Nie spodziewałam się, że Zumio – nietypowy, orbitujący stymulator łechtaczki – okaże się aż tak skuteczny…
Na pierwszy rzut oka Zumio wygląda jak dziwny przyrząd kosmetyczny i raczej nie wywołuje natychmiastowych skojarzeń ze zmysłowością i erotyką. Przyznaję zupełnie szczerze: Zumio to gadżet tak dziwny, że w kwestii wyglądu zdecydowanie najdyskretniejszy w mojej kolekcji – nikt nie jest w stanie domyślić się, do czego naprawdę służy. Recenzując akcesoria erotyczne, przekonałam się jednak, aby nie oceniać potencjału orgazmicznego po wyglądzie zabawki, bo w ten sposób można pozbawić się wielu przyjemnych doświadczeń.
Gadżetowy bełkot
Niestety, marka Zumio od początku jedną rzecz robi źle – pisze o swoim produkcie jako „tworzonym przez kobiety dla kobiet, zrodzonym z frustracji, że akcesoria erotyczne produkują głównie mężczyźni, w związku z czym większość z nich nie działa na kobiece ciała i nie dają zapracowanym, zmęczonym życiem matkom orgazmów w mniej niż minutę”. Zieeew! Jest to – będę dosadna – typowy gadżetowy i wykluczający bełkot, który towarzyszy co drugiemu start-upowi erotycznemu starającemu się podbić tę jakże nasyconą niszę. Kolejnym krokiem okazuje się zazwyczaj wypuszczenie na rynek przeciętnego wibratora, który w ostatecznym rozrachunku wcale nie jest tak rewolucyjny, jak obiecywano. Ale to nie koniec. Zumio idzie nawet o krok dalej, piejąc o wyjątkowej końcówce SpiroTip™, której nazwa, podobnie jak twory w stylu SenseTouch, TruSkyn, PleasureWave, pewnie nie tylko mnie przyprawia o przewracanie oczami. „Patrz, wynaleźliśmy nową technologię, której nie będziesz w stanie zrozumieć, kmiocie!”. Nazywanie łechtaczki „twoją strefą przyjemności” już pominę milczeniem.
Czy sama opisałabym ten gadżet lepiej? Nie ma problemu, podejmę wyzwanie:
Stymulator Zumio został stworzony z myślą o osobach z łechtaczkami, a nietypowy, orbitujący ruch jego końcówki ma stymulować okolice clitoris, nie zaś samą łechtaczkę bezpośrednio, ponieważ dla wielu osób bezpośrednia stymulacja clitoris okazuje się zbyt intensywna i odnosi efekt odwrotny do zamierzonego.
Można? Można.

Orgazm w 60 sekund czy 5 minut?
Producent obiecuje orgazm w mniej niż minutę i jest to kolejne zapewnienie, które już czytałam i słyszałam setki razy. I choć z mojego ciała Zumio rzeczywiście wyciska orgazm w kilkadziesiąt sekund, nie oznacza to, że mierzenie czasu do osiągnięcia spełnienia z danym gadżetem jest w jakikolwiek sposób miarodajne i świadczy o jego skuteczności. Nie każdy lubi masturbować się szybko i wściekle, każde ciało jest inne i nie ma absolutnie nic złego w tym, że ktoś z danym gadżetem szczytuje w sekundę, a ktoś inny w godzinę. W końcu ani soloseks, ani partnerowany seks to nie wyścigi, więc nie dajmy się zwariować.
Skoro już wyrzuciłam z siebie wszystko, co w kwestii Zumio wydaje mi się chybione, czas na konkrety.
Estetyka
Gadżet, jak na cenę kojarzoną z sektorem premium (ok. 140 euro), prezentuje się raczej skromnie – żadnych atłasów, szylkretowych szkatułek, nic z tych rzeczy. W pudełku z miękkiej tektury jest za to sztywne pudełko wyściełane czymś gąbkopodobnym, a w tym czymś tkwi sobie zwieńczone ładowarką Zumio. Ponieważ ładowanie jest magnetyczne, dolna część gadżetu owinięta jest mało estetyczną przezroczystą taśmą. Pod gąbką zaś znajduje się ładowarka USB, satynowy woreczek do przechowywania i instrukcja obsługi.
