozstanie zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej. Właśnie jesteśmy w trakcie prac naprawczych naszego związku.
Nasze życie erotyczne bardzo się urozmaica.
Ikk
28 września 2020 at 12:34Ja w trakcie pandemii zaczęłam odkrywać siebie i to co mi sprawia przyjemność. Na początku pandemii skończyłam przerwę abstynencka. Wynikała ona z depresji i ogólnego życiowego smutku, który blokował mnie przed samomiloscia a co dopiero miłością z drugim człowiekiem. Któregoś dnia po kolejnym nudnym dniu pracy w domu, w końcu sięgnęłam po mojego różowego króla, poszło szybko i przyjemnie. Poszukałam mniej mainstremowych stron porno i znalazlam kilka perełek, kupiłam jajko wibrujące i dildo. W końcu jestem bardziej świadoma swojego ciała i tego co lubie, po pandemii zrobiłam kolczyk w sutku 😳 Potem pojawiły się aplikacje randkowe i seks zabawy we dwoje. Pandemia była bardzo trudnym okresem, ale nauczyłam się znowu intymności sama ze sobą, bo trudnym rozstaniu i okazuje się, ze robię cuda w seksie 🤪
Monika K
27 września 2020 at 21:35Well…. Miałam najdłuższą przerwę w seksie od czasu pierwszego wejścia do tej cudownej rzeki:) Zostałam sama, na końcu świata. W domku na wsi. Akurat nie miałam żadnego kochanka za którym mogłabym tęsknić, albo umawiać na randki na kamerce. Z resztą nigdy mnie to nie rajcowało, jak każde półśrodki-takie lizanie loda przez szybę. Także poczułam się znowu jak nastolatka, zapomniałam trochę co to jest seks:) Skupiłam się na innych aspektach życia. I co mnie ogromnie zdziwiło, bo od kiedy pamiętam byłam wielka entuzjastką igraszek:solo, w parze, a grupie, podczas pandemii moja studnia wyschla a mi to zupełnie nie przeszkadzało :) Normalnie nie byłabym w stanie sobie tego wyobrazić-miesięcy chociażby bez solo seksu?! NIE! A jednak:) Nigdy siebie do końca nie poznasz. Tyle o sobie wiesz ile Cie sprawdzano! :)
Livv
27 września 2020 at 21:32Zmieniło się i to bardzo! Jako, że jeszcze na jakiś czas przed pandemią zakończyłam związek, moim kontaktem ze światem przyjemności stały się aplikacje randkowe. Teoretycznie do wyboru do koloru, ale iskra namiętności nie zdarzała się zbyt często, więc po jakimś czasie usunęłam aplikacje bo znudził mnie ten sposób szukania wrażeń. No i chwilę po tym CYK PANDEMIA. Zamknięto uczelnie, a ja 500km od domu w wielkim mieście, do tego mnóstwo stresu, bo nie wiadomo co i jak, a więc i libido spadło znacząco. Gdy zostałam zmuszona by spędzać więcej czasu sama ze sobą odkryłam jak dużo radości może sprawiać samoodkrywanie się na nowo, bo przecież kto zna moje ciało lepiej niż ja?! ;) Libido wróciło, a teraz w sytuacjach stresu rozluźniam się czułością i uważnością dla mojego ciała. Dwa miesiące temu trafiłam na wspaniałą osobę zza granicy, z którą w obliczu pandemii znalazłam wspólny język i już nie możemy się doczekać bezpieczniejszych czasów, aby wskoczyć w samolot, spotkać się i spełnić te wszystkie wizje, którymi się wzajemnie raczymy. Więc o ile pandemia wcale tematem wesołym nie jest, to mi taka przerwa od życiowego biegu przyniosła sporo korzyści i wprowadziła nową jakość w moim erotycznym kąciku – patrzę szerzej, czuję bardziej i chcę więcej! :)
Magda
