Womanizer Premium | Nowy lepszy Womanizer? | Recenzja

Womanizer Premium | Nowy lepszy Womanizer? | Recenzja

W kwestii designu Womanizer ma za sobą długą drogę. Nowe modele popularnego gadżetu w niczym nie przypominają już pokrytego panterką czy kwiatkami Womanizera W100, który pojawił się na rynku w 2015 roku i zrewolucjonizował doświadczenie orgazmu dla wielu osób. Marka zdecydowanie nadąża z duchem czasu, a przy dziewiątej wersji popularnego gadżetu dosłownie przeszła samą siebie. 

Womanizer Premium kupisz bezpośrednio u producenta.

Już samo opakowanie Womanizera Premium wygląda jak opakowanie luksusowych perfum czy gadżetu kosmetycznego. Jeżeli ktoś lubi, kiedy gadżety oprócz tego, że działają, równie ładnie się prezentują, zdecydowanie doceni oprawę nowej wersji Womanizera. Naprawdę cieszy mnie to, że przy nowszych modelach marka zrezygnowała z tradycyjnie pojmowanej dziewczęcości, bo nowe wersje gadżetu nie są już upstrzone kryształkami czy kiczowatymi wzorami, a i obowiązkowy w świecie akcesoriów erotycznych róż pojawia się coraz rzadziej.

Jasne – wolałabym, aby producent ograniczył plastik i zrezygnował z „okienka” w kartonie, ale zdaję sobie sprawę, że mam na to mały wpływ i tylko pocieszam się faktem, że w mojej kolekcji akcesoriów opakowania nie są wyłącznie „na chwilę”, bo absolutną większość gadżetów przechowuję w oryginalnych pudełkach. W pudełku oprócz gadżetu znajdują się: wymienna końcówka dla większych łechtaczek, magnetyczna ładowarka USB, instrukcja obsługi i materiałowy woreczek ochronny.

Żeby była jasność – jestem bardzo zadowolona z tych Womanizerów, które już posiadam, a po Womanizerze InsideOut (recenzja) nie spodziewałam się już żadnej rewolucji w świecie akcesoriów ssących. Bo co jeszcze można władować w gadżet, który już jest bliski ideału? Okazuje się, że coś jednak można…

Dwie nowe funkcje

Womanizer Premium został wyposażony w dwie nowe funkcje, które dla wielu osób mogą okazać się przydatne. Pierwsza z nich to Smart Silence – genialna w swojej prostocie, polegająca na tym, że gadżet wyłącza się, kiedy traci kontakt ze skórą (a większość akcesoriów wykorzystujących stymulację powietrzem „na sucho” okazuje się najgłośniejsza, kiedy ciało nie tłumi dźwięku, czego najdobitniejszym przykładem jest chyba Sona od Lelo). Bardzo użyteczna rzecz, jeśli oczekuje się od gadżetu dyskrecji, bo np. do sypialni mogą wbiec dzieci lub za ścianą stać współlokatorzy. Co najlepsze, przy następnym przyłożeniu do ciała zabawka aktywuje się na tym samym ustawieniu, na którym przerwało się użytkowanie. Że też inni producenci nie wpadli na to rozwiązanie!

Druga funkcja to autopilot. Po aktywowaniu autopilota Womanizer Premium sam przeskakuje pomiędzy różnymi poziomami stymulacji w czterostopniowym okienku, intensyfikując je. Tutaj są do wyboru 3 takie okienka – od poziomu 1 do 4 (delikatna stymulacja), 5 do 8 (konkretna i intensywna stymulacja) i 9 do 12 (bardzo, bardzo intensywne ssanie). Przyznaję, że sama nie mogę używać autopilota na „trójce”, bo na poziomach 10-12 użytkowanie Womanizera Premium zwyczajnie sprawia mi ból. Ale jestem w stanie wyobrazić sobie, że do akcji z wymuszanym orgazmem ten tryb byłby jak znalazł.

Co jeszcze uległo zmianie?

Womanizer Premium jest całkowicie pokryty silikonem (za wyjątkiem złotej ozdoby z twardego plastiku), więc jest równie przemiły w dotyku, co Womanizer InsideOut. Najbardziej podoba mi się jednak umiejscowienie i projekt przycisków na trzonie gadżetu. Plus, służący do intensyfikowania stymulacji, jest nieco większy od minusa, więc znacznie łatwiej go wyczuć bez konieczności ciągłego zaglądania między nogi. Nieco niżej umiejscowiono przycisk z falą, który aktywuje autopilota.