Stymulator jest bardzo lekki i prawie nie czuć go w dłoni. Na trzonie umiejscowione są trzy przyciski służące do włączania i wyłączania zabawki oraz zmieniania trybów intensywności. Przytrzymanie włącznika przez 5 sekund aktywuje blokadę panelu kontrolnego. Zmienianie intensywności modułów jest bardzo intuicyjne – przycisk bliżej końcówki zwiększa tempo, ten położony niżej – zmniejsza. Całość wykonana jest z bezpiecznego dla ciała twardego plastiku, a trzon dodatkowo pokryty jest silikonem. W związku z tym najlepiej sprawdzi się lubrykant na bazie wody, ponieważ niektóre żele silikonowe mogą wejść w reakcję z powierzchnią Zumio i uszkodzić zabawkę.
Kształt dolnej części Zumio jest zwodniczy – mogłoby się wydawać, że obła końcówka posłuży jako wibrator do stymulacji wewnętrznej, ale nic z tych rzeczy. Mechanizm wprawiający gadżet w ruch umiejscowiony jest tak, że wprawia w ruch tylko SpiroTip™. Poza tym, jak już wspomniałam wcześniej, ruch ten to nie wibrowanie, a orbitowanie.

Nie ma łechtaczki, nie ma zabawy?
Doznania płynące z używania Zumio są dla mnie jednocześnie znane i zupełnie nowe – znane, bo sama podczas masturbacji najczęściej stymuluję okrąg wokół lechtaczki, a nowe dlatego, że jeszcze nie zdarzyło mi się używać do tego celu tak precyzyjnie celującej końcówki. Co najlepsze, gadżet oferuje zarówno delikatne pulsowanie, jak i tor Formuły 1 między nogami. Rozmiar SpiroTip™ sprawia, że odczucia w niczym nie przypominają tych płynących z używania palca, a nawet wibratora do stymulacji punktowej, jak np. Je Joue Classic Bullet.
Ponieważ stosowanie Zumio wymaga precyzji, nie polecam tego gadżetu do zabaw z drugą osobą i używania go z łechtaczką, która nie jest własną – przy takiej intensywności wielkie „łał” może bardzo szybko przerodzić się w „ał”. Pary, ktore lubią się dzielić, mogą jednak wypróbować Zumio podczas stymulacji warg sromowych, wzgórka łonowego, ewentualnie… sutków, czyli tych aktywności, które nie „atakują” łechtaczki bezpośrednio, a nadal mogą okazać się orgazmiczne.
Według producenta powinno się trzymać gadżet jak długopis i używać palca wskazującego do zmieniania trybów orbitowania. Dla mnie ta metoda okazała się niewygodna i postawiłam na prostopadłe umiejscowienie Zumio względem łechtaczki i zmienianie modułów kciukiem. W przypadku tej zabawki zdecydowanie warto zignorować wszelkie sugestie zawarte w instrukcji obsługi.
Nie będzie żadnej rewolucji?
Wbrew pozorom, w branży akcesoriów erotycznych naprawdę trudno o innowację. Może się więc wydawać, że po Womanizerze, Sonie czy Eroscillatorze nie da się stworzyć zabawki, która stymuluje tak, jak żadna inna, a na dodatek zadziała u bardzo wielu osób. Jednak marce Zumio naprawdę się to udało – stworzyła zupełnie nowy gadżet o wysokiej skuteczności, który na dodatek oferuje bardzo unikatowe doznania.
Czy ta unikatowość warta jest swojej ceny? Jeżeli ktoś już miał okazję poeksperymentować ze swoim ciałem i wie, że lubi intensywną, punktową stymulację clitoris, Zumio będzie świetnym dodatkiem do gadżetowej kolekcji. W przypadku osób początkujących, które dopiero poznają swoje ciało i techniki masturbacji, istnieje prawdopodobieństwo, że ta zabawka okaże się chybioną inwestycją w przyjemność.
Zumio jest w sprzedaży m.in. na Amazonie.
okładka wpisu: mat. producenta
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Pingback:
Pingback:
A.