27 września 2020 at 20:26Chwilę przed wybuchem pandemii i lockdownem poznałam miłość swojego życia (chociaż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam). Ograniczenie dostępu do przestrzeni publicznej i powszechny HomeOffice sprawiły, że praktycznie cały czas spędzaliśmy sami w mieszkaniu. Była to niesamowita okazja do wzajemnego poznawania siebie, swoich charakterów, swoich potrzeb i oczekiwań na przestrzeni rożnych sfer życia (życia zawodowego, rodzinnego i tego intymnego). To właśnie ten spokojny czas (brak gonitwy, miejskiego zgiełku, korków i pędu na kolejne biznesowe spotkania) sprawił, że mogliśmy już na początku znajomości tak dobrze i głęboko siebie odkrywać. To co czyni tę historię jeszcze piękniejszą to fakt, że te wyjątkowe okoliczności sprawiły, że przeżyłam swój pierwszy orgazm! A potem milion następnych. Pomimo tego, iż w swoim życiu miałam już wcześniej kilku partnerów, nigdy z nikim z nie czułam takiej emocjonalnej więzi. Kolejne wspólne poranki, dni, wieczory i noce spędzane w domu sprawiły, że zaczęliśmy nasze łóżkowe eksperymenty. Bardzo szybko okazało się, że oboje nie lubimy rutyny o jesteśmy ciekawi nowego. Po wykorzystaniu asortymentu dostępnego w domu, mój partner bardzo przyjemnie mnie zaskoczył. Dostałam od niego swoją pierwszą zabawkę erotyczną – różowy wibrator w kształcie króliczka. To co działo się dalej pozostawię już w naszych głowach i waszej wyobraźni ;) To niesamowite, jak takie z pozoru negatywne i nieprzyjemne okoliczności mogą pomóc tak pięknej relacji pomiędzy dwiema z początku obcymi osobami. Miłość!
Karolina
28 września 2020 at 00:27Lockdown okazał się lekiem na rutynę i nude, ktore niestety zaczely sie rozgaszczac w naszym małżeństwie. Jesteśmy razem od 8 lat, mamy dwójkę dzieci. Nie ukrywajmy, że dzieci, praca, dom to wszystko kosztuje duzo energii i czasu. Brakuje spontaniczności. Brakuje wspólnych wyjść. I nagle wybuchla pandemia, obydwoje byliśmy częściej w domu. I właściwie mozna bylo sie sie spodziewać, ze nasze ralecje tylko sie pogorszą, tak jak straszyły te wszystkie MEMy w Internecie. A u Nas nastąpił przełom. Zaczęły się dlugie wieczory spędzone na rozmowach. Przegadaliśmy tak wiele spraw. Zwiększyło to nasze zaufanie, zbliżyliśmy sie do siebie jak nigdy wcześniej. Konsekwencją tej emocjonalnej bliskości byl oczywiście seks i to cudowny, jakby odkryty na nowo. Otworzyliśmy sie na siebie, na nowe doznania. Teraz mamy wspolne gadżety erotyczne i myślimy o zakupie kolejnych. Podzielenie sie najskrytszymi fantazjami sprawiło, że seks jest niesamowity. Szukamy nowych pozycji, zaczelismy przygode z BDSM, przełamujemy różne tabu. A co najważniejsze znowu sie staramy i dbamy o ta relacje, zeby juz tak zostało. Po prostu zakochaliśmy sie w sobie na nowo, ot cały lockdown.
Lili
27 września 2020 at 16:49Pandemia i kilka tygodni w domu sprawiły, że lepiej poznałam swoje ciało, kiedyś masturbacja wydawała mi się czymś zakazanym, teraz uwielbiam to robić, czas w pandemia sprawił, że pokochałam swoje ciało, uwielbiam eksperymentować sama ze sobą, myśle o zakupie zabawek, które które będą doprowadzać mnie do szału. Bez partnera „sex” też może być piekny.
