We-Vibe Tango X | Jak ulepszyć doskonałe? | Recenzja

We-Vibe Tango X | Jak ulepszyć doskonałe? | Recenzja

Kiedy ja recenzowałam pierwszą wersję popularnego wibratora-pocisku, jego ulepszony wariant, Tango X, był już po testach beta, a marka We-Vibe szykowała się do wprowadzenia go na rynek. Pojawia się więc pytanie: czy da się ulepszyć doskonałe?

recenzja opublikowana we współpracy z WOW Tech

Wibratory typu bullet to jedne z najbardziej uniwersalnych zabawek erotycznych. Choć najczęściej są wybierane do stymulacji łechtaczki, można używać ich na wiele kreatywnych sposobów, o czym pisałam w osobnym artykule.

We-Vibe Tango od lat nazywany był młotem pneumatycznym wśród miniwibratorów. Jego intensywne, głębokie wibracje były nie do podrobienia, choć niektóre marki były naprawdę blisko… Kiedy więc dowiedziałam się, że producent jest w trakcie testowania ulepszonej wersji Tanga, zaczęłam zastanawiać się nad możliwymi kierunkami zmian. Fantazja podpowiadała mi, że We-Vibe może zdecydować się na wariant sterowany aplikacją, co zapewne ucieszyłoby wiele osób, które często angażują się w zabawy na odległość. Miałam też nadzieję na model w całości pokryty aksamitnym silikonem oraz możliwość kontrolowania poziomów intensywności wibracji.

Od razu dodam, że moje przypuszczenia ziściły się jedynie w połowie – Tango X ma więcej trybów stymulacji, natomiast nie da się go sterować aplikacją, a na trzonie zabawki pojawił się pokryty silikonem uchwyt.

Tango X – pierwsze wrażenia

Pleasure to meet you. – głosi napis wewnątrz pudełka. „Cała przyjemność po mojej stronie” – pomyślałam, licząc na uniesienia porównywalne z tymi, których do tej pory dostarczało mi poprzednie Tango.

Marka We-Vibe, podobnie jak kilku innych czołowych producentów, w ostatnim czasie odświeżyła swój branding, co widać w zetknięciu z opakowaniem. Białe, „techniczne” kartoniki z wizerunkiem zabawki, zastąpiły kolorowe, uzupełnione o grafiki prezentujące, jak używać danego gadżetu. Z przyjemnością stwierdziłam też, że jedyny plastik użyty do produkcji opakowania to małe plomby higieniczne – cała reszta, łącznie z tacką, w której umieszczono gadżet, jest papierowa. W kartoniku znajdują się również ładowarka USB, satynowy woreczek do przechowywania, saszetka lubrykantu i dwie ulotki.

Nowością, jeśli chodzi o kształt, jest wprowadzenie pokrytego silikonem uchwytu, przez co Tango X jest nieco dłuższe od poprzednika. Zmieniło się też umiejscowienie panelu sterowania, który teraz znajduje się na trzonie zabawki i obejmuje trzy przyciski, nie jeden. Natomiast lekko ścięta, przypominająca szminkę końcówka pozostała taka sama.

Muszę przyznać, że pod względem estetyki, Tango X wydaje mi się dużo ładniejsze od oryginału, znacznie bardziej harmonijne. Podobają mi się też kolory użyte do produkcji bulletów – wiśniowa czerwień i ciemny granat.

We-Vibe Tango X – moje doświadczenia

Nie skłamię, gdy napiszę, że to marka We-Vibe wprowadziła na rynek dudniący styl wibracji, potocznie zwany rumbly, niegdyś spotykany wyłącznie w mniej intymnych masażerach. Są one nieco wolniejsze niż bardziej powierzchnowe buzzy, ale swoją intensywnością docierają w głąb ciała. Niejednokrotnie wspominałam, że rumbly to mój preferowany rodzaj stymulacji – wybierając wibrator dla siebie, naprawdę warto rozpoznać swoje upodobania w tym obszarze, aby uniknąć rozczarowań.

Wibracje i panel kontrolny

Tango X uwodzi już od pierwszego włączenia – nowy design panelu kontrolnego sprawia, że sterowanie to marzenie. Przy 7 trybach i 8 poziomach intensywności stymulacji trudno mi wyobrazić sobie obsługiwanie gadżetu tylko jednym przyciskiem. Pomimo małego rozmiaru guzików, łatwo wyczuć, który jest który (środkowy przycisk służy do zmieniania trybu wibracji, a plus i minus do kontrolowania intensywości).