25 lutego 2018 at 23:26Moja przygoda z gadżetami erotycznymi była dość przypadkowa ale bardzo inspirująca. Pojechałyśmy z przyjaciółkami do jednego z większych miast w Polsce na weekend, by trochę poszaleć i się odstresować. Natrafiłyśmy na sex shop i postanowiłyśmy wejść tam „dla żartu.” Okazało się, że ekspedientka nie chciała wypuścić nas stamtąd zupełnie zielonych, w temacie gadżetów erotycznych. Nawet gdy zapewniłyśmy ją, że nic nie kupimy, bo nie mamy na to budżetu, ona z ochotą pokazywała nam nowinki w dziedzinie zabawek erotycznych i dzieliła się z nami sekretami, które odmienią nasze życie seksualne o 180 stopni. W zasadzie wiele z rzeczy, które zaproponowała nam wtedy, brzmiało kusząco i nie raz później wracałam myślami do niektórych z gadżetów ale nie chciałam dzielić takich pierwszych i osobistych wspomnień z kimś kogo nie byłam pewna. Miałam przez lata wiele związków na koncie i każdy kończył się z fiaskiem. Nigdy nie przyznałam się do moich erotycznych pragnień. Gdy trafiłam na mojego obecnego narzeczonego, wiedziałam, że to jest to! Że jest to facet z którym będę już zawsze, i z którym chcę zaszaleć w łóżku. Zabrałam go na wycieczkę do tego samego miasta, odnalazłam ten sam sex shop sprzed lat. Ku mojej ogromnej radości, zastałam tam tę samą ekspedientkę, która z ogromną radością doradziła nam co wybrać na początek, i które gadżety okażą się dla nas wspaniałym wstępem do urozmaicenia naszego seksu. Kupiliśmy tam więcej rzeczy niż się spodziewaliśmy i prawdę mówiąc… nasz seks od tamtej pory za każdym razem jest totalnie inny i zaskakujący. Chętnie odwiedzamy takie miejsca częściej i nie boimy się zapraszać no naszej sypialni nowych zabawkowych gości. Nasze erotyczne gadżety bywają coraz odważniejsze, a nas po prostu to nakręca. Gadżety erotyczne to świetny pomysł, jeśli będziemy ich używać z wyjątkową osobą i zaczniemy się z nimi zaprzyjaźniać pomału, tak by nie spłoszyć nimi ani siebie, ani partnera. :) Co dziwnego jest w mojej historii? W zasadzie nic co mogłoby kogoś zaskoczyć. Ja jednak wiem,że gdybym tamtego dnia nie weszła z przyjaciółkami „dla żartu” do sex shopu, do dziś nie wiedziałabym jak wspaniałe mogą okazać się gadżety erotyczne w naszym życiu seksualnym. :)
Tomasz
25 lutego 2018 at 22:56Żona na delegacji, więc nie odczyta, a nawet jeśli, to nie będzie miała nic przeciwko – znajomym opowiadać tego nie wypada ;)
Przypadki o trudnym wyjęciu kulki gejszy traktowaliśmy w kategoriach urban legend. Do czasu.
Teneo Uno pojawiły się w sypialni po odpakowaniu z walentynkowej paczuszki. Instrukcja obsługi przeczytana dwa razy z góry na dół. Status: bardzo początkujący. Po pierwszym mocowaniu się umieszczone w wiadomym miejscu. Efekt posiadania w sobie czegoś ustąpił u Żony po kilku minutach. Nawet nabrała odwagi, przechodząc się na stację po czekoladę ;) Po kolejnych paru minutach wypadałoby już wyjąc, skoro mowa o niedoświadczonym (w takich przedmiotach) przewodzie mięśniowo-błoniastym. Instrukcja dla pewności przejrzana jeszcze raz.
I nic. Nie wychodzi. Nie rusza się. Stan stabilny, ale lekko paniczny.
Google mówi, że spokojnie. Jak to spokojnie!? Moja Żona ma w sobie jakieś 60 cm silikonu medycznego!
Fora mówią, że spokojnie, wyjdzie. No ale jak spokojnie!? Żona nigdy nie miała w sobie więcej, niż… powiedzmy, że prawidłowej średniej statystycznej od zdrowego, rosłego faceta.
Powstaje plan. Odwrócić uwagę od tkwiącego „problemu”. Poszły czekoladki. Herbata. I nic.
Poszedł jeden odcinek sitcomu. Drgnęło.
Prysznic. Jest luźniej.
Sypialnia przy zgaszonym świetle.