Ajamka
27 września 2020 at 16:22Jestem nastolatką, która dzięki twoim podcastom zafascynowała się światem seksualności. Podczas lockdownu zostałam rozdzielona na 2 miesiące z moim sex-przyjacielem, więc postanowiłam kupić swój 1 wibrator (akurat ostatnio sie zepsuł:( )Byłam zachwycona! Nie mogąc tego dłużej trzymać w sobie podzieliłam się swoim odkryciem z przyjaciółkami. Początkowo były zszokowane, że o tym mówię (bo przecież to tematy tabu!). Ale dzięki temu, że zagłębiłam się w temat seksualności i nie mam najmniejszego problemu w poruszaniu go to zmieniłam nastawienie moich przyjaciółek. Teraz jesteśmy w stanie normalnie gadać na takie tematy. Podsumowując – podczas pandemii nie tylko rozwinęłam swoją seksualność, ale i także po części moich koleżanek.
Dominika
27 września 2020 at 15:53Przede wszystkim mam od marca więcej czasu dla siebie i bardziej się sobą interesuję. Zaczęłam rozmawiać z mężem o moich potrzebach i o tym, że zabawki nie są jego wrogami i możemy się fajnie z nimi bawić podczas seksu, bardzo nam to służy ❤️
Bubblegum
27 września 2020 at 15:28Podczas pandemii moje życie seksualnie rozkręciło się jeszcze bardziej (a myślałam że się nie da) razem z partnerem uprawialiśmy seks po kilka razy dziennie, oboje nie mieliśmy pracy podczas lockdownu i nie mieszkaliśmy razem dzięki czemu było jeszcze więcej czasu na seks, postanowiliśmy sobie że zrobimy to w każdym pokoju mojego mieszkania i jego domu, przyjeżdżał do mnie w środku nocy tylko na seks co było dla mnie super podniecające, próbowaliśmy nowych rzeczy, zamówiłam kilka nowych zabawek, nauczyłam sie, że patrzenie gdy partner dochodzi jest fantastycznym uczuciem. Nauczyłam się też bardziej otarcie mówić o tym czego chce i o uczuciach
Anna Kowal-Gąska
27 września 2020 at 14:58Lockdown nie pozostał bez echa, fakt u nas jest taki, że mój mąż był tylko tydzień w domu na przymusowym urlopie a potem chodził do pracy tyle, że w maseczce, nie za wiele więc to zmieniło tak na prawdę bo ja zostawałam z dziećmi w domu- pokochałam ogród jeszcze mocniej a on dzień po dniu robił to co zawsze. Jednak ten początkowy tydzień przyniósł kilka fajnych rzeczy, mieliśmy czas by siąść do komputera i przejrzeć na spokojnie ofertę sklepów erotycznych bo od bardzo dawna marzyłam o wibrującym jajeczku, wybór padł na różowiutkiego flaminga, udało się trafić w dziesiątkę :) mieliśmy czas na przedyskutowanie bez pośpiechu naszych pragnień, fantazji, kinków, przy kubeczku grzańca i ogniu w kominku rozmawiało się cudownie. W końcu też ilość zbliżeń znacznie wzrosła, w końcu oboje wypoczęci, na zmianę zajmujący się pociechami, mieliśmy czas by rano poleniuchować dłużej raz jedno raz drugie a finalnie wieczorem kiedy dzieci zasypiały mieliśmy więcej energii dla siebie. Może nie u wszystkich, ale u nas sprawdziło się iż im więcej w tym tygodniu się kochaliśmy, tym większy mieliśmy siebie niedosyt i w kolejnych dniach. Nie narzekaliśmy na zbyt małą ilość seksu, ale częstotliwość nam wzrosła, przyjemności wciąż jest więcej. Otworzyliśmy na siebie nasze głowy, realizujemy kolejne fantazje, przekraczamy wspólnie granice które po przedyskutowaniu ich stały się przyjemnością. Nasz lockdown przyniósł sporo dobrego naszemu życiu erotycznemu, oby tendencja wciąż była wzrostowa lub też przynajmniej się utrzymała bo czerpiemy z seksu jeszcze więcej radości i nie mamy siebie dość choć wiele wspólnych lat już za nami.