Po uruchomieniu zabawki powitały mnie rozpoznawalne wibracje. Choć w oryginale modułów wibracji było 8, Tango X ma więcej różnorodnych pulsacji, choć jest ich „tylko” 7. Wynika to z faktu, że w poprzedniej wersji producent wykorzystał trzy pierwsze tryby, aby wprowadzić trzy stałe moduły wibracji o stopniowo zwiększającej się intensywności, a następujących po nich pulsacji było 5. W nowym wariancie mamy 6 rodzajów pulsacji i jeden tryb stały, natomiast każdy z nich obejmuje 8 poziomów intensywności.

Głęboki masaż wulwy, czyli małż wyłomotany

Tango X nie bez powodu kojarzy mi się z platformą wibracyjną, widywaną w niektórych przybytkach wellness – urządzeniem, które telepie całym ciałem, gdy się na nim stoi. Nowe Tango to taka platforma w miniaturze, trzepiąca całą wulwą już na najniższych poziomach intensywności.

Co ciekawe, niższe poziomy wibracji, choć głębokie, wcale nie wymuszają na moim ciele orgazmów. Przeciwnie – pozwalają na budowanie podniecenia, gdy żołądż łechtaczki oraz wewnętrzne części clitoris powoli zwiększają poziom ukrwienia za sprawą delikatnej stymulacji. Tango X ma jeszcze jedną, istotną dla mnie funkcję. Wibracje „rozbijają” odczuwalne napięcie mięśni pochwy, które czasem mi towarzyszy w momentach zwiększonego stresu. Jest to wewnętrzny masaż, który mogę sobia zaserwować w każdej chwili, gdy go potrzebuję.

Odkyłam też, że tryb Tease na 7 i 8 poziomie intensywności to dla mnie automatyczny edging – do tej pory żaden gadżet sam z siebie nie sprawił, że bez większego wysiłku balansowałam na granicy szczytowania.

Mała rzecz, a niebywała zmiana

Wprowadzenie silikonowego „bufora” w dolnej części zabawki to aspekt, który bardzo poprawił komfort użytkowania Tanga X. Przede wszystkim łatwiej utrzymać gadżet w dłoni, nawet wtedy, gdy palce pokryte są lubrykantem czy wydzielinami ciała. Po drugie – nakładka absorbuje wibracje, dzięki czemu dłoń praktycznie w ogóle nie wibruje, gdy plastikowa część pozostaje w kontakcie z ciałem.

Porozmawiajmy o kasie…

Nie da się ukryć, że Tango X to jeden z najdroższych wibratorów–pocisków na rynku. Na tę chwilę kosztuje nieco ponad 400 zł (€89), co jest dość sporym wydatkiem, jak na tę kategorię produktową. Zdaję sobie sprawę, że zabawka tej jakości będzie służyć długo i dla osób, którym wystarczy jeden, ale porządny bullet w kolekcji, może to być opłacalna inwestycja w przyjemność. Całkowicie jednak rozumiem obiekcje tych osób, które nie sięgną po ten gadżet z obawy, że im się nie spodoba, a wtedy trudniej będzie im pogodzić się ze sporą kwotą przeznaczoną na jego zakup.

Wprowadzenie nowej, ulepszonej wersji przyczyniło się jednak do obniżenia ceny oryginału, który obecnie na stronie producenta można kupić z 25% rabatem.

We-Vibe Tango X – werdykt

Opracowanie nowego, ulepszonego Tanga zajęło marce We-Vibe kilka ładnych lat i jest to odczuwalne zarówno na poziomie estetyki, jak i funkcjonalności zabawki. Tango X może być świetnym gadżetem dla osób, które pragną mocy masażera typu wand w bardzo kompaktowej formie i które preferują mocniejsze doznania.

Ten miniwibrator będzie też świetnym wspomaganiem dla osób, które doświadczają zwiększonego napięcia mięśni i pragną sobie doraźnie pomóc w uśmierzaniu towarzyszącego im bólu.

Dzięki nowemu panelowi kontrolnemu, sterowanie Tangiem X stało się znacznie bardziej intuicyjne, a wygodny, silikonowy uchwyt sprawia, że łatwiej utrzymać zabawkę w dłoni – zarówno podczas zabaw solo, jak i np. między dwoma ciałami.

We-Vibe Tango X kupisz na stronie producenta.