Jest!
Nigdy jeszcze nie cieszyłem się tak na cokolwiek, co wyszło z mojej Żony! (nie, nie mamy jeszcze ”kogoś, kto potrzyma szklankę na starość”)
Dziewczyna_K
25 lutego 2018 at 22:10To może i ja podzielę się swoją historią…
Studia, czwarty rok, sesja letnia za pasem. Potrzebowałam trochę ciszy i spokoju, by pouczyć się do nadchodzących egzaminów. Zdecydowałam się więc odwiedzić ukochaną babcię. U niej zawsze jest cicho i sielankowo, a i trzeba przyznać, że babcine pierogi są niezłym powodem, by ją odwiedzić ;)
Tak więc w piątek, po zajęciach, szybko na autobus i na dworzec, żeby zdążyć na ostatni pociąg. Niestety, autobus spóźnił się kilka minut, a to już stwarzało ryzyko, by cały mój plan nie wypalił.
Do odjazdu pociągu zostało 4 minuty, wybiegam z autobusu, biegnę przez dworzec kolejowy i wtedy… dosłownie wpadam na innego przechodnia. Stało się. Niezamknięta torebka spadła mi z ramienia, wypadł portfel, telefon, klucze, trochę innych drobiazgów i … kulki gejszy, które zawsze mam przy sobie. Czas stanął w miejscu. Nerwowymi ruchami pozbierałam wszystko, co wypadło, ale kulki… one jak na złość żyły własnym życiem i toczyły się między nogami przechodniów. Ze wstydu chciałam ZAPAŚĆ SIĘ POD ZIEMIĘ, ale jedyne co mi przyszło do głowy, to uciekać. Wiedziałam, że już ich nie odzyskam, ale strata była mniej bolesna, niż palące od zażenowania policzki.
W ostatniej chwili wsiadłam do pociągu. Odszukałam konduktora, by kupić bilet. Gdy już dał mi wydruk, wyjął z kieszeni moje kulki gejszy i z porozumiewawczym uśmiechem zapytał „czy to nie twoje?” Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Kompletnie mnie zatkało i natychmiast poczułam jak cała się rumienię. Zgubę jednak odzyskałam.
I tak oto od ponad pół roku jestem DZIEWCZYNĄ KONDUKTORA :)
Bart
25 lutego 2018 at 21:28Będąc kiedyś na wyjeździe za granicą przechodzilem przez czerwona dzielnice i pomyślałem że zrobię dziewczynie prezent kupie jej mały wibrator w kształcie jajeczka, ale jedyne jakie mieli w sklepie do którego sie udałem były to tanie chińskie dziesięcio eurowe podróbki. Nie chcąc wychodzić z pustymi rękoma kupiłem jeden. Z nudów i ciekawości spędzając wieczór samotnie w hotelu otworzyłem go, ponieważ można było go włożyć do pudełka zpowrotem bez śladów otwierania. Niestety choć znam się na elektronice i sprzetach, ów pomimo moich licznych wysiłków i prób nie działał. Skoro nie działał a rachunek i tak wyrzuciłem. Zresztą kto by oddawał takie barachlo z nudów rozebralem go. Jakie było moje zdziwienie gdy zamiast silniczka w środku znalazłem karteczke z napisem „one door close but another opens.” ktoś chyba pomylił jajeczko z ciasteczkiem chińskim z wróżbą. Ciekaw jestem miny tego kto znalazł mikro silniczek w ciastku.