3 światełka, które znajdują się poniżej wskazują, na którym z trzech poziomów autopilota gadżet obecnie operuje.

W użyciu

Jak już wspomniałam, jestem bardzo zadowolona z Womanizerów, które mam, a w szczególności z modelu InsideOut, bo łączy stymulację obszaru G z łechtaczką w sposób wyborny. Po Womanizerze Premium spodziewałam się więc skutecznego mechanizmu z technologią Pleasure Air i to właśnie dostałam. Dwanaście poziomów to też na tyle rozległy wachlarz, że osoba o każdym stopniu wrażliwości clitoris powinna znaleźć ten ulubiony. Mój to 5 i 6.

Interesujący jest tryb autopilota. W moim przypadku pierwszy poziom nadaje się świetnie do edgingu (doprowadzania się na skraj orgazmu, aby przerwać pieszczoty i zacząć je od nowa). Poziomy od 1 do 3 są tak delikatne, że moja łechtaczka czuje, że coś się dzieje, ale to „coś” nie jest w stanie wygenerować w niej orgazmu. Gdy więc wkracza tryb numer 4, szczytowanie uderza ze zdwojoną siłą. Zautomatyzowanie tej erotycznej gry sprawiło, że przy używaniu Womanizera Premium mogłam dosłownie wyłączyć myślenie i oddać się doznaniom, czekając na orgazmiczny przypływ. I to jest przewaga modelu Premium nad pozostałymi w mojej kolekcji.

Nie ukrywam przy tym, że nowy Womanizer urzekł mnie wizualnie – oprawą, ale i soczystym, czerwonym kolorem, który w branży gadżetów erotycznych wciąż przegrywa z obowiązkowym różem i fioletem, a szkoda.

Końcówka robi różnicę

Po kilku sesjach z Womanizerem Premium postanowiłam przeprowadzić jeszcze jeden eksperyment, który do tej pory nie przyszedł mi do głowy – użyć dyszy dla łechtaczek plus size. I choć z pozoru otwór w „większej” końcówce jest taki sam, jej spłaszczony kształt zdecydowanie wpływa na doznania.

Okazuje się, że szczytowanie z użyciem większej końcówki zajmuje mi nieco dłużej niż ze standardową dyszą. Odnoszę wrażenie, że ta końcówka stymuluje znacznie intensywniej i obejmuje nieco większy obszar wulwy dookoła clitoris, co powoduje również intensyfikację orgazmu – do tego stopnia, że w moim przypadku znacznie wydłużył się czas poorgazmicznej regeneracji. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Nie mam pojęcia, ale zdecydowanie muszę spróbować tego samego manewru z pozostałymi Womanizerami w mojej kolekcji!

W przypadku Womanizera Premium trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że dysza została umiejsowiona nieco inaczej niż w pozostałych modelach, znacznie dalej od krawędzi gadżetu. Dla osób z bardziej mięsistą wulwą może to oznaczać trudność w takim przyłożeniu zabawki do łechtaczki, aby Womanizer mógł dobrze się do niej przyssać. Tym osobom zdecydowanie polecałabym inne modele Womanizera, np. +Size czy Starlet (recenzja).

Dla kogo jest Womanizer Premium?

Z nazwą wiąże się też, niestety, cena. Womanizer Premium kosztuje premium (ponad 800 zł), więc warto przed zakupem rozważyć wszystkie za i przeciw. Womanizer Premium będzie z pewnością dobrą inwestycją dla tych osób, które mają jeden z pierwszych modeli Womanizera lub spróbowały np. modelu Starlet i chciałyby pójść o poziom wyżej.

Osobom, które nie mają jeszcze doświadczeń z bezdotykową stymulacją łechtaczki, radziłabym sięgnąć po jeden z tańszych egzemplarzy lub produkt konkurencyjnej marki, aby sprawdzić, czy ten rodzaj doznań w ogóle im odpowiada.

Jeżeli jednak ktoś może sobie pozwolić na sporą inwestycję w przyjemność (swoją lub bliskiej osoby), uwielbia piękne przedmioty w sypialni i między nogami oraz szuka wysoce skutecznego stymulatora łechtaczki, który naprawdę nie ma sobie równych, powinien wybrać Womanizera Premium. On zdecydowanie prześciga wcześniejsze modele estetyką i działaniem, więc podejrzewam, że w tym roku znajdzie się pod niejedną choinką… Obdarowane osoby przekonają się wówczas, że warto było czekać na gwiazdkę.