Marcysia
26 września 2020 at 18:37Lockdown, haha, jaki Lockdown!?!? Ja się właśnie dzięki temu wszystkiemu otworzyłam. Marzec, kwiecień posiedziałam grzecznie w domu. Jednak od maja to się dopiero zaczęło prawdziwe życie seksualne!!! I trwa w najlepsze do tej pory. Wiem czego chcę i mówię o tym w łóżku. Rozwinęłam swoje umiejętności jako kochanka, masażystka, partnerka. Zaliczyłam bardzo udaną sesję BDSM, swingowanie, miłość z Włochem, Serbem i przystojniakiem z USA. Chodziłam na randki nez bielizny. Do kompletu brakuje mi bliskiej przyjaciółki. Nie wypiszę wszystkiego, bo będzie za długo. Do tego zrobiłam sobie prezent na urodziny w postaci „trzech muszkieterów”, z których wibrujących zalet korzystam z przyjemnością!!! Ja się pytam – gdzie ten Lockdown?!?!
Marcysia
26 września 2020 at 19:20Kocham swoje ciało, jest ono jednocześnie moją świątynią i placem zabaw. Opalałam się całe wakacje na golasa, na aktach okazało się, że wychodzę bardzo zgrabnie :) Eksperymentuję i sprawdzam co daje mi przyjemność. Sprawdzam możliwości moje i partnera. Jestem na mojej osobistej ścieżce ekstazy!!! I to wszystko przez ten Lockdown. Stosunkowo udany się okazał :)
Inka
25 września 2020 at 17:22Lockdown świata to pestka, w porównaniu z lockdownem , jakie zrobiło moje ciało.
Czas pandemii spędziłam jako singielka (jak poprzednie kilka miesięcy). Na początku było miło, więcej czasu dla siebie, więcej regeneracji i bycia w łóżku. Leniwe poranki, miły dotyk, osiędbanie, ciepła kąpiel, wieczorny film. Problemy się nakładają, a ciało odbiera stres i niepewność z głowy. Zamknęło się na przyjemność, na odczuwanie i doświadczanie. Pandemia trwa, obostrzenia poluźnione, a ja spragniona czegoś, weszłam w nowy związek. Ale nie czuję pożądania. Nie potrafię się otworzyć, odtajać, przypomnieć, co lubię. Robię plan na nawiązanie na nowo kontaktu ze swoim ciałem, a jak odbuduję relację z ciałem, pomyślę, co z resztą relacji.
Maze
25 września 2020 at 13:38Lockdown wywrócił moje życie erotyczne do góry nogami!
Z partnerem byliśmy zmuszeni spędzać ze sobą cały wolny czas, co pomimo młodego wieku niestety zrobiło z nas sfrustrowaną parę, która przestała się ze sobą komunikować. Seks stał się rutyną, która nas nudziła. Po największym lockdownie zdecydowaliśmy się na otwarcie związku na inne relacje seksualne i była to najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć! Spróbowaliśmy kompletnie nowych rzeczy, zaczęliśmy być ponownie ciekawi swoich ciał i naszej relacji. Seks z innymi dał nam kompletnie nową perspektywę na związek oraz na nasze potrzeby. Aktualnie komunikujemy się otwarcie o naszych fantazjach oraz pragnieniach, zaczęliśmy ponownie odczuwać pożądanie jak na początku związku! Odkrywamy piękno klimatu BDSM, seksu tantrycznego oraz zabawek erotycznych, co daje nam kompletnie nowe doznania i coraz więcej radości. Zaczęliśmy lepiej rozumieć swoje ciała, co wzniosło doznania na kompletnie nowy poziom. W życiu się nie spodziewałam, że mogę czerpać tyle radości z czyjegoś dotyku oraz obserwowaniu przyjemności, którą odczuwa druga osoba. Nigdy nie sądziłam, że będę wdzięczna za pandemię, ale jednak trochę jestem. Czuję się dobrze sama ze sobą i ze swoimi pragnieniami, w końcu nie wstydzę się komunikować moich potrzeb partnerowi i w końcu udało nam się wejść na super poziom komunikacji oraz zrozumienia w naszej relacji. Także pomimo początkowego kryzysu wyszliśmy z tego bogatsi o nowe doświadczenia i orgazmy!