Paulina
25 lutego 2018 at 19:51Historia będzie z cyklu tych rodzinnych, sprowokowanych złymi emocjami i takich, do których nie wraca się myślami. Ale do rzeczy. Moja NAJ opowiastka związana jest z moją ociekającą jadem teściową, która od pierwszego wejrzenia szczerze mnie znienawidziła. Zresztą ze wzajemnością. Kiedy tylko mogła, serwowała mni krępującą sytuację, żeby podkreślić jak bardzo nie pasuję do jej syneczka. Przed Bożym narodzeniem ulało mi się. Postanowiłam pokornie już nie znosić jej przytyków i wymyśliłam, że przy okazji prezentów świątecznych, zakpie z niej, tak jak ona ze mnie. Chciałam odwdzięczyć się za krem na cellulit, który dostalam na urodziny oraz za voucher na speed dating z okazji pierwszej rocznicy znajomości z jej synem. Postanowilam kupić jej erotyczną zabawkę, a tym samym postawić ją w krępującej sytuacji gdy cała rodzina zobaczy ją z takim cackiemw dłoniach. Otóż żeby nie było zbyt ordynarnie, wybrałam elegancko wyglądające jajeczko w obłym kształcie bałwanka do stymulacji łechtaczki. Miało byc z klasą. Niestety podczas wręczania upominków to znowu ja czerwieniłam lico. Teściowa po odpakowaniu podarku, zamiast się wkurzyc i poczuć niezręcznie, z radością i okrzykiem wypaliła do swojego męża -Tadek, zobacz! Iroha w nowym kształcie. Takiego jeszcze nie mamy! Skubaniutka nie dość, że znała się na marce, to okazało się że tego typu gadżety są jej świetnie znane. Nie doceniam zołzy. W przyszłym roku muszę bardziej się postarać jeśli chodzi o prezent dla „Mamusi”.
Nat
25 lutego 2018 at 19:28Hmmm, co by tutaj opowiedzieć… Może starą, dobrą, zwierzęcą historię? Pewnego dnia postanowiłam odbyć przedpołudniowe rendez-vous z moim wibrującym przyjacielem. Co jest w tym wszystkim znamienne – od niedawna stałam się pańcią słodkiej, adoptowanej koteczki. No więc zabieram się za zabawę, na plecki, kocyk, lubrykant i heja ;) jakie było moje zdziwienie i przerażenie, gdy koc się poruszył, a ja spojrzałam między rozłożone nogi i zobaczyłam tam moją słodką, niewinną kicię z ogonem rozmiarów małego kajmana, wielkimi z przerażenia oczami, zbliżającą się czujnie na niskim podwoziu xD nigdy nie zapomnę jej spojrzenia :D później cały dzień patrzyła na swoją pańcię przerażonym, zgorszonym spojrzeniem i omijała mnie szerokim łukiem, pańcio zaś pół dnia się głowił o co chodzi, a wieczorem dokonałam prezentacji odkrycia ;-) tym razem jednak poleciała poduszka, kot z fochem poszedł do siebie, załapując łapki nad zwyczajami prokreacyjnymi homo sapiens, a my doprowadziliśmy sprawę do końca (a nawet końców)
Aga
25 lutego 2018 at 18:06krótka, żenująca historia – piątek, wieczór. posiadówka z winem i koleżankami. poważne tematy, rozmowy o życiu. dwie z nich wygodnie ułożone na kanapie, ożywiona rozmowa i nagle dziwny dźwięk – pomiędzy poduszką, a pupą mojej przyjaciółki zaczyna wibrować mój przyjaciel. nie było już więcej poważnych tematów tego wieczoru. kurtyna
Zoja
25 lutego 2018 at 17:22Kiedyś z moim mężem zabawialiśmy się naszym „różowym przyjacielem”. Po skończeniu wyniosłam go do łazienki any umyć. Traf chciał że przyszli teściowie i z pośpiechu wyszłam z łazienki zostawiając wibrator na zlewie, obok mydła! Siedzimy, rozmawiamy, pijemy kawę i po chwili teść poszedł do łazienki, za jakąś chwilę teściowa. Teściowie poszli, wchodzę do łazienki a na zlewie dumnie stoi wielki różowy wibrator! Nikt nic nie powiedział a my z mężem obśmialiśmy sie jak dzicy :))))
Kasia
25 lutego 2018 at 15:31Pewnego dnia otrzymuję SMS od wtedy jeszcze przyszłego męża „Kochanie robię porządki w pokoju i właśnie zauważyłem że przyjaciel leży na wierzchu a obok siedzi mama”… chwilę mi zajęło zanim zorientowałam się że mojemu Lubemu chodzi o wibrator… A mama (aktualnie teściowa) chyba nie zauważyła sprzętu który leżał prawie obok niej… albo się nie przyznała… zastanawia mnie zawsze co sobie mogła pomyśleć o własnym synu posiadającym takie zabawki 🤣
K
25 lutego 2018 at 14:53Pewnego dnia ze swoim ukochanym oglądaliśmy niegrzeczne filmy. Nakręciliśmy się na siebie i poczuliśmy ze chcemy czegoś więcej. Postanowiliśmy przy najbliższej okazji wybrac się do Sex shopu po jakiś fajny gadżet który umili nam wspólny czas. Zrobiłam rozeznanie po wszystkich Sex shopach w naszym mieście i wybrałam ten dla nas najlepszy . Jechaliśmy podekscytowani z nutka tajemniczości i dreszczyku . Wchodzimy do sklepu, rozglądamy się i już nam się podoba. Sklep był duzy i piętrowy. Poprosiliśmy panią o pomoc, by pomogła nam dobrać coś co da przyjemność nam obojgu. Powiedziała: chyba mam coś specjalnego – po czym udała się na poszukiwania .