Juiz
25 września 2020 at 11:01Lockdown zmienił u mnie całkiem sporo na każdym polu.
Przede wszystkim kompletne nici z jakiejkolwiek formy seksu od połowy marca do lipca – kiedy to w zasadzie od rana do wieczora z latoroślą siedziałyśmy nad lekcjami online. Nie było czasu na nic w zasadzie. Padałam na ryjek już o 20, a młoda zrobiła się ciekawska jak diabli – co robią rodzice gdy ona idzie do swojego pokoju wieczorem. Nie było szans nawet na mizianie pod kołderką.
Gdy zaczęły się wakacje, młoda wyjechała, rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe wilki (pewnie jak część innych rodziców zmuszonych do abstynencji w tym czasie). Niemniej oprócz tego mieliśmy czas na ustalenie pewnych scenariuszy, rozmów i otwarcie się na innego typu przyjemności. W dodatku odbyliśmy kilka spotkań ze znajomymi i… większość z nich zauważyła u mnie zmianę nad którą już jakiś czas solidnie pracuję, a komplementy znów powodują u mnie buraka na twarzy i samoocena zaczęła niesamowicie mi wzrastać. Pracuję dalej nad zmianami, bo jeszcze do celu trochę drogi jest, a tym czasem zaczynam wymieniać bieliźnianą część garderoby – przez zamknięcie w domu zorientowałam się że coś ze mną nie tak, bo nie mam ani jednej pary koronkowych fig które tak uwielbiałam i uwielbiam nadal – to się musi zmienić.
Eris
25 września 2020 at 09:25Lockdown na świecie był dla mnie szansą na erotyczny i seksualny open up.
Dlaczego? Pozwolił zwolnić i zastanowić się nad swoimi potrzebami, pragnieniami, wymusił pytania o to, czy to jak traktuje siebie jest naprawdę dla mnie dobre… Bez lockdownu prawdopodobnie takie zastanowienie przyszłoby dużo później.
Pozwoliłam sobie w czasie pandemii być bardziej ze sobą, słuchać siebie i próbować zrozumieć informacje, które płyną z mojego ciała. Proces ten nie należał do najprzyjemniejszych, natomiast absolutnie nie żałuję tej pracy nad sobą. Pozwoliła mi ona na zaakceptowanie obszarów życia seksualnego, które zawsze chciałam eksplorować, pozwoliła na większą seks-pozytywność i zwyczajne lubienie siebie jako istoty seksualnej.
Większa akceptacja siebie dała ogromną wolność i zwiększyła poczucie pewności siebie. Przerobienie takich kwestii jak: czy dobrze wyglądam podczas seksu (ważne, że dobrze się czuję!), zderzenie własnej seksualności z własnym feminizmem (tak, uwielbiam sprawiać przyjemność oralną, nie, nie czyni mnie to mniejszą feministką), eksploracja własnych orgazmów ( i ich różnorodności!) pozwoliło na wyjście z lockdown’u w zmienionej formie, którą dużo bardziej lubię, i która pozwala na taką radochę z seksu jak nigdy!
Aga
27 września 2020 at 00:04Cała sytuacja związana z pandemią, sprawiła, że zwolniłam, wyciszyłam się i przestałam tylko słyszeć co mówi do mnie mój mąż – a zaczęłam go słuchać. Słuchać i rozumieć. Jeszcze na początku tego roku żyjąc w absolutnym pędzie i pod wieczną presją niekończącego się stresu tylko mijałam się z nim w drzwiach i ignorowałam wszystkie sygnały jakie chciał mi przekazać. Faktem jest, że w czasie pandemii wiele małżeństw zawisło na włosku, nawet nie wiedziałam, że moje być może wisiało na nim już od pewnego czasu tylko ja nie chciałam tego dostrzec. Byłam zajęta sobą i karierą a na dokładkę żyłam w krzywdzącym i mocno stereotypowym przekonaniu, że mężczyzna musi być zawsze silny, twardy i pozbawiony kompleksów. Zawsze byłam upartą feministką i dzięki temu robiłam w swoim życiu wiele słusznych rzeczy, tylko zapomniałam o jednej bardzo ważnej sprawie. Feminizm to równe prawa dla wszystkich, a nie wyższość kobiet. Tak się pogubiłam, że wyparłam myśli o tym, że mężczyźni też są wrażliwi, posiadają uczucia które można łatwo zranić oraz kryją w sobie wiele emocji. Może nawet mają trudniej niż my kobiety. Na co dzień tłamszą w sobie wszystkie słabości, zakładają maskę twardziela i udają przed innymi, że nigdy nie uronili ani jednej łzy. W czasie pandemii odkryłam w sobie empatię i nagle zrozumiałam, że człowiek którego kocham od tylu lat ma swoją wrażliwą, delikatną stronę i masę problemów którym musimy wspólnie stawić czoło. Zawsze byłam zadowolona z naszych intymnych zbliżeń, ale nigdy nie powiedziałam mu ani jednego komplementu. Czasami bywało tak, że on szukał różnych wymówek żeby uniknąć seksu, ale nawet to nie wzbudzało moich podejrzeń. W takich chwilach myślałam sobie, że jest tylko zmęczony, przepracowany i że nikt nie jest maszyną do seksu, przecież każdemu zdarza się brak ochoty na igraszki lub niedyspozycja, to normalne. Szybko dawałam mu spokój, bez żadnej rozmowy. Kiedy nagle spędzaliśmy ze sobą tyle wolnego czasu, poczułam, że mocno zbliżyliśmy się do siebie na nowo. To trochę tak jakby zaprzyjaźnić się ze sobą w związku. Przyjemnie zaskoczyła mnie nowa bliskość między nami, otwartość, zaufanie. Byłam zaskoczona kiedy opowiadał mi z całkowitą szczerością ile rzeczy go blokuje. Brak pewności siebie, silne kompleksy związane z wyglądem. Nie wiedziałam co powiedzieć kiedy wyznał mi, że nie lubi siebie, nie potrafi zaakceptować swojej wagi i czuje się nieatrakcyjny fizycznie. Nie wiem czemu wcześniej żyłam w przekonaniu, że tylko my kobiety przywiązujemy tak dużą uwagę do wyglądu i walczymy z akceptacją swojego ciała, a mężczyźni mają zakodowaną pewność siebie w genach. Byłam ignorantką, myślałam, że ich jedynym problemem może być tylko rozmiar penisa, bo z całej reszty z pewnością są zadowoleni. On z każdym wypowiedzianym zdaniem zbijał mnie z tropu i sprawiał, że czułam jak przepełnia mnie poczucie winy i wstyd. Dowiedziałam się, że każdy stosunek zawsze był dla niego ogromną presją, a każdy brak mojego orgazmu sprawiał, że on tonął w kompleksach i unikał kolejnego zbliżenia. Nie czuł się w pełni męski i wolał ukryć się w łazience i szybko ulżyć sobie ręką niż sprawić mi kolejny zawód. Kiedy tego słuchałam kłębiły się we mnie skrajne emocje. Byłam jednocześnie zawstydzona swoją wcześniejszą postawą, zła, rozczarowana i smutna. Nie mogłam uwierzyć, że jednym z jego problemów jest zakomunikowanie mi, że ma ochotę ma seks. Powiedział, że nie potrafi wyjść pierwszy z taką inicjatywą i zawsze czeka na mój znak. Bezradnie stwierdził, że nie potrafi tego okazać, bo mogłabym to uznać za brak szacunku z jego strony, a on boi się odmowy i upokorzenia. Myślałam, że znamy się doskonale, a jednak ten dziwny czas obnażył nasze wspólne słabości nad którymi trzeba pracować i to nie tylko w intymności. Najtrudniejszą, pierwszą rozmowę mamy już za sobą, a teraz chcę odkryć z nim Świat intymności na nowo, pokazać mu, że seks to nie tylko sama penetracja, ale tysiące możliwiści. Chciałabym żebyśmy nauczyli się siebie na nowo.Uzgodniliśmy, że kiedy sytuacja z pandemią już się unormuje wybierzemy się razem na wizytę do seksuologa.