Postanowiliśmy sie w tym czasie rozejrzeć. Nagle słyszę znajomy głos, patrzę a tam kto?? MOI RODZICE !!!!! Oczy miałam jak 5zl, wielki czerwony płomień pojawił się na mojej twarzy. Niestety nas zauważyli . Widzialam zmieszanie w ich oczach. Podchodzą do nas i mówią: ooo a wy co tu robicie ??? Wyczułam z ich strony lekkie zażenowanie, ale ja czułam się podobnie… kogo jak kogo ale ich o takie zabawy bym nigdy nie posadziła. Nagle słyszę szpilki pani ekspedientki, która zmierza w naszym kierunku. Fala gorąca przepływa przez moje cialo i tylko się modlę by nic nie przyniosła ze soba : ooo już mam, nasza nowość, idealny dla Państwa, zestaw deluxe, a w nim miedzy innymi knebel z penisem. W jednym momencie wszyscy jakbyśmy się zgadali, parsknęliśmy śmiechem. Wydaje mi się ze śmiech to była jedyna dobra odpowiedz na tą niezręczną dla nas sytuacje :D
Do tej pory wspominamy tą sytuacje, a ja za każdym razem robię się czerwona jak mała dziewczynka :)
Tommmy
25 lutego 2018 at 11:34Kiedy z żoną jesteśmy napaleni to po klasycznym seksie czasem zamieniamy się rolami. Moja kochana zona zakłada sobie strapona i dildosem pieści mój punkt G. Tak się wczuliśmy tak mi było dobrze że bardzo dosadnie jekami to pokazywałem (wcześniej żona również nie ukrywała się z tym jak jej jest dobrze ale głośnościa na pewno ja przebilem 😉) po wszystkim nie zdążyliśmy się ogarnąć a tu policja i zakłócanie ciszy nocnej… Wiedziałem że to moja sprawka ale żona wzięła to na siebie ze uprawialismy seks i może jeknela że 2 razy za głośno i pewnie to sąsiadom przeszkodziło… Panowie policjanci okazali się na tyle normalni że się z nami posmiali, pożyczyli udanych dalszych uciech i poszli 😁 Żodyn nie wie że to ja, że to moje jęki i krzyki przeszkadzały sąsiadom 😂a w podziękowaniu dla żony, że wzięła to na siebie i wyszliśmy z twarzą z tej sytuacji taki gadżet byłby idealny.
Kris
25 lutego 2018 at 11:06Jednak hormony szaleją na wszystkie strony w 8. miesiącu ciazy. Ale też na te przedobra. Odkrywam dużo nowego porno, które spełnią moje oczekiwania i potrzeby (wystarczyła ciut silniejsza motywacja żeby porządnie poszukać). Odkrywam moc mojej elektrycznej szczoteczki do zębów (2 stare wibratory, które nigdy nie przyprawiały o szaleństwo maja zupełnie zjechane silniczki). Mąż przepracowany i zmęczony. Często pracuje z domu. Dwa pokoje dalej, więc spokojnie pieszczę się wibrujaca szczoteczka w sypialni. Raptem wchodzi że świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Ja całą czerwona, najpierw z podniecenia. Zazenowana głównie obawa, że poczuje się odrzucony albo pominięty. On z usmiechem, miłością i pożądaniem na twarzy pyta czy może dolaczyc. Doprowadza mnie do wspaniałego orgazmu. Następnego dnia wraca do domu z nowym wspaniałym i mocarnym wibratorem i karteczka: Dla Ciebie. I czasem dla nas, jeśli zechcesz. Ale to Ty decydujesz.